Białołęka, której nie znacie - świat rolników i dziwnych nazw
12 października 2015
Sygnałowa, Miętowa, Wyspiarska - nie znacie tych ulic? Nic dziwnego! To maleńkie zaułki na Żeraniu. Odkąd uruchomione zostało centrum handlowe na Kupieckiej, ta część Żerania przybliżyła się do Warszawy. W niedzielę, zamiast do Wilanowa, przyjedźcie tutaj - to inny świat, choć wciąż w administracyjnym obrębie Warszawy...
Świat kaktusów pana Fuchsa
Trzeba wspomnieć o dwóch wspaniałych gospodarstwach ogrodniczych na białołęckiej ziemi. Przy Modlińskiej 43 działało przed wojną przedsiębiorstwo Szymona Fuchsa. Inżynier Fuchs hodował na skalę przemysłową kaktusy. Jego zakład zatrudniał mieszkańców Różopola, Pelcowizny i Żerania. To był prawdziwy potentat, który obok firmy ogrodniczej Bracia Chomicz z Brackiej (od ich nazwiska pochodzi nazwa osiedla Chomiczówka) i legendarnego producenta owoców Christiana Ulricha z podwarszawskich Górc (daktyle, ananasy i inne frykasy pozwalały poznać smak dalekich krain) był znany w całej Warszawie. Biznes Fuchsa tak dobrze się kręcił, że inżynier zaczął nawet wydawać własną gazetę "Świat Kaktusów". Przy Modlińskiej 43 działało przed wojną przedsiębiorstwo Szymona Fuchsa. Inżynier Fuchs hodował na skalę przemysłową kaktusy. Tak pisał w jednym z artykułów: "W ciągu ostatnich kilku lat kaktusy stają się u nas coraz więcej popularne i liczba amatorów tych roślin zwiększyła się do tego stopnia, że obecnie można śmiało twierdzić, że kaktusy zdobyły sobie ostatecznie poważną pozycję na rynku kwiaciarskim. Wszystkie prawie kwiaciarnie nasze, zarówno stołeczne, jak i na prowincji, poza działem czysto kwiatowym, prowadzą sprzedaż kaktusów, przyczem popyt na nie ciągle wzrasta". W 1936 roku firma miała w ofercie ponad 250 gatunków kaktusów! Gospodarstwo zostało zniszczone w czasie kampanii wrześniowej. W jego miejscu znajduje się dziś Elektrociepłownia Żerań. Czy Fuchs przeżył wojnę? A może zginął w getcie? Tego chyba nigdy się nie dowiemy.
Szparagi od Majlerta
W Marcelinie do dziś gospodarzą potomkowie Wilhelma Maylerta, absolwenta śląskich szkół agronomicznych, który w XIX wieku związał się z Warszawą. A raczej jej ówczesnymi dalekimi przedmieściami. Najpierw był zarządcą majątku rodziny Henebergów w Wawrzyszewie. Potem kupił ok. 130 ha ziemi w Marcelinie, gdzie ciężką pracą ulepszał słaby grunt. Poza warzywami i owocami zajmował się także produkcją mleka, które własnymi wozami opatrzonymi nazwiskiem "Maylert" rozwoził codziennie o brzasku do warszawskich sklepów. Firma Maylerta przetrwała okupację i demokrację ludową, i dziś dostarcza smakołyki na warszawskie stoły. Rodzina - od kilku pokoleń nosząca spolszczone nazwisko Majlert - zajmuje się dziś zaopatrzeniem stołecznych restauracji w świeże produkty. Czego tu nie ma! Wszystko jest: jarmuż, rukola, endywia, majeranek, sałaty, dynie, fasole, szpinak, buraczki... Do gospodarstwa Ludwika Majlerta na Marcelin po świeże roślinki smakosze przyjeżdżają z najdalszych krańców stolicy!
Na Sygnałowej i Miętowej
Aż chciałoby się powiedzieć, że nazwa ulicy Miętowej wcale nie jest przypadkowa. Idealnie wpisuje się w sąsiedztwo Gospodarstwa Rolnego Majlerta. Mięta nie jest tak egzotyczna jak jarmuż, endywia czy wężymord, czasem dziko wyrośnie nad rzeczką. I taka właśnie jest ścieżynka o szumnej nazwie "ulica". Gruntowa dróżka biegnie lekko pod górkę. Po lewej stronie przechodnia wita stary, opuszczony domek z zachowaną latarenką adresową. Na następnej posesji znajduje się warsztat samochodowy. Dalej, aż do nasypu kolejowego - dzikie krzaki, które od lat służą za wysypisko śmieci. Na górce dróżka skręca w lewo i biegnie wzdłuż torów. Dla urzędników było to zbyt odległe miejsce, by postawić tu tabliczkę z nazwą ulicy, a okazuje się, że to Wyspiarska. Po prawej stronie znajduje się zrujnowany, piękny, przedwojenny dom. Jak można było dopuścić do zdewastowania go? Na Wyspiarskiej nie ma tablic nazewniczych, są za to latarnie z poprzedniej epoki. Kto wie, może po zmroku nawet świecą? Na końcu ulicy znajduje się warsztat samochodowy i jeden zadbany dom. Ulica wsiąka w ziemię jak rozlana woda i znika za krzakami, by odnaleźć się kilkaset metrów dalej - tam właśnie urzędują Majlertowie.
Wyspiarską i Marywilską łączy Sygnałowa. Jej nazwa też chyba nie jest przypadkowa - jeszcze węższa niż Miętowa uliczka wysyła słaby sygnał, że istnieje. Większy samochód raczej tędy nie przejedzie. Zabudowa taka jak wszędzie - małe domki z ogródkami, sporo zaniedbanych posesji. Psy szczekają, broniąc swojego terenu przed obcym. Najwyraźniej poza autochtonami rzadko kto tu przychodzi...
Przemysław Burkiewicz