Śmierć pod urwiskiem
28 kwietnia 2003
Przyjechał do Los Angeles, by się uczyć. Po miesiącu znaleziono go martwego. Oficjalna, podana przez amerykańską policję przyczyna śmierci - samobójstwo. Rodzice 19-letniego Kamila Szybińskiego w to nie wierzą i na własną rękę próbują wyjaśnić, co naprawdę się stało.
Turysta znajduje zwłoki
Przed południem 17 września zwłoki Kamila znalazł spacerujący turysta. Przybyli na miejsce zdarzenia policja i lekarz sądowy uznali, że popełnił samobójstwo z tęsknoty za domem. Dowodem miały być zapiski w notatniku chłopaka, m.in. "jestem przegrany" i "pieprzone życie". Dodatkowo za takim przebiegiem wydarzeń przemawiały: brak śladów walki i obrażeń na ciele Kamila; zeznania jednego z kolegów i dyrekcji szkoły oraz niedawna wizyta u szkolnego lekarza, któremu skarżył się na trudności z koncentracją. Rodzice, gdy przyjechali z Polski po zwłoki syna, uznali wyjaśnienia są nieprzekonujące.
Od samego początku spotykali się z nieprzychylnością ze strony władz. Przede wszystkim nie pozwolono im zidentyfikować zwłok, przytaczając dziwaczne argumenty. Nie wydano też ubrania syna, nie umożliwiono zapoznania się z zeznaniami przesłuchanych świadków, mimo że przepisy gwarantują to rodzicom. Całkiem niedawno otrzymali wreszcie kopię protokołu sekcji zwłok z 20 września ub. roku (sekcja nie wykazała obecności ani narkotyków, ani alkoholu). Protokół wzmocnił podejrzenia zrozpaczonych rodziców Kamila, gdyż wynika z niego, że lekarz sądowy przeprowadził sekcję bardzo niedokładnie. Nie rozumieją, jak w jednym dokumencie może być napisane, że zwłoki były w ubraniu, a potem, że nie widział ubrania. Następnie, że Kamil był obrzezany, przednie zęby nadłamane, a dalej, że nie stwierdził obrażeń. Potem z kolei, iż na miejscu nie znaleziono żadnych dowodów, ale były jakieś zapiski. W podsumowaniu protokołu stwierdza się, że przyczyną śmierci było samobójstwo, mimo że prawo stanowe nie zezwala - nawet jeśli nie ma dowodów - wykluczyć morderstwa. Taka opinia lekarza sądowego zamyka możliwość prowadzenia przez policję dalszego dochodzenia.
Na tropie prawdy
Rodzice Kamila nie pogodzili się z takim rozstrzygnięciem. Podważają wersję o samobójstwie i próbują poznać prawdziwy przebieg wydarzeń. Ustalili, że przy zabieraniu ciała Kamila doszło do sporu pomiędzy policją i strażakami, kto to ma zrobić. Policja wezwana na miejsce zdarzenia bez jakichkolwiek dowodów i przesłuchań uznała, że przyczyną śmierci było samobójstwo, bo w takiej sytuacji zabranie ciała należy do strażaków.
Zdesperowani rodzice razem z wynajętym prywatnym detektywem dowiedzieli się także, że trzy kwadranse przez śmiercią widziano Kamila w pobliżu szkoły, czyli ponad siedem kilometrów od miejsca, w którym go znaleziono. Jak mógł bez samochodu, a autobusy tam nie jeżdżą, dostać się w krótkim czasie tak daleko? Ciało znaleziono 15 metrów od 30-metrowego urwiska, zatem - gdyby potraktować poważnie założenia policji, że Kamil skoczył z urwiska - musiałby rozpędzić się do minimum 20 km/godz. obciążony 4-kilogramowym plecakiem, który przy nim znaleziono.
Rodziców zastanawia, kto tuż po śmierci Kamila, a przed przyjazdem policji, ze szkolnego akademika próbował dodzwonić się do jego ojca w Polsce wykręcając numer, znany tylko Kamilowi. Żadna z zaprzyjaźnionych z chłopakiem osób nie potwierdziła, że miał depresję, co sugeruje policja. Dla rodziców jest dziwne, że do śmierci Kamila doszło niespełna miesiąc po jego przyjeździe. Nie ma mowy, by tęsknił za domem, bo od dawna samodzielnie podróżował po świecie, wielokrotnie przebywał dłuższy czas z dala od bliskich. Ponadto znał sztukę samoobrony, łatwo nawiązywał kontakty i szybko się asymilował w nowych warunkach. Za cztery dni miał przyjechać do niego ojciec.
Podejrzenia rodziców wzbudziła też informacja, że przed rokiem dwóch uczniów Marymount College, także cudzoziemców, zastrzelono w niewyjaśnionych okolicznościach. Według nich kierownictwo szkoły chce uniknąć nowego skandalu i robi wszystko, by przekonać policję do wersji o samobójstwie. Nikt nie bierze pod uwagę, że w amerykańskich collegach znane jest zjawisko fali, znęcania się starszych studentów nad młodszymi, a okolice Marymount College to teren działania narkotykowych gangów. W szkole trwa wymiana personelu, m.in. szefa ochrony, osoby odpowiedzialnej za studentów w internacie, psychologa. W dwa tygodnie po śmierci Kamila szkołę opuścił mieszkający z nim student. To wszystko jest bardzo dziwne.
Tak nie powinno być
Wątpliwości związane ze śmiercią Kamila spowodowały, że nawet polski konsul w Los Angeles, z urzędu zachowujący bezstronność, wątpi w wersję o samobójstwie. Konsulat pomaga rodzicom Kamila od strony prawnej, jednak z amerykańską biurokracją walczą przeważnie sami. Ojciec Kamila podkreśla, że policja i lekarz sądowy traktują go niczym natręta i czekają tylko, by wyjechał. Państwo Szybińscy nie zamierzają się poddać. Wysiłek przyniósł już pierwsze wyniki. Światowej sławy patolog amerykański, dr Cyril Wecht, przeprowadził niezależną autopsję. Po otrzymaniu wyników rodzice Kamila zamierzają znaleźć adwokata, który zajmie się obaleniem tezy o samobójstwie i doprowadzi do profesjonalnego śledztwa.
Rodziców Kamila najbardziej boli, że amerykańscy urzędnicy zachowują się bezdusznie. Zastanawiają się, komu i dlaczego zależy na tym, by przyczyna tragedii nie została wyjaśniona. Za wszelką cenę chcą dotrzeć do prawdy. Brakuje im środków na dalsze prowadzenie sprawy, ale nie rezygnują. Są przekonani, że uda im się zmienić nastawienie urzędników i odkryją tajemnicę śmierci syna.
Jolanta Krysińska
Informacje o Kamilu Szybińskim na stronie www.kamil.info.