Bartłomiej Włodkowski: lepiej mieć jakikolwiek wpływ niż żaden
2 grudnia 2015
Rozmowa z Bartłomiejem Włodkowskim, prezesem Fundacji Ave, przewodniczącym Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Białołęce.
- Mija kolejny rok w roli przewodniczącego...
- Czuję się trochę jak weteran i martwi mnie, że w styczniu nie było innych kandydatów na tę funkcję. Jednocześnie czuję duże zaufanie ze strony organizacji pozarządowych, czego wyrazem jest fakt, iż reprezentuję je już drugą kadencję w Warszawskiej Radzie Pożytku, a także zostałem wybrany do Mazowieckiej Rady Działalności Pożytku Publicznego. Mam nadzieję, że już niebawem inni zechcą przejąć pałeczkę.
- Ponieważ większość mieszkańców nie ma pojęcia, co to jest DKDS, proszę przybliżyć rolę Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego.
- W wielkim skrócie można powiedzieć, że chodzi o dialog obywatelski, w ramach którego ustalane są szczegółowe zasady współpracy pomiędzy urzędem a fundacjami i stowarzyszeniami oraz innymi podmiotami wymienionymi w Ustawie o pożytku publicznym i wolontariacie. Komisja ma prawo konsultowania dokumentów i projektów aktów prawnych, które dotyczą sfery działania NGO, opiniuje propozycje konkursów grantowych i deleguje swoich przedstawicieli do komisji oceniających wnioski dotacyjne. Tyle "teoria", czyli corocznie uchwalany program współpracy m.st. Warszawy z organizacjami pozarządowymi, na podstawie którego w dzielnicach działają DKDS-y, a przy biurach miasta branżowe, tematyczne Komisje Dialogu Społecznego (KDS-y). Natomiast najwięcej zależy od zaangażowania ich członków i... chęci urzędu do prowadzenia dialogu. Bywa niestety, że organizacje aktywizują się wyłącznie w sytuacjach kryzysowych, kiedy na przykład brakuje pieniędzy na dotacje. Ograniczanie współpracy do spraw finansowych jest krótkowzroczne i nie idzie w parze z misją trzeciego sektora. W moim odczuciu niestety zbyt wiele organizacji nie docenia wartości i znaczenia dla lokalnej społeczności współpracy pozafinansowej z urzędem - opartej o wspólne przedsięwzięcia, konsultacje, wzajemne korzystanie z zasobów i potencjału, tworzenie grup lobbujących w mieście...
- Nie tak dawno na portalach społecznościowych pojawiły się głosy o swego rodzaju hermetyczności naszego DKDS-u. Co Pan na to?
- Dialog społeczny, a właściwie obywatelski, to pojęcie bardzo szerokie. Natomiast działalność DKDS-ów i KDS-ów dotyczy relacji między stowarzyszeniami i fundacjami a urzędem. Analogicznie jest z Forum Dialogu Społecznego - miejscem wymiany doświadczeń między komisjami dialogu oraz Warszawską Radą Pożytku, którą tworzą urzędnicy, radni miasta i reprezentanci trzeciego sektora. Organizacje pozarządowe do niedawna były właściwie jedyną i na pewno najaktywniejszą emanacją społeczeństwa obywatelskiego.
Tymczasem obecnie jesteśmy świadkami powstawania różnego rodzaju grup sąsiedzkich, nieformalnych, skupionych wokół problemów danej ulicy czy osiedla, aktywistów itp. Mają wiele zapału, pomysłów i chęci do działania, a niekoniecznie chcą instytucjonalizować swoją działalność. Nie wystarczają im też dostępne instrumenty prowadzenia dialogu z władzą, np. konsultacje społeczne czy mechanizmy finansowe jak inicjatywa obywatelska albo budżet partycypacyjny. Myślę, że nie tylko na Białołęce stoimy przed wyzwaniem znalezienia nowych form i przestrzeni dialogu dla nowych podmiotów. Być może właśnie DKDS jest dobrym miejscem do ich wypracowania - chociaż formalnie członkami mogą być jedynie zarejestrowane organizacje pozarządowe, to spotkania otwarte są dla każdego. Informacje o działalności można znaleźć na stronie ngo.um.warszawa.pl.
- Ile organizacji tworzy DKDS w naszej dzielnicy?
- Coraz więcej. Formalnie zapisanych jest ponad 40 - są to zarówno fundacje i stowarzyszenia prowadzące świetlice socjoterapeutyczne i terapię, pomagające potrzebującym, jak i organizacje kulturalne, edukacyjne, seniorskie czy sportowe. Natomiast aktywnie w posiedzeniach uczestniczy około 15-20 podmiotów. To dużo, zważywszy, że jeszcze 3-4 lata temu na spotkania przychodziło zaledwie 4-5 reprezentantów. Obecna skala zainteresowania działalnością DKDS-u pokazuje dynamikę zmian w naszej dzielnicy, ale również jest efektem nastawienia władz.
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że swoistą cezurą był moment, kiedy burmistrzem przestał być Jacek Kaznowski. Co ciekawe wcześniej próbował bezprawnie rozwiązać DKDS... W procesie aktywizacji dialogu dużą rolę odegrał były wiceburmistrz Mariusz Budziszewski, obecnie mam wrażenie, że dobrze dogadujemy się z burmistrzem Piotrem Jaworskim. Choć zabrzmi to dość nawinie, to myślę, że wszyscy zrozumieliśmy, że warto rozmawiać.
- Jakie sukcesy ma na swoim koncie DKDS?
- Najważniejsze jest to, że rozmawiamy i mamy z kim rozmawiać. Reakcja urzędu na wszelkie interwencje z naszej strony zwykle jest błyskawiczna, co nie znaczy, że każdy pomysł urzędnicy przyjmują bezkrytycznie. Ale czujemy się wysłuchani. Na początku roku na przykład nie planowano ogłoszenia corocznego konkursu dotacyjnego na wsparcie wypoczynku zimowego dzieci i młodzieży. Na prośbę DKDS konkurs został przeprowadzony. Swego czasu zorganizowaliśmy też bardzo ciekawą debatę o dzielnicowej polityce społecznej, w której urzędnicy, radni i pozarządowcy dzielili się swoimi spostrzeżeniami i oczekiwaniami. Na ostatnim posiedzeniu zarząd dzielnicy poinformował o zwiększeniu środków w otwartych konkursach ofert na rok 2016 o ponad 100 tys. złotych. Na przykład na przedsięwzięcia kulturalne będzie 50 tys. złotych więcej. Ważne też, że pomimo przekazania do dzielnicy mniejszych pieniędzy z tzw. korkowego, co ma m.in. związek z szukaniem przez władze Warszawy pieniędzy na program rewitalizacji Pragi i Targówka, udało się nie redukować budżetu konkursu na wsparcie działań profilaktycznych. Ma to ogromne znaczenie, bo z tych pieniędzy finansowana jest m.in. działalność czterech świetlic socjoterapeutycznych dla dzieci.
Rozwój DKDS to także dynamiczne prezydium, które tworzą przedstawiciele różnych środowisk: Beata Ciejka z Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, Zdzisław Czerwiński ze Stowarzyszenia Seniorzy Białołęki, Mariusz Rowicki z Klubu Judo Lemur oraz Dawid Zmuda ze Stowarzyszenia Scena Myśli i inicjatywy internetowego Radia Białołęka.
- Ostatnio niektórzy radni podważają prawomocność wyboru nowej dyrektorki Białołęckiego Ośrodka Kultury. Powołują się przy tym na nieuprawniony i niezgodny z prawem udział DKDS. Jak to było?
- Dziwią mnie te wątpliwości. Zgodnie z moją wiedzą konkurs odbył się przy zastosowaniu obowiązujących przepisów, natomiast muszę przyznać, że paradoksalnie zgadzam się, że nastąpił zgrzyt związany z... pominięciem DKDS.
Przepisy prawa nie mówią nic o udziale przedstawicieli DKDS w komisji konkursowej wybierającej dyrektora placówki kultury, ale jej nie zabraniają. Przy okazji poprzedniego konkursu na dyrektora BOK białołęcki urząd wprowadził jako pierwszy w Warszawie bardzo dobry zwyczaj, który moim zdaniem powinien być standardem w mieście, aby w składzie komisji konkursowej znalazł się przedstawiciel organizacji pozarządowych. Wówczas delegowaliśmy panią Alicję Czyżnikowską z Pracowni Inicjatyw Twórczych "Artema". Pamiętajmy, że BOK, zgodnie ze swoim statutem, ma obowiązek współpracy z trzecim sektorem i lokalnymi animatorami. Ważne więc, aby te środowiska miały wpływ na obsadę stanowiska dyrektora placówki.
Analogicznie w tym roku Urząd Dzielnicy zwrócił się do DKDS z prośbą o delegowanie przedstawiciela. Jednak finalnie okazało się, że władze miasta, z nieznanych do dzisiaj powodów, zdecydowały się powołać komisję w składzie innym niż ten zaproponowany przez dzielnicowy ratusz. Weszli do niej jedynie wiceprezydent, burmistrz i przedstawiciel Biura Kultury. I chociaż - podkreślmy - wszystko dokonuje się w majestacie prawa, to jednak sytuacja nas zaniepokoiła, ponieważ stanowi złamanie dobrej praktyki. Burmistrz Piotr Jaworski, również zaskoczony sytuacją, przekonał decydentów, aby członkowie DKDS mogli spotkać się z wybraną przez komisję kandydatką, wysłuchać jej pomysłów i wyrazić opinię, która miała być przedstawiona pani prezydent razem z rekomendacją komisji.
Uznałem, że z tej propozycji warto skorzystać i zaproponowałem tę formę naszym organizacjom. Zorganizowaliśmy spotkanie, zadaliśmy pytania, zdecydowaliśmy, że wybór komisji przyjmujemy do akceptującej wiadomości. Cała sprawa. Po latach uczestnictwa w dialogu obywatelskim mam głębokie przekonanie, że lepiej mieć jakikolwiek wpływ niż żaden. Rzecz jasna nie zmienia to naszego stanowiska, że jesteśmy głęboko rozczarowani zlekceważeniem zasady dobrej praktyki i zgodnie z ustaleniami na najbliższym spotkaniu DKDS wystosujemy pismo do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz z prośbą o wyjaśnienia.
Bardzo mnie dziwi próba robienia sensacji z... niczego. Podnoszone larum uważam za burzę w szklance wody i trochę mnie smuci, że na kanwie tarć w ratuszu wykorzystuje się organizacje działające w sferze pożytku publicznego. Mam nadzieję, że radni nowej koalicji nie będą ograniczać przestrzeni dialogu i zawężać roli DKDS. Natomiast fakt, że burmistrz doprowadził do tego, aby przedstawiciele strony społecznej mogli wyrazić swoją opinię o propozycji kandydatki, uważam za przejaw kultury dialogu. Liczę, że dalsza współpraca z urzędem i radnymi będzie szła w kierunku jeszcze większej partycypacji środowisk pozarządowych i grup obywatelskich.
Rozm. oko