Na Woli ponoć są najlepsze pączki w Warszawie. Zajadał się nimi Piłsudski, a teraz, szczególnie w Tłusty Czwartek, po odstaniu swego w długiej kolejce, może ich spróbować każdy.
REKLAMA
Sekret tkwi w recepturze, niezmienianej od osiemdziesięciu lat. Pracownia cukiernicza Władysława Zagoździńskiego najpierw ulokowała się na roku Wolskiej i Skierniewickiej w 1926 roku, później przeniosła się na Wolską 66. W czasie II wojny światowej kamienica została zniszczona, ale pan Władysław wraz z sąsiadami ją odbudował i wznowił działalność cukierni. Jednak w 1973 został wyeksmitowany do lokalu przy Górczewskiej, gdzie metraż nie pozwalał na dawny rozmach. Postawiono więc na pączki, które znane są do dzisiaj, a pracownię prowadzi czwarte już pokolenie - po córce i wnuku W. Zagoździńskiego o dobre imię firmy dba prawnuczka, Sylwia Adamuszewska.
Co takiego jest w tych pączkach, że kolejki chętnych na nie ustawiają się w nocy, grubo przed otwarciem cukierni? Czy warto próbować - nie tylko w ostatni czwartek karnawału? Czekamy na Wasze opinie. I, jeśli chcecie - zdjęcia z "pączkami z Górczewskiej"!
Osobiście znałem Panią Hannę i jej córkę. Pączki były tak dobre że kupowałem codziennie i po jakimś czasie zaczęła mówić do mnie "kiciek" przecudny ród. Nie znam Pani Sylwi ale mam nadzieję że nic nie zmieniła w recepturze. Są takie jak były za panowania Pani Hani.
Ech, pączki mojego dzieciństwa, najlepsze w Warszawie. W tłusty czwartek nie jeżdżę tam ze względu na kosmiczne kolejki, ale raz na jakiś czas podjeżdżam po pączki:)