Śmiertelne potrącenie na Wincentego: pirat drogowy na wolności
11 marca 2016
Adrian M., który najprawdopodobniej spowodował wypadek, w którym zginęła 16-letnia Magda usłyszał wprawdzie zarzuty, ale wciąż jest na wolności i... wciąż wchodzi w kolizje z prawem.
Wypuszczony za kaucją
Policjanci długo szukali sprawcy, ale na ulicach Targówka wszyscy wiedzieli, kto prowadził śmiercionośny samochód - 23-letni Adrian M. Wbrew szeptanym plotkom nie uciekł za granicę. Zgłosił się na policję z adwokatem i został przesłuchany. Wprawdzie nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień, ale dowody jednoznacznie wskazywały na niego jako sprawcę. Prokuratura postawiła mu zatem zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz ucieczki z miejsca zdarzenia. Grozi mu nawet 12 lat więzienia.
I w tym momencie większość mediów przestała się sprawą interesować. Sprawca ujęty. Siedzi. Będzie proces. Tak by można przypuszczać. Tylko nieliczni poinformowali więc o tym, że zarzuty wprawdzie Adrianowi M. postawiono, ale natychmiast wypuszczono go na wolność. Choć śledczy nie mają wątpliwości, że to on 28 grudnia prowadził samochód należący do swej matki i to on potrącił Magdę, aresztu nie zastosowano. Został wypuszczony za kaucją i będzie odpowiadał z wolnej stopy. Dostał dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Wpłacono też poręczenie majątkowe. Prokuratura uznała te środki zapobiegawcze za wystarczające. Istotny był też fakt, że oskarżony sam zgłosił się do organów śledczych.
Równi i równiejsi?
Na Targówku zahuczało. Wystarczy poczytać internetowe fora. Przeważało oburzenie i bunt przeciw decyzji o niestosowaniu wobec Adriana M. aresztu. Nie mamy wszak do czynienia z grzecznym chłopcem, któremu przydarzył się jednorazowy i tragiczny w skutkach wyskok, ale z człowiekiem, który wcześniej już dwukrotnie wchodził w konflikt z prawem. W 2010 roku został zatrzymany za posiadanie trzech gramów heroiny. Groziły mu trzy lata więzienia, dostał jedynie pięć miesięcy ograniczenia wolności. Rok później w mieszkaniu Adriana M. znaleziono ponad pół kilograma heroiny, czyli ilość uważaną za hurtową. Mógł za to dostać nawet dziesięcioletni wyrok. Sąd potraktował go jednak zaskakująco łagodnie, bo nie udało się udowodnić, że handlował narkotykami - dostał trzy lata więzienia w zawieszeniu na sześć lat.
Jakim cudem wykręcił się tak tanim kosztem? - Ludzi wsadzają za byle co na trzy miesiące, a tu przecież chodzi o śmierć! I facet, który ma wyrok w zawiasach odpowiada z wolnej stopy? Widać w Polsce ciągle są równi i równiejsi wobec prawa i sprawiedliwości - pisze na jednym z forów internetowych Marcin.
Adrian M. znany jest w półświatku Targówka. Słynął z dobrych samochodów, dziewczyn, szybkiej jazdy, w przeszłości grał w piłkę nożną w Polonii Warszawa. Mówi się głośno, że Adrian "znał kogo trzeba", a jego adwokat specjalizujący się w podobnych przypadkach wiedział, jak wyciągnąć go z kłopotów.
Strach wyjść na ulicę...
Niebawem po wypuszczeniu na wolność Adrian M. znowu zasiadł za kierownicą czarnego mercedesa, tyle że ze zmienionymi tablicami. Został zatrzymany do policyjnej kontroli na Namysłowskiej. Okazało się, że jest pod wpływem narkotyków. Nawet wtedy jednak nie zastosowano wobec niego aresztu. Prawa jazdy też mu nie odebrano. Bo nie było czego odbierać. Adrian M. chełpił się tym, że od lat jeździ bez prawa jazdy. Wtedy, gdy potrącił Magdę także prawa jazdy nie miał. Prokuratura wyjaśnia, że stawia się na każde wezwanie i regularnie melduje na dozorującej go komendzie policji.
Mama Magdy jest zdruzgotana. Mówi, że córki nic jej nie zwróci, ale z bezkarnością sprawcy wypadku, w którym zginęła, trudno się jej pogodzić. I z tym, że może go kiedyś spotkać na ulicy...
(wk)