Twórzmy archiwum białołęckie...
7 kwietnia 2006
... czyli Refleksje z Działdowa.
Autor jest historykiem, sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska. |
Ważne ponadlokalnie wydarzenia i instytucje wytwarzają z reguły dokumenty, które znajdują swoje miejsce w specjalnie do tego przeznaczonych archiwach pod opieką archiwistów, bibliotekarzy. Los źródeł cennych dla historii lokalnej (co nie oznacza, że mniej istotnej i ciekawej) zależy często od zapobiegliwości ich wytwórców czy użytkowników - albo ktoś przechowa swój dzienniczek szkolny albo nie, podobnie jest z plakatem czy wezwaniem informującym o szczepieniach psów na wściekliznę. Potem, po latach często zostają dane statystyczne, ale nie zawsze da się już odtworzyć dane dla konkretnego osiedla. Ten problem wyszedł zresztą przy okazji I wydania "Historii Białołęki". Ogólny obraz dziejów Białołęki (czy raczej ziemi białołeckiej) jest tam widoczny - zdecydowanie widać zaś dysproporcje poznawcze przy okazji poszczególnych osiedli. Przyczyna tego faktu jest właściwie jedna - na jednych osiedlach znalazły się osoby zachowujące pamiątki przeszłości (np. zdjęcia przestrzeni publicznej, druki ulotne, dokumenty) i umiejące swe zbiory spopularyzować (rzecz nie bez znaczenia!), a na innych nie.
Chcąc jakoś wyrównać tę lukę poznawczą, na spotkaniu społecznej rady kultury przy BOK pojawiła się inicjatywa stworzenia czegoś na kształt archiwum białołęckiego. Jego istota polegałaby na tym, iż osoby posiadające cenne materiały dotyczące historii dzisiejszej Białołęki - np. wycinki z gazet sprzed II wojny światowej, zdjęcia zniszczeń wojennych czy umowę ze zdunem na budowę pieca z lat 20-tych XX w. (powyższe to tylko przykłady) i chcą się podzielić swoimi zbiorami z osobami zainteresowanymi historią lokalną - zarówno hobbistycznie jak i zawodowo (studenci piszący prace, nauczyciele prowadzący regionalne ścieżki etc.), mogłyby je przekazać w wybrane miejsce, gdzie zostałyby pokserowane lub zeskanowane, a następnie opisane przez historyków-wolontariuszy. Istota tego pomysłu nie polega bowiem na tym, by odbierać rodzinne czy środowiskowe pamiątki, lecz by to, co ma wartość ogólną upowszechniać. Punktem kontaktowym zgodził się być tymczasowo sekretariat BOK. Jeśli inicjatywa się powiedzie, być może takim zbiorem zainteresowałaby się któraś z białołęckich bibliotek.
Wracając zaś do tytułu tekstu, wycieczka do Działdowa (pierwszego dużego miasta mazurskiego i najbliższego zamku krzyżackiego od Warszawy), na którą szukając wiosny zdecydowaliśmy się pod koniec marca, unaoczniła mi jak bardzo historia, i ta materialna, i ta społeczna są obecne w teraźniejszości. Działdowo po dziś dzień zachowuje średniowieczny układ ulic przy rynku (rzadkość!), ruina zamku - dawnej siedziby Krzyżaków, a później po sekularyzacji zakonu kapitanów miasta, została częścią współczesnego urzędu miejskiego. Od ponad 120 lat losy miasta (na dobre i złe) zdeterminowała linia kolejowa, po jej początkach została nie tylko stara parowozownia i nieużywane wieże ciśnień, ale trudna i złożona historia tego mazurskiego miasta - z koleją przyszła na Mazury germanizacja. Jako ważny węzeł kolejowy Działdowo (wtedy Soldau) zostało przekazane Polsce jako jedyne miasto Prus Wschodnich bez plebiscytu. Po burzliwym wieku XX, który zwłaszcza podczas II wojny światowej odcisnął brutalne piętno na życiu miasta, coś z tego zespolenia z koleją zostało - choćby najlepsze w mieście - zdaniem mieszkańców - pizzerie i gastronomia przy dworcu. Mimo zmiennych i dramatycznych kolei losu - miasto żyło też swoimi sprawami. Obecnie świętuje 120-lecie ochotnicza straż pożarna i 35-lecie państwowa. Zbierają pamiątki i materiały. Ja chętnie zobaczyłbym przekrojową wystawę o oświacie na terenie Białołęki w XX w. - od czasów carskich do III RP, czy coś o ponad stuletnim związku tego terenu z koleją. Tylko bez źródeł i zdjęć tego się zrobić nie da.
Krzysztof Madej