Za co da się lubić Światowida?
3 grudnia 2015
Dwa paski asfaltu, tory tramwajowe, bazar i parę blaszaków - oto główna ulica Tarchomina.
Czego jest za dużo...
Chaosu. Na północ od Starych Bielan zabudowa Warszawy nagle się rozrzedza i przekształca miasto w mozaikę blokowisk, wyjętych ze snu szalonego urbanisty. Na Wawrzyszewie czy Tarchominie bloki stoją w poprzek, wzdłuż i na skos ulic albo nawet na polanach, ale rzadko przodem do ulicy. Przy Światowida budynki tworzące przynajmniej fragment pierzei można policzyć na palcach jednej ręki, ale nie ma ogródków kawiarnianych, sklepów z ładnymi witrynami i innych elementów układanki pt. "Miasto". Najbardziej eksponowane miejsca przed domami zajmują samochody na parkingach.
Podziwiajmy je. I słuchajmy ich, i wąchajmy. Tramwaj może być szybki i wygodny, ale nigdy nie będzie szybszy i wygodniejszy od własnego samochodu, którym sami, bez nielubianych sąsiadów i przypadkowych ludzi, suniemy jezdnią. Byłoby fajnie, gdyby tramwaj jechał pod pergolą, w tunelu porośniętym bluszczem, bloki pokryć muralami, jak na gdańskiej Zaspie albo ustawić masę rzeźb, światowidów i nie-światowidów, jak w parku Bródnowskim. A coraz częściej stoimy, obserwując przejeżdżające tramwaje. Przy założeniu, że każdym samochodem jedzie tylko kierowca (a tak właśnie jest: statystycznie 1,3 osoby), a auto może kupić już prawie każdy, jezdnie można poszerzać w nieskończoność. Samochodów jest za dużo.
Za dużo jest też brzydkich bloków. Różnica między blokiem "atakującym oczy" a blokiem normalnym jest łatwo zauważalna i równie łatwa do przekroczenia (w obie strony), i w 99% przypadków chodzi o kolor. Kolory podstawowe miasta to biel, czerń, brąz, szarość i zieleń (zieleń drzew i krzewów, a nie ekranów z mostu Skłodowskiej-Curie). Czują to architekci, czują urbaniści, nie czują spółdzielcy.
...a czego za mało?
Zieleni, przejść dla pieszych, chodników równych i dróg rowerowych - to wyliczanka standardowa dla każdego, kto w swoim mieście lubi żyć i mieszkać, a nie walczyć z nim na codziennej trasie dom-praca-dom. Czego jeszcze? Stacji metra. W pięknym roku 2015 pod Wisłą, Tarchominem i Nowodworami do Winnicy miała jeździć podziemna kolej, ale wyszło jak w starym dowcipie: nie kolej, tylko tramwaj, i nie do Winnicy, tylko na Tarchomin.
Życia. Niby jest, ale co to za życie? Ile jest na Światowida naprawdę dobrych miejsc, w których chcemy spędzać czas z własnej woli, nieprzymuszonej pustką w lodówce? Ile knajp, kawiarń, restauracji, sklepów niespożywczych i niealkoholowych? I dlaczego zero?
Czegoś fajnego. "Fajność" trudno opisać, trudno zdefiniować, ale można rzucać przykładami. Byłoby fajnie, gdyby tramwaj jechał pod pergolą, w tunelu porośniętym bluszczem, bloki pokryć muralami, jak na gdańskiej Zaspie albo ustawić masę rzeźb, światowidów i nie-światowidów, jak w parku Bródnowskim.
Zaklinanie rzeczywistości nic tu nie pomoże: Światowida była i jest ulicą brzydką, której nie da się lubić. Mamy milion w budżecie partycypacyjnym, możemy składać projekty i na nie głosować. Tylko co z tego, skoro nikomu się nie chce? W ubiegłym roku najpopularniejszy projekt złożony do budżetu partycypacyjnego zdobył 2039 głosów. Wszyscy głosujący zmieściliby się w dwóch pociągach metra. Nie byłoby tłoku.
Dominik Gadomski