Zaczarowany świat ulicy Wartkiej
2 marca 2015
Wartka - malutka uliczka na Żeraniu przypomina świat, który dawno temu wyparły blokowiska i betonowe chodniki. Drewniane domki, gołębniki pełne białopiórego ptactwa, rozjeżdżona gruntowa nawierzchnia i szczekające psy - dziesiątki lat temu tak właśnie wyglądały zakątki Bródna, Targówka, Marymontu czy Powązek. - To jest inny świat, inaczej się tu żyje. Spokojniej - mówią mieszkańcy Wartkiej.
Gdzie jest ta Wartka? To mała uliczka na Żeraniu. Odchodzi od Modlińskiej, jest równoległa do Płochocińskiej. Gdyby nie niebieska tablica Miejskiego Systemu Informacji z nazwą ulicy, chyba nikt by tu nie trafił...
Wartka wcale nie jest wartka. Leniwie ciągnie się między ogrodami. Jej nawierzchnia to ciemna ziemia rozjeżdżona przez samochody. Z prawej strony chodnik z dwóch rzędów kwadratowych płyt chodnikowych. Zabudowa z zupełnie innego świata. Drewniane domki, parterowe chałupki. Tu i ówdzie jakiś burzan zarośnięty zdziczałymi roślinami. Na podwórkach szczekają psy, a nad dwoma gołębnikami unoszą się gołębie hodowlane. Bielutkie, śliczne. Zataczają koła nad swoimi domkami. - To jeszcze ziemia po dziadku - mówi gołębiarz spod numeru 17. - Jestem na emeryturze, mam drugą robotę, a gołębie dają mi relaks i odprężenie - mówi i zatacza w powietrzu kółka kijem zwieńczonym ścierką. Gołębie unoszą się i latają naokoło działki.
- Co pan fotografuje? - pyta mnie jedna z mieszkanek ulicy Wartkiej. Nie chce się jej wierzyć że jestem dziennikarzem i dokumentuję ten zakątek Białołęki. - To już ostatnie resztki starej Warszawy. Polfa wiele lat temu chciała nas wchłonąć, ale jakoś zostaliśmy. Teraz tu szaro i buro, ale jak zakwitną drzewa owocowe, to jest tu sielsko-anielsko. Nie wiejsko, a przedmiejsko. Ci napływowi "warszawiści" nigdy tego nie pojmą - mówi moja rozmówczyni. Nie ma wodociągów, więc i nawierzchni ulicy nie ma. A jak położą rury, to i asfalt będzie. - Mamy nawet latarnie. Dwie z pięciu świeciły, ale w ubiegłym tygodniu elektrycy naprawili i po zmroku jest widno - słyszę.
Wartka nazywała się kiedyś Piekarska. A to dlatego, że pod numerem drugim, w solidnej kamienicy, mieściła się piekarnia "Wersal". Na domku numer 7 wisi tablica z namazanym numerem. Pod farbą znajduje się przedwojenna nazwa. - Ta kamienica stała tu, gdzie teraz jezdnia Modlińskiej. Zburzyli ją ze trzydzieści, może czterdzieści lat temu pod poszerzenie. Modlińska była przecież wąska. Nie, to jednak będzie ze trzydzieści pięć lat, bo syn mój był wtedy mały - mówi pani z Wartkiej. Obok biegła Druciana, dawniej nosząca nazwę Grabowa. - Został po niej jeden dom. Ulicy praktycznie nie ma, myjnia ją wchłonęła - mówią moi rozmówcy. Faktycznie, stoi tam jedna rudera a na jej elewacji tabliczka własnej roboty z adresem "Druciana 7 m. 1".
A tak naprawdę, to nie jest żaden Żerań, choć tak piszą na tabliczkach nazewniczych. To Piekiełko. Nazwa zwyczajowa podobno wzięła się od palenia na stosie czarownic. Egzekucje czterysta lat temu miały być wykonywane właśnie tutaj...
To jest inny świat, który mamy pod nosem. Może zamiast biec w niedzielę do galerii handlowej warto przejść się Wartką i obejrzeć, jak kiedyś wyglądały przedmieścia? To niedaleko, parę kroków, a kto wie, kiedy ten zaczarowany świat starego Żerania zniknie.
Przemysław Burkiewicz