Ratusz reanimuje bankruta. Po co Warszawie własne taksówki?
20 kwietnia 2020
Co zrobić z komunalną spółką, która praktycznie zbankrutowała? Okazuje się, że można przekazać ją innej spółce, będącej na kroplówce podatników.
Niezliczona liczba prywatnych taksówkarzy i innych przewoźników, coraz więcej samochodów czy skuterów z wypożyczalni, wreszcie Uber i inne aplikacje, umożliwiające łatwe zamówienie transportu - w takich realiach Miejskie Przedsiębiorstwo Taksówkowe jest prawdziwym "dinozaurem". Założona w 1951 roku firma wciąż pozostaje własnością publiczną - 100% udziałów w spółce ma warszawski samorząd. Ile warszawskich podatników kosztuje "przyjemność" posiadania miejskiej firmy taksówkowej? Według stanu na wrzesień MPT było zadłużone na 3,75 mln zł.
Socjalizm w Warszawie. Po co miasto dopłaca do taksówek?
Warszawski ratusz wciąż jest właścicielem korporacji taksówkowej, która powstała za czasów Bolesława Bieruta. I choć podatnicy dokładają do tego interesu miliony złotych - wcale nie zamierza się jej pozbywać.
"Ujemne strumienie pieniężne"
Okazuje się, że warszawski ratusz, zamiast w trybie pilnym zlikwidować bankruta i nie obciążać nim podatników w czasie kryzysu, będzie mu dawał... kolejną szansę. Którą w ciągu ostatnich 20 lat?
- Bez zasilenia zewnętrznego spółce grozi w krótkim czasie utrata bieżącej płynności, a w konsekwencji może doprowadzić do jej upadłości - czytamy w 11-stronicowym projekcie uchwały, nad którą Rada Warszawy ma głosować w czwartek. - MPT nie ma możliwości zaciągnięcia kredytu na dalszą działalność z uwagi na generowane ujemne strumienie pieniężne oraz brak majątku, który mógłby stanowić zabezpieczenie spłaty zaciągniętego kredytu.
"Ujemne strumienie pieniężne" to eufemistyczne określenie na straty. Gdyby MPT nie było własnością samorządu, dawno ogłosiłoby upadłość. Ratusz ma jednak "plan".
Na kroplówce
Urząd miasta chciałby, żeby MPT stało się własnością Miejskich Zakładów Autobusowych. Jak czytamy w projekcie uchwały, mają one stabilną sytuację ekonomiczno-finansową i utrzymują płynność finansową. Jest to o tyle łatwe, że MZA również należy do miasta i - co napisano w uchwale z rozbrajającą szczerością - "głównym przychodem są przychody ze sprzedaży świadczonych usług przewozowych". Płatnikiem jest ratusz.
Innymi słowy: podatnicy płacą na ratusz, który przekazuje pieniądze do Zarządu Transportu Miejskiego (zakup biletów pokrywa tylko 1/3 kosztów komunikacji miejskiej), który z kolei przekazuje pieniądze do MZA jako jednego z kilku przewoźników (pozostali to prywatne firmy). To typowy przykład finansowej kroplówki, pozwalającej utrzymać każdą firmę, dopóki obywatele płacą podatki.
Dziwaczne plany
Mogłoby się wydawać, że po połączeniu dotychczasowe taksówki staną się samochodami służbowymi MZA, ale nic bardziej mylnego. Ratusz chce, by spółka kupowała dla MPT nowe auta hybrydowe i elektryczne, najwyraźniej licząc na to, że zmiana napędu taksówek pozwoli im przyciągnąć klientów. Pojawiły się także pomysły kolejnych kroplówek, takich jak finansowane z budżetu miasta "taksówki dla seniora".
Ratusz: "Miasto na tym zyska"
- Generowanie dodatnich strumieni finansowych na działalności taksówkowej będzie miało korzystny wpływ na budżet Warszawy, gdyż pozwoli na obniżenie wartości rekompensaty wypłacanej MZA - czytamy w projekcie uchwały.
Wśród argumentów przemawiających za połączeniem wymieniono także możliwość zachowania znaku firmowego z lat 50. (mógłby zostać sprzedany wraz z taksówkami prywatnej firmie) i... zmniejszenie liczby "stołków" dzięki likwidacji zarządu i rady nadzorczej. Ratusz zdaje się naprawdę wierzyć, że ten "biznesplan" się powiedzie. Czy radni poprą te "wielkie" plany? Przekonamy się w czwartek.
(dg)
.