"To cud, że przeżyliśmy". Rosyjski dron zniszczył dom w Wyrykach

W nocy z wtorku na środę rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Jeden z nich został zestrzelony, jednak jego szczątki spadły na dom Wesołowskich w Wyrykach, niewielkiej miejscowości w województwie lubelskim. Skutki były katastrofalne - dach budynku został całkowicie zniszczony, a poddasze zamieniło się w gruzowisko. - Dom nie nadaje się do mieszkania - relacjonuje Onetowi para.

Tomasz Wesołowski opowiada, że choć o poranku słyszał ostrzeżenia o możliwych nalotach, nie spodziewał się, że zagrożenie dotknie jego rodziny. - Słyszałem, że samoloty latają, ale nagle jeden zaczął się zniżać. Potem był huk. Dom się zatrząsł. Teraz właściwie go nie mamy - mówi.

Jego żona, Alicja, dodaje, że tylko dzięki przypadkowi udało im się uniknąć śmierci. - Zeszłam na dół kilka minut przed uderzeniem. Gdybym została na górze, byłabym pod gruzami. Widocznie Pan Bóg chce, żebyśmy jeszcze pochodzili po ziemi - mówi z wyraźnym wzruszeniem. Zaraz po uderzeniu Wesołowscy wybiegli na podwórko, gdzie zobaczyli skalę zniszczeń. - Nie zabraliśmy żadnych rzeczy. Wybiegliśmy w tym, co mieliśmy na sobie. Teraz nie mamy nic więcej - przyznaje pani Alicja. Na teren posesji nie mogą wrócić - od rana pracują tam policja i prokuratura.

Mimo dramatycznej sytuacji małżeństwo nie zostało bez pomocy. Najbliższe dni spędzą w budynku biblioteki, który udostępniła im gmina. Do tej pory mieszkańcy Wyryk czuli się bezpiecznie, jednak atak drona zmienił ich perspektywę. - Podejrzewam, że teraz każdy będzie miał obawy. Ludzie myślą, że to tylko bajki, ale to wcale nie bajki - mówi Tomasz Wesołowski. Jego żona dodaje, że dopiero teraz zaczyna odczuwać strach.

Para przyznaje, że bez pomocy nie będzie w stanie odbudować domu. - My już mamy swoje lata. Najpierw musimy dojść do siebie psychicznie. Ciągle mi się wydaje, że to zły sen - mówi pani Alicja.

Źródło: onet.pl