REKLAMA

Zbrodnia piętro niżej. Agentki bez licencji

autor: Anna Kapczyńska
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 4 maja 2022
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 352
ISBN: 978-83-6698991-7

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka  2022.05.04

Wśród nowoczesnych knajpek i wyszukanych restauracji kryją się kamienice, gdzie wciąż jeszcze tajemnice zamiata się pod dywan,

a trupy trzyma w starych szafach.

Gośka marzy o tym, żeby zostać dziennikarką śledczą. Kilka miesięcy temu wprowadziła się do swojego chłopaka, do stuletniej kamienicy. Pewnego dnia los się do niej makabrycznie uśmiecha - jedna z lokatorek zostaje brutalnie zamordowana. Gosia, wyposażona tylko w kobiecą intuicję, rozpoczyna prywatne śledztwo.

Sprawę traktuje bardzo ambicjonalnie, zakłada, że znalezienie winnego pomoże jej zmienić dotychczasowe życie. Coraz mniej lubi swoją dotychczasową pracę i coraz bardziej nie może się doczekać kluczowej zmiany.

Niestety, rozwiązanie zagadki nie jest takie proste jak w szwedzkich powieściach kryminalnych.

Fragment

Wrzesień 2017

W kuchni mieszkania numer sześć Gocha buntowała się wewnętrznie. Bo dlaczego to zawsze ona wszystko przygotowuje, podczas gdy Jachu przychodzi na gotowe? To była pierwsza faza buntu, dopiero się w niej tliło, dopiero kiełkowało, ale jeszcze nie zamieniło w ,,porozmawiajmy o tym". W kobiecie taka myśl musi dojrzeć, musi się wewnętrznie rozpędzić jak kula śniegowa, aż pewnego dnia będzie tak wielka, że rozsadzi ją od środka w najmniej oczekiwanym momencie i przy najmniej odpowiedniej okazji. Może nawet na jakiejś uroczystości rodzinnej. On będzie w szoku, bo do głowy mu nie przyszło, że w ogóle jest jakiś problem. Ona też będzie w szoku, że się nie domyślał, jak ona się czuje, że się nie zatroszczył, nie zapytał. Najpewniej skończy się wielką awanturą, może nawet jej płaczem i jego wściekłością. Można by tego uniknąć, gdyby wyrwać chwasty już w momencie gdy się pojawiły, ale mało kto tak robi. Ludzie lubią je hodować, aż zaczynają kłuć w oczy.

- Kolacja gotowa, chodź do kuchni! - zawołała Gocha, jednocześnie skanując stół, żeby się upewnić, czy niczego nie brakuje. Oczywiście! Nie nalała herbaty do kubków. Szybko naprawiła niedociągnięcie.

- A nie możesz tu przynieść? - odkrzyknął Jachu z salonu. - Fajny program leci.

- No chyba nie! - Gocha stanęła w drzwiach salonu. - Jaki znowu program?

- No ciekawy, dwóch facetów przerabia samochody, siadaj, zobaczysz, jakie cuda tworzą.

- Zwariowałeś? Będziemy jeść przed telewizorem, jak w ,,Nic śmiesznego"? Jakbyśmy nie mieli sobie nic do powiedzenia? Pochylając się nad ławą jak pingwiny?

- Dlaczego jak pingwiny? Widziałaś kiedyś pochylonego pingwina?

Oboje się roześmiali. Znów mu się udało rozładować atmosferę. Tak było zawsze. Kiedy zaczynała już poważnie wątpić, wyskakiwał z czymś, co ją rozbrajało i znów zaczynała wierzyć, że do siebie pasują.

Chwyciła go za rękę i zaprowadziła do kuchni. Nie bez żalu wyłączył telewizor.

W tym samym momencie w mieszkaniu numer dwa na parterze rudy Bronek wyjmował z szuflady swój najostrzejszy nóż.

Pod szóstką jedli kolację, żartując i przekomarzając się w swoim stylu. Gocha tak bardzo chciała stworzyć idealny związek, że znów uwierzyła, że tak jest. Ośmielona żartami zdecydowała zwierzyć się Jachowi z myśli, która ostatnio zakiełkowała jej w głowie.

- Wiesz, że zawsze chciałam pisać - zaczęła niepewnie.

- No, marzenia trzeba mieć, pewnie, pisz, teraz jest tyle możliwości - zgodził się Jachu.

- Co masz na myśli? - Miała nadzieję, że powie, żeby rzuciła denną pracę w gastronomii i zajęła się poważnie tym, do czego ma smykałkę.

- No internet, dziś każdy może publikować wszystko, korzystaj, załóż bloga czy coś.

- A, tam bloga... Bloga mam, nie chodzi mi o takie pisanie na pół gwizdka, trzeba mieć czas, skupić się na celu, żeby robić to naprawdę dobrze. Chciałabym pisać do jakiejś gazety.

- No to pisz, wysyłaj i zobacz, co się wydarzy. Ja się na tym nie znam, ale jest spora konkurencja, może być ciężko się przebić, nie wiem, na ile to twoje pisanie jest dobre.

Ała. Podcięte skrzydła bolą.

- Jak to nie wiesz? Przecież wysłałam ci moje opowiadania, próbki felietonów na maila, czytałeś?

- No, coś tam wysyłałaś. Przeleciałem, ale wiesz, nie jestem ekspertem. Michał pisze do ,,Głosu", zapytaj się jego.

- Pytałam - zirytowała się. - Ale on pisze dla działu gospodarczego, pisanie o ludzkich problemach to nie jego działka, a ja bym chciała coś na kształt reportaży.

- No to pisz i wysyłaj, jak będą chcieli opublikować, to fajnie.

Zupełnie jej nie rozumiał! Żeby dobrze pisać, trzeba poświęcić cały czas, a jak ona ma poświęcać czas, skoro głównie siedzi przy garach, na zmywaku, albo usługując gościom, a po pracy idzie na zakupy, żeby spędzić czas przy garach a potem usługiwać jemu! Jak mu wytłumaczyć, że aby dobrze pisać, musiałaby zrezygnować z pracy w gastro, a on na jakiś czas musiałby wziąć na siebie płacenie rachunków? Bała się, że jak to zaproponuje, on zapyta, co to znaczy ,,na jakiś czas"? Był tak cholernie konkretny, niby u faceta to zaleta, ale jednak wada.

- Przecież nie zrezygnujesz z pracy, trzeba z czegoś żyć. Jeśli będziesz w stanie utrzymać się z pisania, to czemu nie?

Ech, jednak nie rozumiał jej potrzeb. Przynajmniej tych zawodowych. Zresztą innych też nie.

Tymczasem dwa piętra niżej, w mieszkaniu numer dwa, rudy Bronek z pietyzmem kroił na plasterki na wpół zamrożoną wołowinę.

Gocha nie chciała psuć tak miło zaczętego piątkowego wieczoru, więc powrócili do rozmowy o niczym, zaczęli się przekomarzać, żartować. W pewnym momencie nawet... Jachu powiedział coś takiego, że jakaś niedokończona myśl zawisła w powietrzu, jakby obietnica. Z drugiej strony Gocha była świadoma, że jej wyobraźnia potrafi podsuwać rzeczy, których wcale nie ma, i to zarówno te przyjemne, jak i przygnębiające. Typowo kobieca zdolność lub przypadłość, niepotrzebne skreślić. Być może więc poczuła to, co tak bardzo chciała poczuć: gęstniejącą atmosferę, nieuchronnie i na szczęście prowadzącą do czułości, intymności i tak wyczekanej przez nią namiętności, bez której czuła się coraz mniej wartościowa jako kobieta.

- Może zapalę świeczki? - rzuciła, przyglądając mu się badawczo.

- Można - odpowiedział, jak zwykle w taki sposób, że nie było szans domyślić się, co tak naprawdę myślał. Czasami miała wrażenie, że wcale nie myślał. A przynajmniej o ,,tych sprawach". Już nie pamiętała, kiedy ostatnio próbował się do niej dobierać. Może zatem czas dobrać się do niego.

Zapaliła kilka małych świeczek, zgasiła duże światło. Zaczęła żałować, że nie jedli kolacji w salonie, na kanapie, bo tam łatwiej i zręczniej cokolwiek zacząć. A jak to zrobić przy kuchennym stole? Po cholerę w ogóle się upierała przy tej kuchni? To się sprawdza tylko w filmach: zmieść wszystko ze stołu i usiąść na nim gołym tyłkiem. Tyle że w filmach zastawa jest przeznaczona do zniszczenia, a oni mieli raptem kilka talerzy . Poza tym stół stał przy oknie, które wychodziło na podwórko, inni lokatorzy mieliby niezły widok, nie ma co.

Musiała go jakoś zwabić do łóżka, ale w taki sposób, żeby to nie było zbyt nachalne i oczywiste. Chociaż spali w jednym łóżku, nie zbliżyli się do siebie od tak dawna, że teraz trudno było do czegokolwiek się zabrać. Jak mogła dopuścić do tak długiej przerwy?

- Napiłabym się wina. - Starała się, żeby to zabrzmiało zalotnie.

- Mówisz, masz! - zaśmiał się ktoś i nie był to Jachu. Gocha gwałtownie odwróciła się w stronę, z której dolatywał głos. W korytarzu stał Michał, sąsiad z naprzeciwka. - Drzwi były otwarte, więc wszedłem. Winko się chłodzi w naszej lodówce, Dorotka szykuje jakieś przekąski, Remik zasypia w swoim pokoju, zapraszamy na małą bibkę do nas. - Zatarł tłuste ręce.

- Ooo, tacy sąsiedzi to skarb! - Gocha uśmiechnęła się sztucznie, żeby ukryć wściekłość. - Chętnie wpadniemy, prawda, Jachu? Czy może...?

Tym ,,czy..." dała mu wyraźnie do zrozumienia, że jeśli on ma ochotę na to, na co ona by chciała, żeby miał, to odmówi sąsiadowi. To miał być ich przełomowy wieczór, przecież wszystko szło w dobrym kierunku... Tak jej się przynajmniej wydawało.

- Spoko - rzekł był Jachu i wstał z krzesła. - Tylko wezmę sobie piwko, jakoś nie mam ochoty na wino.

- No to chodźcie, chodźcie, Dorotka czeka - ucieszył się Michał i poleciał, starając się dogonić własny brzuch.

Jachu wziął z lodówki czteropak i pomaszerował za kumplem, Gocha, zrezygnowana, człapała z tyłu.

- Gośka - odezwał się znienacka Jachu, a w nią znów wstąpiła nadzieja... - Weź klucze, zanim zatrzaśniesz drzwi.

Kiedy ich skromny pochód zmierzał do mieszkania numer osiem naprzeciwko, w mieszkaniu środkowym pod siódemką słychać było jakby szuranie kapci i sapanie. Na moment zastygli, jak przyłapani na gorącym uczynku. W drzwi z numerem siedem ktoś drapał od środka. Po chwili ktoś jęknął przeciągle. Mieli wrażenie, że ten ktoś ich obserwuje. Spojrzeli po sobie niepewnie, po czym wszyscy w tym samym momencie zaczęli mówić jedno przez drugiego, udając, że nic nie słyszą.

- Ale się cieszę, że jesteście! - Dorota śmiała się zbyt głośno. - Siadajcie! Przekąski gotowe, Michu zaraz otworzy winko, prawda, kochanie? - zwróciła się do męża.

Gośka się nie cieszyła, ale przecież nie wypadało tego okazywać.

- Ja też się cieszę - ćwierkała. - Zapowiada się miły, sąsiedzki wieczór.

- Oj tak, po całym tygodniu pracy należy nam się.

- A nie chciałaś zaprosić tej spod siódemki? - Gocha próbowała zażartować, nie wiadomo po co, chyba tylko po to, żeby coś powiedzieć.

Po tym pytaniu znów zapadła cisza, po czym wszyscy głośno zarechotali. Jachu też się śmiał, ale zdołał jej posłać karcące spojrzenie.

- Błagam cię, nie przypominaj mi o niej - odpowiedziała Dorota. - Przeraża mnie. Ona nigdy nie wychodzi z domu, słychać tylko to jej człapanie pod drzwiami, sapanie, jęczenie i widać jedno oko przez wizjer. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek fonia połączyła mi się z wizją.

- Co? - Jachu zmarszczył czoło.

- Dorotka mówi, że nie pamięta, kiedy ostatnio widziała sąsiadkę - wytłumaczył żonę Michał. - Taka już jest ta moja żonka, uwielbia metafory. - Uszczypnął ją w tyłek, a ona zapiszczała, pacnęła go delikatnie w rękę, po czym oboje głośno się roześmiali.

Gocha westchnęła. Też chciałaby być uszczypnięta w tyłek, ale, zdaje się, Jachu zapomniał, że ona w ogóle ma jakiś tyłek.

Impreza powoli się rozkręcała, a ilość wspólnych tematów i żartów, które bawią wszystkich, rosła wprost proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu. Dotarli do momentu ,,czekaj, puszczę ci coś", czyli prezentowania sobie zabawnych filmików na You Tubie, następnym etapem było puszczanie muzyki przez tego, komu udało się dorwać do komputera. A muzyka i wino równa się śpiew i taniec.

Było grubo po północy, gdy sąsiedzi z dołu, spod piątki, zaczęli walić w sufit. Wstawiona Gocha pokazała środkowy palec podłodze i puściła jeszcze głośniej piosenkę Cindy Lauper Girls just wanna have fun. Dorota przyłączyła się do niej, Michał się uśmiechał, a Jachowi coraz bardziej chciało się spać.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy