Szop pracz dotarł do Warszawy. "To nic dobrego"
12 listopada 2020
Zniszczenia powodowane przez dziki mogą wkrótce zostać przysłonięte przez znacznie poważniejsze problemy.
Do widoku dzików czy nawet łosi spacerujących po północnych krańcach Warszawy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Okazjonalne zniszczenia powodowane przez te zwierzęta są jednak niczym w porównaniu ze stratami, jakie potrafią spowodować szopy pracze. Przykład? W maju 2016 roku w amerykańskim Seattle szopy dostały się do transformatorowni i dotknęły kabla wysokiego napięcia, pozbawiając dostępu do prądu 38 tysięcy osób.
Problemy z szopami
Pierwotnym miejscem występowania szopa pracza są lasy liściaste i mieszane Ameryki Północnej. Ten niewielki ssak jest jednak doskonale przystosowany ewolucyjnie do życia w różnych warunkach: w miastach, na mokradłach czy w górach. Jest również znacznie inteligentniejszy od konkurencyjnych drapieżników, takich jak lisy, więc jego pojawienie się na innych kontynentach stanowi zagrożenie dla lokalnej fauny. W ubiegłym stuleciu szopy pojawiły się w Niemczech, na Kaukazie i w Japonii. W Polsce można je spotkać m.in. w parku narodowym Ujście Warty w Wielkopolsce.
Szop w fotopułapce
- Niewielu mieszkańców Warszawy miało okazję zobaczyć szopa pracza - piszą Lasy Miejskie. - Do tej pory również my nie notowaliśmy tego gatunku w warszawskich lasach, ale okazuje się, że trzeba tę informację zaktualizować. 5 listopada fotopułapka zarejestrowała przejście wzdłuż Rudawki w Lesie Bielańskim szopa pracza. Z jednej strony jest to ciekawostka i duże zaskoczenie, że to zwierzę już dotarło do Warszawy, jednak z drugiej strony nie oznacza to nic dobrego z przyrodniczego punktu widzenia.
Jak piszą warszawscy leśnicy, szop może stanowić zagrożenie dla rodzimych gatunków, występujących w Lesie Bielańskim. Na razie nie sposób stwierdzić, czy przybysze z Ameryki Północnej zadomowią się w naszych lasach. Leśnicy stanowczo odradzają warszawiakom dokarmianie szopów czy zachęcanie ich do podejścia.
(dg)