Trzeba dokarmiać bociany na Zaułku
5 kwietnia 2013
Bocian uratował życie Maksowi i Albertowi w "Seksmisji". Teraz jest okazja, żeby odwdzięczyć się tym ptakom.
Co prawda do wydarzeń z komedii Machulskiego zostaje jeszcze 31 lat (akcja toczy się w roku 2044), ale bociany potrzebują pomocy już teraz. Wiosna zostaje tylko w kalendarzu, a tymczasem do Polski wróciła już z zimowisk część tych ptaków. Ponieważ nie mają szans na znalezienie swojego naturalnego pokarmu, trzeba je dokarmiać.
Na Białołęce, za szkołą przy Zaułku, pojawiła się grupa dziesięciu bocianów. - Dzwonili do nas ludzie, zadzwoniła też Jolanta Sobik z wydziału ochrony środowiska na Białołęce - mówi Marek Kowalski, wiceprezes Towarzystwa Przyrodniczego "Bocian". - Ptaki pojawiły się tu po świętach i istniało niebezpieczeństwo, że zginą z głodu.
Padło zatem postanowienie: dokarmiamy. Towarzystwo we współpracy z władzami dzielnicy, które dały na karmę 2 tysiące, zaczęło podrzucać ptakom smakołyki. - Bociany można dokarmiać kurzymi i wołowymi sercami, te ostatnie trzeba oczywiście wcześniej pokroić. Mogą też być ryby słodkowodne, ale nie większe niż 10-15 cm, kurze szyjki czy skrzydełka, które jednak trzeba najpierw mocno skruszyć, bo mają spore kości, z którymi sobie bociek nie poradzi. Wystarczy takie surowe skrzydełko kilka razy uderzyć młotkiem. Gdzieś na wsiach, gdzie są fermy kurze, można się też pokusić o jednodniowe kurczęta, które do hodowli się nie nadają, a za którymi bociany przepadają - wylicza M. Kowalski, podrzucając białołęckim "dziecionosom" ich przysmaki.
Nie tylko zresztą TP "Bocian" dokarmia te ptaki. Kiedy w piątkowe popołudnie zjawiliśmy się przy karmniku, boćków nie było, za to były "nadprogramowe" podroby. - Widać, że ktoś rozsądnie podszedł do sprawy - chwali prezes towarzystwa. - Kurze żołądki podrzucił z dala od ulicy, w miejscu, gdzie nie chodzą psy czy inne zwierzęta, nie podał też niczego z solą czy pieczywa, których bociany jeść nie mogą.
Fakt, że bocianów nie było w miejscu karmienia, ucieszył przyrodnika. - To świadczy o tym, że są w dobrej kondycji i zamiast oszczędzać energię, postanowiły sobie polatać.
Nie minęło jednak dużo czasu, gdy do mięsa przyleciały dwa osobniki i zaczęły pałaszować. - Nigdy nie jest tak, że z Afryki przylatują jednocześnie wszystkie bociany. Część - tak jak te z Białołęki - przybywa wcześniej, sporo ryzykując, ale też mając szanse na znalezienie lepszego gniazda czy łowisk. Dlaczego właśnie w tej dzielnicy jest ich tak dużo? Bo Białołęka to dla nich teren idealny - dużo przestrzeni, łąki z niskimi trawami, trochę mokradeł, na których mogą polować. Żab, wbrew utartym schematom, nie lubią, bo to skóra, kości i trochę wody. Za to przepadają za myszami, nornicami, kretami, dżdżownicami, ryjówkami, pędrakami... - wylicza ornitolog.
Bociany dokarmiane są dwa razy dziennie. Trzeba będzie to robić, dopóki nie wróci wiosna i nie znajdą sobie swojego zwyczajnego jedzenia. Inaczej nie przeżyją.
(wt)