Autobusów jednak zabrakło. 15 linii sparaliżowanych
8 lipca 2020
Skutkiem wyciągnięcia odpowiedzialności zbiorowej wobec kierowców Arrivy okazały się ogromne problemy z kursowaniem komunikacji miejskiej.
Przypomnijmy: we wtorek 7 lipca wieczorem, w następstwie drugiego wypadku z udziałem kierowcy będącego pod wpływem amfetaminy, Zarząd Transportu Miejskiego zdecydował się zawiesić umowę z Arrivą. 142 autobusy niemieckiego przewoźnika nie wyjechały na trasy, kierowców wysłano na przymusowy odpoczynek i zaczęły się gorączkowe poszukiwania rozwiązania zastępczego. Aby zapełnić potężną lukę w rozkładach, pościągano z urlopów wielu pracowników Miejskich Zakładów Autobusowych. Okazuje się, że to nie wystarczyło.
Bez Arrivy ani rusz
- No, to idę jutro do pracy pojeździć "za Arrivę" - napisał we wtorek wieczorem autor bloga Na Zwalniaczu Autobusem po Warszawie. - Współczuję wszystkim "normalnym" kierowcom Arrivy, którzy jutro nie wyjadą. To też trudne i niepewne czasy dla nich. Trzymajcie się.
W środę rano na ulice Warszawy miało wyjechać 125 autobusów Arrivy, ale MZA, Mobilis, PKS Grodzisk Mazowiecki i Komunikacja Miejska Łomianki zdołały uzbierać ich tylko 45. Skutkiem była rozkładowa katastrofa na kilkunastu liniach, a najbardziej ucierpiało łączące Chomiczówkę z Wilanowem 180. Tymczasem Arriva zapewnia, że "szanuje" decyzję warszawskiego samorządu.
- Rozpoczęliśmy badania wszystkich kierowców, pomimo istniejącej luki prawnej oraz nieuregulowanych kwestii kontroli kierowców przez przewoźników pod kątem stosowania środków odurzających - czytamy w oświadczeniu przewoźnika. - Nasi pracownicy będą dodatkowo przeszkoleni przez specjalistów w zakresie rozpoznawania oznak wpływu narkotyków. Potwierdzimy bezpieczeństwo realizowanych przez nas przewozów.
(dg)