Najpierw ocet, potem leki. 195 lat Polfy Tarchomin
15 września 2021
Ludwik Spiess i Syn, a następnie Polfa Tarchomin - bez zakładów działających na dzisiejszej Białołęce historia polskiego przemysłu wyglądałaby zupełnie inaczej.
Ludwik Julian Spiess miał 73 lata, kiedy cały dorobek jego życia legł w gruzach. Jeszcze w roku 1939 był właścicielem największej polskiej firmy farmaceutycznej. Udało mu się przetrwać II wojnę światową, podczas której produkcja leków w podwarszawskim Tarchominie - choć w ograniczonym stopniu - trwała nadal, zaś sam Spiess wiele ryzykował, zatrudniając na podstawie "lewych" papierów osoby poszukiwane przez Gestapo. W roku 1945 fabryka leżała w gruzach, a niedawny potentat zamiast orderu odebrał od nowych, stalinowskich władz informację o odebraniu mu majątku. Spiess wyjechał na zawsze: najpierw do Gdyni, potem do Krakowa. Przeżył Stalina i Bieruta, ale fabryki już nie odzyskał.
Na początku był ocet
Historia przemysłu w miejscu dzisiejszej Polfy Tarchomin rozpoczyna się w roku 1826. W Królestwie Polskim kwitły wówczas górnictwo, metalurgia i włókiennictwo. Kwitła także produkcja chemiczna, o czym doskonale wiedział Ludwik Hirschmann, poszukujący dobrego miejsca do budowy fabryki octu.
Znalazł je w Tarchominie. Po dobiciu targu z właścicielem tych ziem, ministrem Tadeuszem Mostowskim, potrzebował na budowę zakładu zaledwie trzech miesięcy. Zaraz potem pojawiła się oferta dzierżawy, na którą Hirschmann się zgodził i fabrykę przejął bogaty aptekarz Heinrich Spiess. Produkcja octu przyniosła rodzinie spory majątek, który jeszcze powiększył utalentowany syn Heinricha, Ludwik.
Gdy ojciec zmarł, 40-letni Ludwik Spiess wykupił fabrykę w Tarchominie i przeniósł tam swój własny biznes: produkcję nawozów sztucznych. Z czasem zaczęto wytwarzać także farby i leki oraz destylować rtęć i spirytus. Wkrótce tarchomińska fabryka stała się prawdziwym gigantem, zdobywającym certyfikaty jakości w całej Europie. W wieku 66 lat Ludwik przeszedł na emeryturę, zostawiając prowadzenie biznesu synowi Stefanowi, który z kolei przekazał majątek znanemu nam już Ludwikowi Julianowi Spiessowi.
Na początku XX wieku Spiess sprzedał część fabryki produkującej nawozy i skupił się na lekach. Nowoczesne laboratoria, odkrycia i patenty były finansowane z przynoszącej nadal duże dochody produkcji octu. Tuż przed wybuchem II wojny światowej zakład zatrudniał ok. 300 pracowników, chemików, lekarzy i farmaceutów oraz wydawał własne czasopisma medyczne. Gdyby nie wojna, marka Spiess byłaby dziś pewnie rozpoznawalna na całym świecie.
Udało się przetrwać
Zniszczona podczas nadejścia Armii Czerwonej fabryka i pozbawiony majątku Spiess na "emigracji" w Gdyni - koniec wojny przyniósł Tarchominowi nową rzeczywistość. W odbudowie przemysłu pomogła UNRRA - stworzona przez światowe mocarstwa organizacja międzynarodowa, mająca pomóc krajom zniszczonym przez wojnę. Wyposażenie fabryki przyjechało w skrzyniach z darami, a w ciągu kilku lat udało się rozpocząć produkcję penicyliny, a następnie insuliny. Zakład na Tarchominie - przyłączonym w latach pięćdziesiątych do Warszawy - znowu zaczął się rozwijać, tym razem stawiając na antybiotyki.
W odróżnieniu od wielu warszawskich fabryk epoki PRL, Polfa przetrwała upadek komunizmu. Oferta leków była tak dobra i szeroka, że zakład utrzymał się na rynku i wciąż pozostaje w czołówce polskich firm farmaceutycznych. W czerwcu uroczyście wmurowano kamień węgielny pod Centrum Rozwoju i Produkcji Leków Onkologicznych. Budowa potrwa do 2023 roku i będzie kosztować ponad 400 mln zł.
Dominik Gadomski