Wigilia kiedyś, a dziś
18 grudnia 2007
Wigilia jest szczególnym dniem w życiu niejednej rodziny. To okres wybaczania, a przy wigilijnym stole zasiadają wszyscy członkowie rodziny. Nie może też zabraknąć miejsca dla wędrowca...
Jak przygotowywano się kiedyś do świąt Bożego Narodzenia?
Od najdawniejszych czasów ważną rolę odgrywał odpo-wiedni świąteczny wystrój mieszkania i wigilijnego stołu. W zależności od regionu Polski domy zdobiono różnymi zie-lonymi gałązkami. Oczywiście nie mogło zabraknąć choinki przystrojonej cukierkami, jabłkami, orzechami oraz ręcz-nie robionymi łańcuchami. W dawnej Polsce wigilia Bożego Narodzenia uważana była za dzień, którego przebieg miał decydować o całym roku. Należało zatem przeżyć go w zgodzie, spokoju i okazywać sobie największą życzliwość. Podobnie jak i dziś, od wczesnego świtu trwały przygoto-wania do wigilijnej kolacji. Wszystkie prace gospodarskie musiały być zakończone przed zapadnięciem zmroku. Dzień Wigilii w Polsce trady-cyjnie był dniem postu. Wtedy też należało przygotować i ozdobić choinkę czy do-mową szopkę. Do kolacji zasiadało się wtedy, gdy na niebie pokazała się pierwsza gwiazda. Do tradycji wigilijnych należało również, aby do wieczerzy zasiadła pa-rzysta liczba osób, bowiem liczba nieparzysta wróżyła nieszczęście.Zawsze stawiano nakrycie dla nieobecnych lub dla niespodziewanego gościa. Jednym ze staropolskich zwyczajów było zapraszanie na wieczerzę wigilijną osób samotnych.
W przeszłości wieczerza wigilijna w zamożnych domach magnackich składała się z dwunastu dań, wieś natomiast miała tych dań siedem. Te liczby są zresztą różne w różnych źródłach.
Dekoracja i przygotowanie stołu musiało być ściśle związane z obowiązującą tradycją. Dawniej na Śląsku podłogi izb przykrywano słomą, a w kąty kładziono snopy z czterech zbóż, by izbę upodobnić do miejsca narodzenia Jezusa. Na stole pod śnieżnobiałym obrusem musiało znaleźć się siano, symbolizujące siano w żłób-ku. Obrus przystrajano gałązkami drzew iglastych, głównie świerku. Po czterech ro-gach głównej sali umieszczało się na wsi i we dworach cztery snopy zbóż: pszenicy, żyta, jęczmienia i owsa, aby Boże Dziecię w nadchodzącym roku nie skąpiło po-karmu dla człowieka i bydła. Po pojawieniu się pierwszej gwiazdki następowało dzielenie się opłatkiem, na znak pojednania, miłości, przyjaźni i pokoju. Towarzy-szyło temu wzajemne składanie życzeń.
Wieczerza wigilijna jest posiłkiem postnym, ale nasi przodkowie potrafili uczy-nić z tego ograniczenia prawdziwą ucztę dla podniebienia.
W zamożnych domach szlacheckich i mieszczańskich wigilia składała się z dwunastu dań - tylu było apostołów. Na stole dominowały dania rybne przyrzą-dzane na różne sposoby, a zwłaszcza nie mogło zabraknąć słynnego karpia. Wigilię otwierała jedna z tradycyjnych zup - najczęściej barszcz czerwony z uszkami lub grzybowa. Oprócz tego podawano staropolski groch z kapustą, potrawy z grzybów suszonych, kompoty z suszonych owoców, a także łamańce z makiem lub pocho-dzącą ze wschodnich rejonów Polski słynną kutię oraz ciasta - zwłaszcza świąteczny makowiec.
Dawniej po wieczerzy, oprócz śpiewania kolęd, w wielu częściach Polski prakty-kowano różne zwyczaje. Na Mazowszu, resztki jedzenia dawano zwierzętom. Wie-rzono bowiem, że o północy przemówią ludzkim głosem. Dotyczyło to zwłaszcza bydła, bo to ono było obecne przy narodzinach Jezusa i w nagrodę otrzymało dar mówienia w noc wigilijną.
Niektóre zwyczaje zachowały się do dzisiaj, choć nie zawsze w pierwotnej for-mie. Staramy się, by na stole stanęło dwanaście potraw, by nie zabrakło opłatka, kolędowania czy choinki. Jednak w obecnych czasach duch świąt Bożego Narodze-nia został bardzo skomercjalizowany. Na choinki i wystroje świąteczne patrzymy już od początku grudnia, a zakupy robimy pod dyktando św. Mikołaja. Pamiętajmy o tym, że Boże Narodzenie i czas oczekiwania powinny być przede wszystkim mo-mentem zadumy nad własnym życiem. Nie dajmy się pochłaniać szaleńczym zaku-pom, przystańmy i spójrzmy na siebie i drugiego człowieka, który być może po-trzebuje dobrego słowa...
Agnieszka Pająk-Czech