Stuletnie zakonnice z Wiśniewa. Historia na 12 tablicach
11 maja 2020
Białołęka ma wyjątkowe szczęście do zakonnic. To właśnie tutaj w pięciu klasztorach osiadły aż cztery zgromadzenia żeńskie. A ich obecność przez dziesięciolecia miała i wciąż ma wymiar nie tylko duchowy, ale jak najbardziej kulturotwórczy dla okolicznych osiedli.
Tutejsze wiejskie tereny z licznymi lasami, wydmami, ruczajami i rzekami, od 1900 roku świetnie połączone z Warszawą za sprawą ciuchci jabłonowskiej, stwarzały świetne warunki do kontemplacyjnego życia, a jednocześnie prowadzenia dobroczynnych dzieł dla sierot, ludzi zagubionych albo osób przewlekle chorych.
Być może ma jakieś znaczenie fakt, iż - wedle całkiem wiarygodnej hipotezy - na początku XVI wieku przez pewien czas duża część dzisiejszej dzielnicy miała należeć do bernardynek warszawskich. W 1924 roku w Płudach, a dwa lata później na Białołęce Dworskiej osiadły Franciszkanki Rodziny Maryi. W 1925 roku do Henrykowa przybyły Pasterzanki, zastąpione w 1927 przez Benedyktynki Samarytanki, które pracowały tutaj do 1944 roku. Po wojnie przy ulicy Podróżniczej zamieszkały Siostry Westiarki, w Choszczówce Siostry Serafitki, a w Tarchominie - Służebniczki Starowiejskie.
Felicjanki dla lokalsów
Ale najdłuższym stażem mogą poszczycić się Siostry Felicjanki, które towarzyszą mieszkańcom Wiśniewa, Henrykowa i zapomnianego dziś Utuczka od pamiętnego 1920 roku. W tym roku przypada więc jubileusz 100-lecia ich obecności na Białołęce.
Nazywam je "niepodległościowymi" zakonnicami, bo nie tylko doświadczyły grozy wojny polsko-bolszewickiej, ale od razu rzuciły się w wir budowania II Rzeczpospolitej w wymiarze najbardziej lokalnym. Uruchomiły kuchnię dla biednych dzieci, otworzyły szkołę i przedszkole, użyczyły szafy na pierwszą białołęcką bibliotekę, a wiśniewski klasztor stał się miejscem integracji lokalnej społeczności.
W tym samym czasie parcelowany majątek rodziny Wiśniewskich przyciągał rzeszę nowych mieszkańców. Badając dzieje tutejszej Polskiej Macierzy Szkolnej oraz Towarzystwa Przyjaciół Osiedla Wiśniewo i Srebrna Góra natrafiłem na mnóstwo śladów, wskazujących, że niemal każde osiedlowe przedsięwzięcie w latach 20. i 30. XX wieku "ocierało się" o tutejszy klasztor, który na różny sposób służył sąsiadom. Świadczą o tym artykuły z wydawanych tutaj przed wojną staraniem młodzieży gazet: "Kleks" i "Młodzi".
Varsavianistyczne odkrycie
Pokazuje to też wystawa, przygotowana przez siostry przy wsparciu Fundacji Ave z okazji 100-lecia klasztoru w Wiśniewie, którą można oglądać na ogrodzeniu posesji klasztornej przy ulicy Żywicznej. Ma ona nie tylko znaczenie dla sióstr i osób związanych z ich domem, ale dla całej Białołęki i Warszawy. Oparta na rzetelnej kwerendzie nieznanych dotąd szerszej publiczności zakonnych źródeł - kronik, wspomnień, relacji naocznych świadków, fotografii - w znakomity sposób odkrywa varsavianistyczne białe plamy i znacząco uzupełnia wiedzę o północno-wschodniej części stolicy. Szczególnie cenne są materiały, dotyczące gorących jesiennych dni 1944 roku, kiedy to klasztor znalazł się na linii przechodzącego przez Białołękę frontu. To wciąż mało znany wątek, choć dla materialnego dziedzictwa tych ziem - bardzo brzemienny w skutkach. Po raz pierwszy do szerokiego grona odbiorców docierają informacje od naocznych świadków oraz tak znaczące odkrycia, jak na przykład fakt ukrywania w Wiśniewie Żydów!
Wystawą cieszę się podwójnie. I jako pasjonat oraz popularyzator dziejów Białołęki, ale także jako autor artykułu o Felicjankach z Wiśniewa w wydanej przez laty monografii "Historia Białołęki i jej dzień dzisiejszy". Wówczas jednak nie mieliśmy tak szerokiej wiedzy, jaką dysponujemy dzisiaj, dzięki wnikliwej kwerendzie źrodłowej historyka zgromadzenia - siostry Marii Fidelii Janas.
Pojednanie Prus-Wiśniewskiej
Ale historia klasztoru przy ul. Żywicznej, zaprezentowana na 12 tablicach i kilkudziesięciu stronach katalogu, to także opowieść o konkretnych siostrach - tutaj modlących się i służących bliźnim. Myślę, że mieszkańcy Białołęki mogliby wypełnić co najmniej kilkadziesiąt plansz serdecznymi wspomnieniami o zakonnicach, którym wiele zawdzięczają: doświadczenie dobra, odzyskanie nadziei, rozniecenie miłości... Warto te osobiste i rodzinne doświadczenia pielęgnować i przekazywać.
W tym kontekście przypomina mi się postać ostatniej właścicielki majątku Wiśniewo, malarki i pisarki Stanisławy Prus-Wiśniewskiej, która z niewiadomych powodów od osiemnastego roku życia nie była u spowiedzi. Dla mieszkającej z nią, w znajdującym się nieopodal klasztoru dworze, dziesięcioletniej wówczas Joli Łączyńskiej fakt, że ciotka nie może pojednać się z Bogiem, był nie do zniesienia. Dziewczynka w tajemnicy poszła więc do... felicjanek i ustaliła, że następnego dnia rano ksiądz przyjmie pannę dziedziczkę. Mała Jola, nie mogąc zdobyć się na rozmowę, zostawiła Stanisławie list z informacją o umówionym za jej plecami spotkaniu. Ku zdziwieniu wszystkich właścicielka Wiśniewa skorzystała z zaproszenia i chwilę później ze łzami w oczach dziękowała młodziutkiej kuzynce, że tak sprytnie doprowadziła do sakramentu. Czyż to nie najwymowniejszy ślad tego, co działo się i wciąż dokonuje pod dachem wiśniewskiej willi?
Wbrew Covid-19
Dziś zakonnice z Żywicznej prowadzą przedszkole oraz Zakład dla Chronicznie Chorych Kobiet. Szkoda, że pandemia Covid-19 uniemożliwia organizację uroczystości jubileuszowych dla wszystkich mieszkańców. Ze względu na obostrzenia sanitarne odbędą się one wyłącznie w gronie sióstr, które odwiedzi biskup Romuald Kamiński. Za to mieszkańcy Białołęki mogą za sprawą wystawy poznać tę niezwykłą część dziejów dzielnicy. Gorąco zachęcam!
Bartłomiej Włodkowski
Autor jest białołęckim aktywistą i popularyzatorem historii, prezesem Fundacji Ave