Aleksandra Gajewska: Jest się dla kogo starać na Białołęce
13 listopada 2014
Rozmowa z Aleksandrą Gajewską, radną m.st. Warszawy ubiegającą się o ponowny wybór z listy PO.
Mówi się, że polityka psuje ludzi. Po czterech latach w Radzie Warszawy czuje się Pani mądrzejsza czy może bardziej cyniczna?
Mam przekonanie, że tę kadencję przepracowałam sumiennie. Poszerzyłam wiedzę, sposoby działania i komunikacji. Teraz dużo lepiej wiem, jak rozwiązywać problemy, z którymi mieszkańcy się do mnie zwracają. Jestem szczególnie dumna z autorskich projektów: "Białołęka jest kobietą" i "Dziura po zimie sama nie zginie".
Gdy czyta się program Platformy można odnieść wrażenie, że Białołęka jest ważna, ale bez przesady. Wydłużenie Trasy Mostu Północnego - po 2020 r., przedłużenie metra - niepewne i po 2022 r.
Miło jest obiecywać wszystko szybciej - pytanie, czy jesteśmy w stanie sprostać wydatkom, które kryją się za obietnicami. Białołęka - w porównaniu do innych dzielnic Warszawy - przechodzi tak dynamiczny rozwój, że ciężko jest za nim nadążyć z rozbudową infrastruktury. Można więc mówić, że dzielnica potrzebuje jeszcze wielu inwestycji, ale trzeba zauważyć, że one są konsekwentnie realizowane: mosty - Skłodowskiej-Curie i w ulicy Kobiałka, modernizacja ulicy Modlińskiej, a wkrótce tramwaj na Tarchomin. W najbliższym czasie będzie modernizowana ul. Głębocka, i to kompleksowo - pojawią się krawężniki, przejścia dla pieszych, chodniki, oświetlenie czy zatoczki dla autobusów.
Władze dzielnicy musiały dosłownie "wyszarpywać" pieniądze na tę inwestycję. Co robią radni w radzie miasta, skoro ostatecznie działalność samorządu Białołęki polega na "wyszarpaniu" kasy z budżetu Warszawy?
Media lubią tego typu określenia, ale są one nieco krzywdzące. Owszem, reprezentuję w Radzie Warszawy mieszkańców Białołęki i Pragi Północ, ale muszę mieć też na uwadze rozwój całej stolicy i równoważyć interesy wszystkich.
Dzielnica niczego nie "wyszarpuje" - raczej informuje, że jakaś inwestycja jest dla niej priorytetowa i powinny znaleźć się na nią pieniądze. A moją rolą jest przekonanie innych, że dana inwestycja faktycznie jest najważniejsza, co do tej pory skutecznie robiłam.
W Pani spocie dotyczącym Białołęki padają - wśród obietnic - słowa "nawet metro". To brzmi jak cytat z ulotek deweloperów. Przecież wiemy, że metro nie dotrze tu nawet przez dekadę.
Razem z dzielnicowymi radnymi cały czas przekonujemy władze miasta, by zwróciły uwagę na to, jak dynamicznie rozwija się Białołęka. I nawet jeśli dziś wydaje się, że nie ma potrzeby doprowadzania tu metra, to przy takim tempie rozwoju - zwłaszcza "zielonej" części dzielnicy - taka konieczność może się pojawić. Białołęka zasługuje na to, by metro do niej dotarło.
Ostatnio w naszej dzielnicy powstały trzy szkoły. To kropla w morzu...
Będziemy pracować nad tym, by podobnych obiektów powstawało więcej, bo Białołęka jest w zupełnie innej sytuacji niż dzielnice centralne. Tam szkoły się wygasza, u nas trzeba je otwierać i rozbudowywać. Zwracam też uwagę, że jeszcze nigdy w historii dzielnicy nie robiono tego w takim tempie, jak w mijającej kadencji.
Mówimy, że Białołęce należą się nowe inwestycje, tymczasem w głosowaniu nad budżetem partycypacyjnym wzięło udział tylko 6 proc. mieszkańców dzielnicy. Może nie ma dla kogo się starać?
Nie powinniśmy oceniać aktywności mieszkańców Białołęki tylko i wyłącznie po ich zaangażowaniu w projekt budżetu partycypacyjnego. To był pilotaż. Akurat ze mną kontaktuje się mnóstwo aktywnych ludzi, uważam więc, że jest się dla kogo starać. Choć oczywiście warto byłoby zachęcić więcej osób do głosowania w sprawie budżetu obywatelskiego. I to jest jeden z moich celów na następną kadencję.
Rozmawiał jp