Bez pomysłu na warszawskie fortyfikacje
27 sierpnia 2012
Wakacje spędziliśmy w Gdańsku. W samym centrum miasta, tuż za Dworcem Głównym, znajduje się Góra Gradowa, a na niej zespół zabytkowych fortyfikacji. Część obiektów pochodzi jeszcze z XVI wieku, a całość została przebudowana 150 lat temu, mniej więcej w tym samym czasie, gdy powstawały fortyfikacje warszawskie. W odróżnieniu od tych ostatnich, na terenie gdańskich fortów za pieniądze z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego powstaje wspaniałe centrum edukacyjno-rekreacyjne, nazwane na cześć sławnego gdańszczanina Hewelianum.
Lubię porównywać Warszawę z Gdańskiem. Obie aglomeracje mają - z różnych przyczyn - podobny potencjał rozwojowy i turystyczny.
Opisywałem już kilkakrotnie, jak władze Warszawy nie umieją wykorzystać stołecznych fortyfikacji, zbudowanych w czasach carskich. Spośród kilkudziesięciu obiektów zagospodarowana jest tylko Cytadela, obecnie dość przaśnie, ale już za rok ma tam zostać otwarte nowoczesne Muzeum Wojska Polskiego. Otaczające ją dwa pierścienie fortów, do których zalicza się m.in. Fort Bema, w większości są zapomniane i po prostu niszczeją.
W Forcie Bema w ubiegłym roku powstała "galeria sztuki ulicznej". Wewnętrzne ściany fortu zostały pokryte malowidłami przez zaproszonych grafficiarzy. Na wyprodukowanym przez urząd miasta filmiku reklamowym wygląda to nawet nieźle. Niestety, tam również wybrałem się na rodzinny spacer. Wnętrze fortu, w najmniejszym stopniu nie odremontowane, sprawia wrażenie brudnej nory. Po zmroku strach wejść, a i w słoneczny dzień w zakamarkach czai się coś brzydkiego. Malunki, delikatnie mówiąc, nie zapewniają przeżyć artystycznych kojarzących się ze słowem "galeria".
Jest gorzej niż było: fort nadal czeka na swój pomysł na zagospodarowanie, który, gdy się w końcu pojawi, spowoduje lamenty autorów bohomazów. Na szczęście zostały nam wspomnienia z Gdańska...
Maciej Białecki
były wiceburmistrz Pragi Południe (2002-2004) i radny sejmiku mazowieckiego (2002-2006)