We wtorek 11 kwietnia odbyła się sesja rady dzielnicy Targówek, na której odwołano przewodniczącego rady Macieja Świderskiego (PO). Na uwagę zasługuje nie tyle fakt jego odwołania (za rzekomą aferę związaną z otrzymaniem mieszkania w TBS na Bemowie), ile niesłychana arogancja i buta radnych Prawa i Sprawiedliwości, którzy ostentacyjnie wnioskowali o jego odwołanie.
|
Autor jest wiceprzewodniczą-cym rady dzielnicy Targówek
|
Po raz kolejny pokazali, że rozliczać będą wszystkich innych, ale nie siebie samych, zaś uderzać potrafią w cudze piersi, a nie w swoje. Na początku sesji, niektórzy radni (w tym cały opozycyjny klub SDPL) poruszeni opisywanym poprzednio przez "Echo" skandalem związanym z miejcem zamieszkania Edyty Sosnowskiej, radnej PiS (żony burmistrza sąsiedniej dzielnicy), postanowili złożyć zawiadomie-nie do Państwowej Komisji Wyborczej oraz do Prokuratury w celu zbadania jej sprawy. W świetle omawianej w poprzednim numerze "Echa" opinii prawnej prof. A. Jaroszyńskiego, zaistniały bowiem przesłanki do uznania, że Sosnowska może stracić mandat radnej za to, iż prawdopodobnie nie mieszka na Targówku. Na marginesie warto dodać, że kilka dni temu (tj. 18 i 19 kwietnia) "Gazeta Wyborcza" opisywała szerzej wyczyny Sosnowskich. Pod złożonym zawiadomieniem do PKW i Prokuratury nie podpisali się jednak radni PiS oraz (co powinno dziwić!) radni PO. Okazało się później, że wspólnie odtworzyli na nowo koalicję, poświęcając Świderskiego w zamian za zgodę PiS-u na przejęcie jego funkcji przez innego członka klubu Andrzeja Kobla. Zapewne nie złożyli podpisów, aby nie narażać się PiS-owi, podobnie jak przedstawiciele LPR, którzy tego samego dnia dostali od PiS-u funkcję wiceprzewodniczącego rady dla swojego działacza. Radni klubu Prawa i Sprawiedliwości nie przyjmowali do wiadomości apelu radnej Sylwii Góralskiej, wspieranej przez SDPL, że należy wstrzymać się przed głosowaniem poważnych zmian kadrowych, do czasu rozstrzygnięcia przez Państwową Komisję Wyborczą legalności mandatu Edyty Sosnowskiej i ustalenia rzeczywistego składu rady dzielnicy. Dziarsko przystąpili do głosowania i dysponując wystarczającą większością jak zwykle przegłosowali, co im się podobało i tak jak mieli na to ochotę. Tym razem poczuli się wyjątkowo mocni i postanowili sobie bardziej pohasać, co przerodziło się w polityczno-sadystyczną akcję pastwienia się nad odwoływanym przewodniczącym. Tak bardzo chcieli głosować nad jego odwołaniem, że nie uwzględnili nawet tego, iż w międzyczasie Świderski sam złożył rezygnację z piastowanej funkcji. Zbierającym się niczym "harpie" nad swą ofiarą PiS-owcom to nie wystarczyło, nie chcieli przyjąć do wiadomości jego rezygnacji i nie zaniechali zaplanowanego głosowania. Doszło zatem do swoistego kuriozum, czyli do odwoływania osoby, która już wycofała się z pełnienia funkcji publicznej. Wniosek z tego płynie taki, że każdy, kto za rządów Prawa i Sprawiedliwości chce dobrowolnie popełnić polityczne "seppuku", musi nawet na to dostać ich zgodę.
Sebastian Kozłowski