Warszawskie Koloseum: były plany jest ruina
6 lutego 2014
"Warszawskie Koloseum" stoi, niszczeje i nic z tym nie można zrobić. - Możliwość zwiedzania tych murów byłaby wielką atrakcją. To miejsce mogłoby stać się dla Warszawy kultowe - uważa Tomasz Zaperz, od lat z zamiłowania zajmujący się historią dzielnicy.
- Był pomysł, żeby zrobić tam loft albo umieścić eksponaty związane z Muzeum Powstania Warszawskiego. Taką propozycję przed kilkoma laty miał Andrzej Wajda. Jak wiadomo, pomysł upadł - mówi Michał Szczerba, prezes Towarzystwa Przyjaciół Woli.
Budynki przy ul. Prądzyńskiego to pozostałość po XIX-wiecznej gazowni przeniesionej z ul. Ludnej na Powiślu. Od lat 70. ubiegłego stulecia stoją jednak puste. Straszą powybijane szyby, trzeszczą deski w spróchniałej podłodze. To marnotrawstwo przestrzeni związanej z historią.
- "Koloseum" jest pod ochroną konserwatorską. To teren prywatny. Trudno powiedzieć, w jaki sposób i kiedy w przyszłości będzie dostępny - mówi Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka urzędu dzielnicy.
Gazownia została uszkodzona przez bombardowanie we wrześniu 1939 r., ale po odbudowie w 1945 wznowiła produkcję gazu. Ostatecznie produkcję gazu na bazie węgla zakończono w 1978 r.
- PGNiG zrzekło się tych obiektów na rzecz dzielnicy wiele lat temu - informuje Anna Jarosz z biura prasowego koncernu. Dzielnica sprzedała później to miejsce biznesmenowi Marcinowi Biernackiemu. Zostało zamknięte, ogrodzone, pilnuje tu ochrona. - Źle się stało, że teren sprzedano. W latach 70. XX wieku były tu kręcone sceny walk zapaśniczych dla potrzeb filmu "Aria dla atlety" w reżyserii Filipa Bajona. Parę lat później także do dokumentalnego filmu "Koncert" o polskim boomie rockowym tamtego czasu. Właściciel w jednym zbiorniku chciał zrobić lofty, w drugim luksusowy hotel. Na fundamentach trzeciego zbiornika, który w większości nie ocalał, miały powstać biura. Gdyby teren należał do dzielnicy, miejsce można byłoby wynajmować na przykład właśnie na koncerty i inne wydarzenia. Choćby na walki współczesnych gladiatorów, czyli przedstawicieli mieszanych sztuk walki. Część mogłoby zająć muzeum gazownictwa. Pomysłów na pewno byłoby wiele - mówi z żalem pan Tomasz.
Wejścia do ceglanych gmachów strzeże obecnie ochrona z psami. Do środka nie można wejść, a kontaktu z właścicielem nie ma. Kiedyś miał plany budowy loftów i biur. Internauci najchętniej widzieliby tam galerię, salę koncertową, kluby, restauracje.
Właściciel w jednym zbiorniku chciał zrobić lofty, w drugim luksusowy hotel. Na fundamentach trzeciego zbiornika, który w większości nie ocalał, miały powstać biura. Kompleks z parkingami zająłby dwa hektary. Firma dostała już nawet warunki zabudowy. Biznesmen zaniechał projektu ze względu na ograniczenia stawiane przez konserwatora zabytków, który stwierdził, że nie można czynić w budynkach zbyt wielu znaczących zmian. Budowa miała zacząć się pięć lat temu. Budynki niszczeją. Tego chciał konserwator zabytków?
mac