Tak zabito polskie firmy. Zaczęli od skarg na "drożyznę"
9 kwietnia 2020
Z rozrzewnieniem wspominany przez starszych warszawiaków "Pedet na Woli" jest nie tylko zabytkiem ubiegłego stulecia, ale też pomnikiem tragicznej historii.
O tym, że po II wojnie światowej władzę w naszym kraju przejęli komuniści, wiedzą nawet dzieci. Ale jak dokładnie wyglądało w praktyce przejście od etatystycznego kapitalizmu, panującego za rządów sanacji, do socjalizmu? Zaczęło się od niepokojąco znajomego oskarżania właścicieli sklepów o "drożyznę", stawiania na "czempionów gospodarki" i obarczania odpowiedzialnością za kryzys "siły wyższej". Propagowane wówczas pomysły na tyle wryły się w świadomość warszawiaków, że niektórzy do dziś w reakcji na wzrost cen dzwonią na 112 i oczekują, że przedsiębiorcami zajmą się władze państwowe.
Miasto neonów i... parkingów. Warszawa pół wieku temu
Ogromne, niewykorzystane przestrzenie i auta zastawiające najbardziej atrakcyjne miejsca - tak prezentowała się stolica PRL około roku 1970.
Winna zima
Decyzja o rozpoczęciu akcji, która przeszła do historii jako bitwa o handel, zapadła w kwietniu 1947 roku, na trzy miesiące przed przyjęciem przez Sejm ustawy o odbudowie Warszawy. Pozbawione Zamku Królewskiego, Krakowskiego Przedmieścia i innych reprezentacyjnych miejsc miasto wracało do życia; reaktywowano niektóre przedwojenne firmy i otwierano nowe. 90% gospodarki było wówczas w rękach prywatnych, co było całkowicie niezgodne z ideologią wyznawaną przez komunistów. Ich solą w oku były małe i średnie przedsiębiorstwa, przede wszystkim zajmujące się handlem.
- Podkreślano, że kapitał prywatny ulokowany w handlu osiąga bardzo wysokie zyski, zarówno kosztem producenta, jak i konsumenta - czytamy w "Historii gospodarczej Polski" Andrzeja Jezierskiego i Cecylii Leszczyńskiej. - Uważano, że dezorganizuje on rynek i uniemożliwia rozciągnięcie kontroli państwowej nad obrotem towarowym i cenami. Pogorszenie po wyborach sytuacji rynkowej wiosną 1947 r. trzeba było jakoś uzasadnić. W propagandzie jako przyczynę braków rynkowych uznano "zimę stulecia", spekulację i manipulacje dokonywane przez prywatny handel hurtowy.
Towarzysz Minc w akcji
Główną rolę w likwidacji polskiego handlu odegrał 42-letni Hilary Minc, pełniący funkcję ministra przemysłu i handlu. Jedną z najważniejszych jego decyzji było wprowadzenie cen maksymalnych i rozkręcenie kampanii nienawiści przeciwko przedsiębiorcom, których - do spółki z surową zimą - oskarżono o zły wpływ na gospodarkę.
Przy użyciu państwowych mediów Mincowi udało się przekonać wielu Polaków, że za wzrost cen w sklepach nie odpowiada powojenny kryzys, ale chciwość "spekulantów". Kilkadziesiąt tysięcy przedsiębiorców, których przyłapano na przekroczeniu cen maksymalnych, wysłano bez wyroku sądowego do obozów pracy przymusowej. W niszczeniu handlu bardzo pomagały urzędy skarbowe, uprawnione do nakładania tzw. domiaru. Była to nakładana uznaniowo kara finansowa w dowolnej wysokości, od której nie można było się odwołać.
Wielka fikcja
Zwieńczeniem wielkiej operacji było otwarcie PDT-ów (Powszechnych Domów Towarowych), mających stanowić nieuczciwą konkurencję dla prześladowanych właścicieli sklepów. W nowym, wspaniałym świecie warszawiacy mieli kupować w nowoczesnych centrach handlowych, za ceny gwarantowane przez państwo i partię. Wszystko to było oczywiście całkowitą fantazją. Jak wykazał wielki eksperyment, wprowadzony w Rosji i na Ukrainie przez Lenina, socjalizm nie tylko rujnuje gospodarkę, ale też prowadzi do zbrodni - jedynym sposobem na wprowadzenie centralnie sterowanej gospodarki jest bowiem zabijanie i prześladowanie niepokornych. Tak też stało się w Polsce.
Podczas gdy Minc snuł socjalistyczne wizje powszechnego dobrobytu, w piwnicach warszawskich kamienic realizowano drugi, równie niezbędny element programu komunistów: zabijano tych, którzy nie chcieli podporządkować się narzuconej z Moskwy władzy. Gdy na Woli trwała budowa Pedetu, w więzieniu na Mokotowie katowano i mordowano żołnierzy Wojska Polskiego.
Otwarcie PDT Wola zbiegło się w czasie ze śmiercią Bolesława Bieruta, złagodzeniem stalinowskich represji i ogłoszeniem przez Władysława Gomułkę odwilży. Hilarego Minca zmuszono do "złożenia samokrytyki" i wyrzucono z kierownictwa PZPR. Nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Zmarł w wieku 69 lat w Warszawie, pochowano go w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym.
(dg)
.