Szkoła przy ul. Topolowej: 16 klas pierwszych
24 września 2014
Pierwsze tygodnie funkcjonowania szkoły przy ul. Topolowej, będącej filią SP nr 342 przy ul. Strumykowej, wielu rodziców ocenia krótko: chaos i bałagan.
Dantejskie sceny?
- Sytuacja nie jest wesoła, skoro jest ponad siedmiuset uczniów. Podobno miało być ich nawet tysiąc, ale trzecie klasy w ostatniej chwili "przerzucono" z powrotem na Strumykową. Rano przed szkołą odbywają się dantejskie sceny. Ścisk panuje też w stołówce, gdyż większość dzieci je posiłki w szkole. Siedzenie w świetlicy również nie jest komfortowe. Dlaczego ktoś - według planu z 2012 roku - zaprojektował najpierw szkołę na 450 osób, skoro miał od lat tyle dzieci w dzielnicy - przecież one nie urodziły się wczoraj. To tajemnica. Ponoć zawinił ratusz a dzielnica się podporządkowała - irytuje się kolejna matka.
Więcej uczniów niż przewidziano
Burmistrz Białołęki potwierdza, że rzeczywiście jest tam szesnaście klas pierwszych i przyznaje, że uczniów jest siedmiuset, choć szkołę zbudowano na potrzeby pięciuset dzieci.
- Rzeczywiście, w tej chwili jest więcej niż jedna zmiana - przyznaje burmistrz Piotr Jaworski. - Liczba siedmiuset uczniów jest imponująca, ale wynika ona z kilku kwestii. Po pierwsze z odciążenia szkoły podstawowej przy ul. Strumykowej, po drugie - z dobrej woli rodziców, którzy gremialnie zgłaszali się z innych szkół spoza obwodu. Za ich zgodą dzieci były zapisywane do tej szkoły, dzięki czemu odciążone zostały pozostałe szkolne placówki. Proszę jednak spojrzeć na inne szkoły podstawowe - np. w placówce przy ul. Głębockiej jest czternaście klas pierwszych. Taka jest Białołęka. Dlatego mamy w planach budowę kolejnych przedszkoli, szkół podstawowych i gimnazjów - wyjaśnia burmistrz.
Mają kontakt tylko z rówieśnikami
Burmistrz powtarza też swój apel, który wygłasza zawsze do rodziców uczniów zerówek i pierwszych klas, zwłaszcza tych, którzy oddają pierwsze swoje dziecko do szkoły.
- To dla nich wielkie przeżycie i zdarza się, że niektórzy z nich wyolbrzymiają pewne sytuacje. Chciałbym podkreślić jedną kwestię - że jest to szkoła małych dzieci - są tam tylko oddziały zero, pierwsze i drugie klasy. Rodzice często obawiają się kontaktu swoich pociech ze starszymi dziećmi z klas 5. i 6. Tu nie mamy takich sytuacji. Takie rozwiązanie sprawdziło się chociażby w przypadku szkoły przy ulicy Ostródzkiej, gdzie było jedenaście oddziałów klas zerowych i pierwszych. Rodzice się bali co będzie, ale po dwóch, trzech miesiącach okazało się, że dzięki temu, że ich dzieci mają kontakt tylko ze swoimi rówieśnikami łatwiej jest im wdrożyć się w szkolne obowiązki - tłumaczy burmistrz.
Co z uwagami na temat niewystarczającej ilości miejsca i brak komfortu przestrzeni? Burmistrz podkreśla, że i tak jest lepiej niż w wielu innych stołecznych szkołach.
- Sala wielofunkcyjna nie jest może duża, ale za to mamy tam boisko wielofunkcyjne i duży plac zabaw. Poza tym w salach lekcyjnych jest nowe wyposażenie, w tym multimedialne tablice, rzutniki, komputery. Rozumiem obawy rodziców, których pociecha idzie po raz pierwszy do szkoły, ale naprawdę komfort w tej szkole jest dużo większy niż w wielu innych szkołach na Białołęce czy w Warszawie. Trzeba przyjść i zobaczyć. Mam wrażenie, że kilku rodziców dyskredytuje funkcjonowanie placówek oświatowych, które moim zdaniem funkcjonują dobrze - podkreśla burmistrz.
Parking za mały czy w sam raz?
Rodzice narzekają też na brak miejsc parkingowych i na czyhających na nich strażników miejskich, którzy chcą wlepić mandat za nieprawidłowe parkowanie.
- Wiadomo, że są takie sytuacje jak np. 1 września czy podczas zebrań, kiedy przyjeżdżają wszyscy rodzice i wtedy nie ma nie tylko fizycznej możliwości, ale i większego sensu, aby szkoła zapewniła na takie okazje parking na kilkaset samochodów. Zdarza się to tylko kilka razy w roku - stwierdza Piotr Jaworski.
amk