Park Bródnowski to przestrzeń stracona
26 lutego 2013
- U nas rozumuje się tak, że park to powinno być miejsce, gdzie są drzewa, alejki i ławki. A to stanowczo za mało - mówi profesor Przemysław Wolski, który 15 lat temu stworzył kompleksowy plan zagospodarowania parku Bródnowskiego. Plan zapewne leży w jakiejś szafie w urzędzie dzielnicy. W późniejszych latach nikt nigdy nie opracował podobnego.
- Tworząc projekt, znał Pan to miejsce jako rodowity mieszkaniec.
- Mieszkałem przy ul. Białołęckiej 81. Tego domu już nie ma. Z Bródnem byli związani moi pradziadkowie, dziadkowie, ja też tam się urodziłem. Mieszkałem tam do roku 1970, potem przeprowadziłem się na Mokotów. Skończyłem SGGW i podjąłem tam pracę. W parku już dawno nie byłem. Chętnie zobaczyłbym, co się zmieniło. Chociaż słyszałem, że w sumie niewiele. Burmistrz Grzegorz Zawistowski: Nie słyszałem o tym planie. Zagospodarowując stopniowo park, zwracaliśmy się w stronę jego korzeni. Nie było tam placu zabaw, nie było Parku Rzeźby, a teraz są. U nas parki rzadko bywają ogrodzone, choć zdarzają się wyjątki. Park Skaryszewski ogrodzony nie jest, a Łazienki tak. Pomysł ogradzania parku, co wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, nie jest popularny. Najczęstszy rodzaj ogrodzenia to taki z zieleni naturalnej. Raczej takie byśmy preferowali.
- Jak to się stało, że w 1998 roku został Pan autorem projektu dotyczącego planu zagospodarowania parku Bródnowskiego?
- To był przetarg na opracowanie projektu. Dzielnica Targówek zorganizowała konferencję dotyczącą problemów środowiska. Przedstawiłem kilka uwag krytycznych odnośnie parku Bródnowskiego. Rozpocząłem pracę nad projektem, ale jej nie dokończyłem. Architekt, z którym współpracowałem, niestety zmarł na serce. Dlatego nie złożyłem końcowej fazy i od tej pory projekt zalega u mnie w szafie. O drugą fazę projektu nikt się nie dopominał.
- Żałuje Pan?
- Poniosłem sporą stratę finansową, bo nie rozliczyłem projektu i nie dostałem wynagrodzenia. Część wyposażenia to były obiekty architektoniczne, ich realizację uniemożliwiła śmierć mojego kolegi. Szkoda, bowiem niektóre pomysły zrealizowane później już bez mojego udziału niespecjalnie przypadły mi do gustu. Kiedy byłem w parku kilka lat temu, na placyku widziałem wyłożony z kostki betonowej herb Targówka. Nigdy nie wpadłbym na taki pomysł, bo jest to w złym guście. Chętnie bym wrócił do sprawy parku.
- Coś z elementów Pańskiego projektu można byłoby umieścić w parku obecnie?
- Radykalnie zmieniłbym zbiorniki wodne, które wymagają gruntownego remontu. Powinny funkcjonować przez cały rok, tymczasem woda jest na zimę odprowadzana do kanalizacji deszczowej. To niezgodne z ekonomią i wbrew przyrodzie. Na życzenie urzędu w projekcie były też umieszczone budynki. W górnym rogu planowałem restaurację - pod nasypem ziemnym, na którym byłyby rośliny. Także ukryty miał być obiekt zabaw dla dzieci. Miały tam się odbywać zawody międzyszkolne, spektakle teatralne. Obecny plac zabaw został częściowo zrealizowany według mojego projektu. Zostały posadzone platany wzdłuż głównej alei. Ja postulowałem utworzenie gabinetów. Chodziło mi o wnętrza ukryte wśród drzew z miejscami do siedzenia. Był pomysł, żeby w tych gabinetach stały niewielkie rzeźby, z widokiem na większość parku.
- Jaka była myśl przewodnia planu?
- Dość ambitne były założenia dotyczące programu dla dzieci - miał powstać budynek, gdzie byłby realizowany program związany z wychowaniem plastycznym, kucharskim. Tak jest w wielu parkach w Europie, np. w Lasku Bulońskim w Paryżu. Tam rodzice zostawiają dzieci pod opieką - za opłatą. U nas takie rozwiązania są nieznane.
- Z postawieniem w parku budynków wiązałyby się dodatkowe korzyści.
- Z budynkami byłyby związane toalety. Obecnie stoją toi-toie. Ohydztwo wyjątkowe. W parku przydałyby się miejsca, gdzie można schronić się przed deszczem, czy napić się kawy. Jeżeli chodzi o restaurację, to chcieliśmy, aby służyła także odwiedzającym szpital znajdujący się po tej stronie ulicy.
- Postulował Pan, by park znajdował się pod stałą ochroną, został ogrodzony i na noc zamykany.
- Aby park dobrze funkcjonował, musi być pod stałą opieką. Nie powinno być tak, że ogłasza się przetarg na zgrabienie liści i przychodzi firma nastawiona tylko na zarobek. Trudno byłoby stworzyć całoroczne etaty, bo zimą tych prac jest oczywiście mniej. Ale mógłby działać stały, powiedzmy trzyosobowy zespół. Park nie powinien być przestrzenią bez gospodarza. Ktoś powinien też pilnować porządku. Ogrodzenie parku również projektowałem. To jednak spotkało się z oburzeniem większości mieszkańców. Obecnie do parku wchodzi się w dowolnym miejscu. Stąd powstają tzw. przedepty, czyli dzikie ścieżki, co też niszczy przestrzeń parku. Gdy robiłem projekt, na początek zostały posadzone krzewy. Tego samego dnia zostały skradzione. Gdyby obiekt był ogrodzony, to nie mogłoby się stać. W czasie, gdy pracowałem nad projektem, wybrałem się do parku na spacer. Na głównej alejce leżał olbrzymi, nieżywy pies. Ludzie go omijali, a on leżał. Nie miał kto go zabrać. Do nikogo to nie należało.
- Parki to miejsce, w którym ludzie wyprowadzają psy. Najczęściej biegające luzem.
- Większość parków funkcjonuje tak, że to otwarte wybiegi dla psów. Stąd głównie były protesty przeciwko ogrodzeniu parku. Psy są pewnym zagrożeniem, poza tym brudzą. Ja projektowałem nawet wygrodzone ubikacje dla psów, gdzie można je puścić wolno i tam mogłyby się załatwiać. W parku powinny być takie przestrzenie, gdzie psy nie mają dostępu i nie ma zagrożenia, że położymy się na trawie i trafimy na psią kupę. Pomysł nie przeszedł.
- Od lat jest problem z wandalami.
- Powinno być tak, że park zamyka się o określonej porze, a służby pilnują, by nikt tam się nie dostał. To jednak także kwestia uwarunkowań finansowych. Kwestia utrzymania parku na wysokim poziomie wiąże się z trudną do pokonania barierą ekonomiczną.
- Po Panu ktoś zajął się zrobieniem planu zagospodarowania parku Bródnowskiego?
- Następnego całościowego planu po moim projekcie na pewno nie było. Ale czasy mamy ciężkie. Ja np. projektowałem kolistą pergolę. Za nią masywy drzew, co stworzyłoby oś widokową. Dziś byłoby trudno zrealizować dużą część moich pomysłów. Obecnie z niektórych rzeczy ze względów ekonomicznych bym zrezygnował.
- Czym mógłby być park Bródnowski?
- Park Bródnowski to przestrzeń niewykorzystana. Nijaka, niczyja. Stracona przestrzeń w mieście. Mogłaby ożyć poprzez nadanie jej formuły programowej, przede wszystkim adresowanej do dzieci i młodzieży. W roku 1952 zacząłem chodzić do Szkoły Podstawowej nr 105. Przy ulicy Bartniczej, przy kościele, którego wtedy nie było, istniały i są do dzisiaj trzy szkoły - nr 105, 150 i 67. Wtedy przy tych szkołach był ogród. Stała tam niewielka szklarnia, której doglądał ogrodnik. Część zajęć była realizowana w ogrodzie. Teraz ogrodów przy szkołach nie ma. To ogromny błąd. Takim ogrodem mógłby się stać właśnie park. Wtedy ta przestrzeń by pracowała. U nas rozumuje się tak, że park to powinno być miejsce, gdzie są drzewa, alejki i ławki. A to stanowczo za mało. Gdyby te akweny w parku wykorzystać, to można byłoby wprowadzić minisporty wodne dla dzieci. Aby ta woda była nie tylko do oglądania, ale i do wykorzystania.
- Nie zanosi się na to, że w najbliższym czasie park gruntownie się przeobrazi.
- Park czeka na nowe spojrzenie. Wiadomo, że będzie istniał jeszcze przez wiele lat. Niektóre rzeczy można byłoby realizować, tylko wymagałoby to opracowania programu. A nad niektórymi należałoby od nowa dzisiaj pomyśleć. Przed laty nie myślałem, żeby pracę nad projektem rozpocząć od otwartej dyskusji i stworzenia wokół parku takiego zainteresowania, które byłoby zainteresowaniem ludzi reprezentujących różne instytucje. Ten cały obecny system przetargowy, zamówień publicznych jest niekorzystny. Takiego projektu nie da się zrobić w ciągu roku. Trzeba opracować szczegółowy program, a potem stopniowo go realizować.
Rozmawiał
Maciej Weber