Nieaktywni nawet w swoim interesie. Mamy wszystko gdzieś?
14 lutego 2013
Narzekanie jest podobno naszą narodową cechą. Narzekamy na drogi, urzędników, sąsiadów, kierowców. Domorośli eksperci, biorąc udział w internetowych dyskusjach, mają gotowe rozwiązania na większość kłopotów. Niestety od słów do czynów droga daleka, nawet jeśli jedynym działaniem miałoby być wysłanie maila.
Do takich wniosków można dojść, patrząc na mizerne efekty akcji lokalnego radnego.
W połowie ubiegłego roku Marcin Korowaj na własny koszt wydrukował 35 tys. ulotek i poprosił mieszkańców o zgłaszanie uwag na temat swojej okolicy, zapewniając pomoc w rozwiązywaniu problemów. Z tej liczby do radnego wróciło zaledwie 148 ankiet - były to głównie e-maile. 13 osób wrzuciło wypełnione blankiety do skrzynki radnego w ratuszu.
Radny i tak jest zadowolony.
- To właśnie dzięki takim akcjom na Białołęce rodzą się oryginalne pomysły, które mogą ujrzeć światło dzienne i wyróżniają nas na tle Warszawy, jak np. koncepcja budowy plaży pod mostem Północnym, czy corocznie realizowana idea rekonstrukcji historycznych pod ratuszem 13 grudnia, jak również niemożliwy jeszcze kilka miesięcy temu projekt stacji rowerowych Veturilo. Ostatnim dużym tematem zgłoszonym w ramach akcji to idea powstania na Białołęce pierwszej w Warszawie miejskiej strefy sportów ekstremalnych - mówi Marcin Korowaj. Większość zgłoszonych przez mieszkańców problemów dotyczy życia codziennego. Chociaż odzew okazał się znikomy, radny zapewnia, że żadne ze zgłoszeń nie zostało pominięte.
- Zapytania mieszkańców przerobiłem na interpelacje. Odbyliśmy też wiele spotkań indywidualnych w ratuszu, które ze względu na swój charakter okazały się najbardziej czasochłonne. Na każde zgłoszenie udzieliliśmy merytorycznej odpowiedzi - opowiada radny.
Wspomina też niecodzienne zgłoszenia. - Pewna kobieta opowiadała, że ma wielki problem z kogutem sąsiada, który pieje głośno i co gorsza nie reaguje, jak się do niego krzyczy, by tego nie robił. Za to i inne zgłoszenia bardzo dziękuję, gdyż właśnie w taki sposób mogę najlepiej poznać, co na Białołęce piszczy i aktywnie wspierać lokalne inicjatywy - podkreśla Marcin Korowaj, który mimo niewielkiego odzewu zastanawia się nad ponownym zorganizowaniem akcji w tym roku.
Anna Sadowska