Walka o Ruskowy Bród
19 listopada 2010
Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego i potrzebniejszego niż wybudowanie chodnika o długości kilku kilometrów na jednej z bardziej ruchliwych ulic wschodniej Białołęki, którą codziennie do i ze szkoły chodzą dzieci. Tymczasem okazało się, że starania o jego wybudowanie trwały ponad dwa lata.
O spacerach w zasadzie w ogóle nie mogło być mowy (ewentualnie można do-jechać samochodem do lasu i tam rozpocząć spacer), co zrozumiałam dopiero w momencie, kiedy zaczęłam przechadzać się z wózkiem dziecięcym. Powód? Brak chodnika, wąskie ulice bez utwardzonego pobocza, dziurawe i podmyte skraje jezdni oraz ogromne - parometrowej długości - kałuże, niektóre całkiem głębokie a dodatkowo coraz więcej rozpędzonych do granic rozsądku ciężarówek zdążających na budowy okolicznych osiedli.
Nie chciałam narażać ani siebie, ani dzieci. Ponieważ wielkimi krokami zbliża się moment, w którym moje dzieci będą chodziły do szkoły, pewnie na piechotę, zmusiło mnie to do podjęcia efektywnego działania. Dzielnicowi urzędnicy byli mało zdeterminowani w kwestii dotarcia do wszystkich osób, które są właścicielami dzia-łek przy ulicy Ruskowy Bród. Przyznaję, że choć nie było łatwo, dzięki mojemu uporowi i uwzględnieniu faktycznych potrzeb mieszkańców z tej okolicy udało mi się dotrzeć do właścicieli wszystkich posesji położonych po zachodniej stronie chod-nika. Przekonałam ich do podpisania oświadczenia o użyczeniu części działek pod planowany chodnik, które to oświadczenia złożyłam w urzędzie dzielnicy. Dzięki wsparciu radnego Piotra Jaworskiego z komisji inwestycyjnej znalazły się pieniądze na budowę chodnika. I choć procedura przetargowa zmierzająca do wyłonienia projektanta i wykonawcy inwestycji trwała blisko trzy miesiące, obecnie budowa poszczególnych odcinków już trwa i jest szansa, że jeszcze zanim spadnie śnieg, a najpóźniej na wiosnę, wszyscy mieszkańcy tej okolicy będą mogli korzystać z nowego - wygodnego i bezpiecznego chodnika dającego dojście nie tylko do szkoły, ale i na nowo powstały plac zabaw.
Natalia Radzka