Nieletnim alkohol(u) (nie) sprzedajemy
11 września 2014
Sklep. Dziewczyna, na oko 17-latka, prosi o "Królewskie". Sprzedawca stawia je przed nią bez mrugnięcia okiem. Za jakiś czas chłopak w podobnym wieku kupuje "Lecha". Tym razem ktoś z dorosłych interweniuje, nalega na sprawdzenie dokumentów. Sprzedawca wzrusza ramionami, a gdy interweniujący się upiera, kłamie, że zna tego klienta i wie, że jest on pełnoletni. Chłopak przytakuje. Inni nie reagują.
Wyniki są bulwersujące. Na 100 prób zakupu (po dwie w każdym badanym punkcie) tylko w 49 przypadkach sprzedawca odmówił sprzedaży żądając z własnej inicjatywy okazania dowodu osobistego. W 33 przypadkach (na 51) skuteczna okazała się interwencja "dorosłego". Nie znaczy to jednak, że w połowie badanych sklepów i lokali sprzedawcy łamali przepisy ustawy. Było znacznie gorzej! Spośród 50 placówek jedynie w 14 (28%) sprzedawcy konsekwentnie prosili oboje "młodych audytorów" o dowód osobisty. W 2/3 sklepów (65%) oraz w każdym(!) z 10 badanych lokali gastronomicznych przynajmniej jedna próba zakupu zakończyła się pomyślnie! I nie może być żadnym pocieszeniem, iż wynik ten jest lepszy niż w ubiegłym roku, kiedy to młodym ludziom aż w 79% przypadków udało się kupić piwo. Powiadomienie urzędu o sprzedaży alkoholu nieletniemu w konkretnym sklepie też jest mało skuteczne. Trzeba taki fakt udowodnić. Można mówić wyłącznie o skali kompromitacji, a nie o sukcesie. A już informacja, że w porównaniu z 2010 r. 3,5-krotnie wzrósł odsetek placówek wyróżnionych certyfikatem "Odpowiedzialny sklep" za to, że sprzedawcy sami z siebie poprosili oboje młodych audytorów o okazanie dowodu osobistego zakrawa na kpinę. Wzrósł on bowiem z 10 do 35%. Za ile lat dojdziemy do 100% - łatwo obliczyć.
Okazuje się jednak, że władze są wobec problemu bezradne. Sklepom, w których nieletni mogą kupić alkohol, powinny być bezwzględnie odbierane koncesje na jego sprzedaż, a prowadzącym je przedsiębiorcom oraz sprzedawcom należą się wysokie grzywny. Mówi o tym Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Tyle że podobno wyniki badań nie dają podstaw do wyciągnięcia sankcji, ponieważ młodzi audytorzy, którym sprzedano piwo, byli faktycznie pełnoletni. Po co zatem prowadzi się te badania? Otóż urzędnicy twierdzą, że chodzi o "wyrobienie" u sprzedawców nawyku sprawdzania dowodu osobistego. No to pogratulować pomysłu i jego rezultatów.
Powiadomienie urzędu o sprzedaży alkoholu nieletniemu w konkretnym sklepie też jest mało skuteczne. Trzeba taki fakt udowodnić. Są korowody ze świadkami. Sprzedawca ma prawo odwołania się... Urząd dzielnicy prowadził dwa takie postępowania. Jedno zainicjowane przez policję, która złapała pijącą młodzież na ulicy. Ale... okazało się, że w sklepie, który wskazali, nie było takiej marki piwa i postępowanie umorzono. Drugie chyba jeszcze się toczy.
Wydaje się, że w tej sytuacji władze - dzielnicy i miasta, bo nie tylko na Pradze Północ jest z tym problem (ciekawe, jak jest na Targówku?), powinny zastanowić się nad zmianą prawa w tym zakresie. Pouczanie sprzedawców, jak mają się zachować (podobno ci młodsi wiekiem i stażem mają opory przed żądaniem dokumentów, zwłaszcza od dziewczyn) apele do odpowiedzialności, wyróżnianie certyfikatami i upublicznianie adresów sklepów, gdzie alkoholu nieletnim faktycznie się nie sprzedaje (chyba po to, by zainteresowani omijali je szerokim łukiem) do niczego dobrego nie doprowadzi.
Marek Borowski
senator z Pragi i Targówka, były marszałek Sejmu (2001-2004), wicepremier (1993-1994) i poseł (1991-2011)