Okno życia dla zwierząt - czy przetrwa?
20 kwietnia 2012
Pierwsze w Polsce okno życia dla zwierząt zostało otwarte 15 marca przy ul. Wolskiej 60. Miało stanowić alternatywę dla porzucania domowych psów czy kotów na ulicach i w lasach, często w bestialski sposób. Rzeczywistość przerosła pomysłodawców. Po dwóch dniach funkcjonowania okno musiało zostać zamknięte, gdyż nie było w stanie przyjmować już zwierząt. A kilkadziesiąt organizacji żąda teraz jego likwidacji. - Ten protest to nagonka na nasze stowarzyszenie - mówi Mateusz Janda, komendant okręgu mazowieckiego Straży dla Zwierząt
Na niechcianych pupili stowarzyszenie przygotowało 90 boksów. Niestety, w kilka dni po uruchomieniu okna okazało się, że to za mało. Zbulwersowanych pomysłem Straży dla Zwierząt jest aż 61 organizacji ochrony zwierząt. W ich ocenie jest to idea nieprzemyślana i wyjątkowo szkodliwa społecznie. Przeciwnicy podkreślają, że zgodnie z zapisami Ustawy o ochronie zwierząt, porzucenie zwierzęcia jest czynem zabronionym, a zachęcanie do tego ludzi, to namawianie do popełnienia przestępstwa. - Inicjatywa taka może rodzić przekonanie, że porzucanie zwierząt nie jest niczym nagannym, a brak odpowiedzialności właścicieli za zwierzęta może być usprawiedliwione - czytamy w oświadczeniu dla mediów, które zamieszczono na Facebooku. - Do okna życia nie przyjdą ludzie pozbawieni skrupułów, ci pozbędą się swoich zwierząt tak, jak czynili to do tej pory - w sposób drastyczny i okrutny - ostrzegają w oświadczeniu. Przeciwnicy zarzucają Straży dla Zwierząt brak profesjonalizmu i elementarnej odpowiedzialności społecznej. Podkreślają, że siedziba organizacji w centrum miasta to nie miejsce do gromadzenia zwierząt o nieznanym pochodzeniu i stanie zdrowia, że taka akcja zamiast pomagać edukować społeczeństwo, przyczyni się do przepełniania schronisk.
Nagonka dla 1%
Mateusz Janda, komendant Straży dla Zwierząt, cały ten protest uważa na zwyczajną nagonkę na swoją organizację. - To okno to symbol życia tych zwierząt. Zarzucają nam, że namawiamy ludzi do oddawania zwierząt. A czy siostry zakonne namawiają matki do pozostawiania dzieci w "oknach życia"? My po prostu chcemy pomagać ludziom i zwierzętom - mówi komendant.
- Oszczercza kampania pod adresem Straży i jej personelu rozpętana przez konkurujące o 1% podatku organizacje, źle świadczy o całym naszym środowisku. Nasilające się przypadki naruszania naszych dóbr osobistych w oczywisty sposób szkodzą naszej działalności i będą kierowane na drogę sądową - dodaje Andrzej Kucharski, zastępca komendanta głównego.
Okno to nie koniec
Komendant podkreśla, że zwierzęta trafiają do okienka z różnych względów, a strażnicy zawsze przeprowadzają selekcję.
- Ostatnio trafiła do nas tchórzofretka, której właściciel był zmuszony ją u nas zostawić, bo na stałe wyjeżdżał z Polski do Malezji. Są też przypadki, że trafiają do nas bardzo drogie psy rasowe, bo właściciel idąc do szpitala nie wie, czy z niego wyjdzie. Często osoby, które przekazują nam zwierzęta do adopcji są z nimi bardzo zżyte, ale z różnych powodów nie mogą już dłużej opiekować się czworonogiem. Tak jak pani, która przyszła do nas oddać psa, bo jej nowo narodzone dziecko miało alergię na sierść. Prosiła, żeby dać jej możliwość kontaktu z nowymi opiekunami jej pupila - wylicza Janda. - My nikogo do niczego nie namawiamy. Pomagamy jedynie ratować zwierzęta, zapewniając im nowy dom. I nikt oprócz nas nie będzie decydował o tym, czy to okno ma zostać otwarte czy zamknięte. Jeśli ktoś uważa, że łamiemy prawo, to niech zgłosi to na policję czy do sądu - kwituje krótko całą sprawę Janda. Jednocześnie zapowiada, że akcja z oknem dla zwierząt to nie koniec. Docelowo stowarzyszenie zamierza pozyskać pieniądze na specjalny ambulans dla zwierząt i uruchomienie kliniki.
Anna Przerwa