Bezdomni opanowali Bemowo. "Nie bądźmy obojętni!"
9 grudnia 2015
Bemowo staje się dzielnicą ludzi bezdomnych? Samotni i brudni żebrzą o parę groszy na przystankach autobusowych i stacjach benzynowych. - Nie bądźmy wobec nich obojętni - proszą funkcjonariusze straży miejskiej.
Panowie na pustostanach
Bezdomni na Bemowie to nie nowość. Od dawna zamieszkują pustostany na Górcach. Ostatnio opisywaliśmy zrujnowany murowany dom przy Lazurowej 161, gdzie urządzili sobie przystań. Nie mają prądu i wody, palą więc świeczki. Sprowadzają wszelakie śmieci, takie jak makulatura, plastik, złom. Na podwórku leży stary tapczan, a wśród śmieci stare butle gazowe. Bezdomni zajmują także gołębniki przy ulicy Narwik. Domki z drewna i dykty są w coraz gorszym stanie. Rozpadają się, dachu prawie nie ma. Dawne działki, które znajdują się dookoła - zdziczały. Ich użytkownicy poumierali, ogrody zarosły, a dzicy lokatorzy dodatkowo zrobili z nich wysypisko śmieci. Przeszkadza to mieszkańcom okolicznych domów. - Czasem słychać, jak się wydzierają. Pijani wyzywają się od najgorszych i kłócą o alkohol! - mówi nasza czytelniczka.
Nie chcą pomocy
Bezdomni zalegają też na ławkach pod wiatami przystankowymi, kładą się i śpią. Rzeczniczka prasowa straży miejskiej Monika Niżniak mówi, że funkcjonariusze bardzo dobrze znają ich kryjówki. Strażnicy miejscy proszą, by zgłaszać im każdego bezdomnego. Robi się coraz zimniej, a oni mają osłabioną odporność. Są niedożywieni. - Mundurowi regularnie odwiedzają te siedziby. Zwykle jednak, gdy proponują pomoc, spotykają się ze stanowczą odmową - mówi.
Są w Warszawie ośrodki, które pomagają bezdomnym. Jednak w noclegowniach czy jadłodajniach trzeba być trzeźwym... Udało nam się namówić na rozmowę dwóch podopiecznych schroniska dla bezdomnych mężczyzn "Przystań", prowadzonych przez Caritas, przy Wolskiej 172.
- Przyjechałem z Sieradza - mówi pan Tomasz. - Naturalnie, za chlebem. Pracowałem jako robotnik na budowie, zarabiałem niezłą kasę. Połowę wypłaty wysyłałem do domu. Tu, w Warszawie, zacząłem korzystać z życia. Alkohol, prostytutki, taksówki. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Zapiłem parę razy w robocie, kierownik się wściekł i mnie wywalił. Zaraz wypowiedziano mi mieszkanie, bo nie płaciłem. Stoczyłem się na dno, panie, ale co robić? Teraz zbieram złom, makulaturę, coś wyżebrzę - opowiada. Drugi, Andrzej, też skończył na ulicy przez alkohol. - Miałem normalną rodzinę. Rodziców i brata. Wpadłem w złe towarzystwo, imprezowałem. Starzy wybaczali, ale uzależniłem się. Wódka, narkotyki. Pobiłem ojca, sąsiedzi wezwali policję. Trafiłem z czasem do pudła. Do domu nie było powrotu. Coś się skombinowało, coś wyżebrało... I tak to się ciągnie - opowiada, łapczywie jedząc sprezentowanego mu hot-doga ze stacji paliw. - Miałem dziewczynę, też bezdomną, ale zostawiła mnie. Zakochał się w niej jakiś fagas i wyszła na prostą. Widziałem ich niedawno pod Biedronką: wychodzili z zakupami, mają dziecko. Ja już zostanę na dnie - mówi smutno, pałaszując bułkę z parówką. Nasi rozmówcy nie chcą pomocy. - Byłem w ośrodku. Nie wolno pić, palić... - kiwa głową Andrzej.
Strażnicy miejscy proszą, by zgłaszać im każdego bezdomnego. Robi się coraz zimniej, a oni mają osłabioną odporność. Są niedożywieni. - Nie bądźmy obojętni. Może potrzebują pomocy lekarza? Strażnicy będą kierować tych ludzi do ośrodków pomocy i noclegowniv- mówi Monika Niżniak.
(LARS)