"Zawsze na czerwonym", czyli o przechodzeniu przez jezdnię
26 marca 2018
- Polskie przepisy o przechodzeniu na czerwonym nie mają najmniejszego sensu - uważa czytelnik. - Wynika z nich, że światła przeszkadzają pieszym!
- Chciałbym, żebyście wrócili do tematu przechodzenia na czerwonym świetle - pisze pan Adam. - Dlaczego nasza drogówka zajmuje się takimi głupotami, jak karanie pieszych za przejście przez pustą jezdnię? Osobiście zawsze chodzę na czerwonym, oczywiście tylko wtedy, kiedy jestem całkowicie pewien, że nic nie jedzie. Nie robię tego, gdy jestem zmęczony, pada deszcz, jest ślisko itd. Rozglądam się uważnie, upewniam i przechodzę. Dokładnie tak, jak w każdym kraju w Europie.
Jak zombie
Czytelnik zwraca uwagę, że w polskim prawie dotyczącym przechodzenia przez jezdnię, jest wiele nielogiczności. Pieszy może przejść w każdym miejscu, oddalonym od skrzyżowania o co najmniej 100 metrów. Jeśli w tym samym miejscu drogowcy założą światła, przejście na czerwonym w identycznej sytuacji na drodze staje się zabronione. Niezależnie od tego, jak oceniamy opinię czytelnika, z pewnością ma on rację w dalszej części maila, gdy pisze o pieszych "chodzących jak zombie, zagapionych w ekrany smartfonów". Spoty ostrzegające przed takim zachowaniem można było oglądać m.in. w tramwajach. a pojęcie "smartphone zombie" trafiło już nawet do Wikipedii. W niektórych krajach Dalekiego Wschodu pieszych całkowicie ignorujących otoczenie jest już tylu, że na ulicach pojawiają się specjalne znaki ostrzegawcze.
- Kto jest mniej rozsądny: uważny pieszy idący na czerwonym przez pustą jezdnię czy zombie ze smartfonem i słuchawkami, wchodzący na zielonym pod pędzący samochód? - pyta pan Adam.
Prawny absurd?
Czytelnik zwraca uwagę, że w polskim prawie dotyczącym przechodzenia przez jezdnię, jest wiele nielogiczności. Pieszy może przejść w każdym miejscu, oddalonym od skrzyżowania o co najmniej 100 metrów. Jeśli w tym samym miejscu drogowcy założą światła, przejście na czerwonym w identycznej sytuacji na drodze staje się zabronione.
- Wniosek logiczny z tych przepisów jest taki, że po założeniu świateł pieszy ma gorzej, niż przed ich założeniem - pisze pan Adam. - Proponuję też przyjrzeć się, jak wyglądają warszawiacy czekający na zielone. 99% patrzy tylko na sygnalizator. Gdy zapala się zielone, ruszają prosto przed siebie bez upewnienia się, czy to bezpieczne. 1% rozgląda się uważnie, ocenia bezpieczeństwo i po prostu przechodzi, niezależnie od światła. I to właśnie ten 1% jest karany mandatami przez wyskakującą zza winkla drogówkę. Przecież to jest kompletny absurd. Chodzi o nasze bezpieczeństwo czy o egzekwowanie głupich przepisów? Dlaczego z taką samą skutecznością nie egzekwuje się zakazu śmiecenia czy picia alkoholu w autobusach?
Oczywiście nie zachęcamy nikogo do łamania prawa i przypominamy, że za przechodzenie na czerwonym grozi mandat. Zapraszamy jednak do dyskusji: czy zmiana przepisów jest potrzebna?
(jg)