Zabita na śmierć. Aurora Teagarden
tytuł oryg.: | Poppy Done To Death |
autor: | Charlaine Harris |
przekład: | Martyna Plisenko |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Zakrzewo |
data: | 4 maja 2016 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 130 × 200 mm |
liczba stron: | 320 |
ISBN: | 978-83-7674514-5 |
Inne formy i wydania
e-book (epub, mobipocket) | 2016.05.04 |
książka, okładka miękka ze skrzydełkami | 2016.05.04 |
Tym razem Roe musi wykorzystać całe swoje doświadczenie i inteligencję, by odnaleźć mordercę członka jej własnej rodziny...
Poppy, bratowa Roe, dostaje się na pierwsze miejsce listy oczekujących na przyjęcie do Klubu Książki Uppity Women. Niestety, traci życie w dniu, w którym miała zostać do niego wprowadzona.
Sprawa zamordowania Poppy jest o wiele bardziej skomplikowana, ze względu na krążące po miasteczku plotki o wzajemnej niewierności w jej małżeństwie. Aby znaleźć zabójcę, Roe musi ustalić, czy te wstrętne pogłoski są prawdziwe. Podejrzanych nie brakuje, a okoliczności, które wychodzą na jaw, a także dociekliwość bohaterki doprowadzają do rozstrzygnięcia zagadki śmierci.
Wciągający kryminał retro z wątkiem romansowym w tle!
PROLOG
Nie zwróciłam praktycznie najmniejszej uwagi na ostatnią rozmowę, którą przeprowadziłam ze swoją przyrodnią bratową, Poppy Queensland. Jakkolwiek lubiłam Poppy - w miarę - jednak gdy zadzwoniła, moim podstawowym odczuciem była irytacja. Byłam od niej tylko pięć lat starsza, ale Poppy sprawiała, że czułam się jak wiktoriańska babcia, a gdy powiedziała, że musi odwołać nasze plany, poczułam dużą... urazę. Czy to nie wydaje się zrzędliwe?
- Słuchaj - powiedziała Poppy. Jak zwykle głos miała rozkazujący i podekscytowany. Poppy zawsze sprawiała, że jej życie wydawało się być ważniejsze i bardziej ekscytujące niż czyjekolwiek (moje, na przykład). - Spóźnię się dziś rano, więc nie czekajcie na mnie. Spotkamy się na miejscu. Zajmijcie mi krzesło.
Później ustaliłam, że Poppy zadzwoniła do mnie około dziesiątej trzydzieści, ponieważ byłam już prawie gotowa, żeby wyjść z domu i pojechać najpierw po nią, a potem po Melindę. Poppy i Melinda to żony moich przyrodnich braci. Ponieważ nową rodzinę nabyłam będąc już zdecydowanie dorosłą osobą, nie mieliśmy wspólnej historii i potrzebowaliśmy sporo czasu, żeby poczuć się ze sobą swobodnie. Generalnie Poppy i Melindę przedstawiałam jako swoje bratowe, żeby uniknąć skomplikowanych wyjaśnień. W naszym małym miasteczku w Georgii, w Lawrenceton, najczęściej nie trzeba było nic wyjaśniać. Lawrenceton jest stopniowo pochłaniane przez rozlewającą się Atlantę, ale ogólnie nadal znamy swoje rodzinne historie.
Z przenośną słuchawką przyciśniętą do ucha zerknęłam w lustro łazienkowe, żeby sprawdzić, czy równo nałożyłam róż na policzki. Jednak byłam zbyt skupiona na myśli, że ta zmiana planów była niewytłumaczalna i irytująca.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, sądząc, że może mały Chase się rozchorował, albo wybuchł bojler. Z pewnością tylko coś naprawdę ważnego mogłoby powstrzymać Poppy przed przyjściem na to spotkanie Uppity Women, bo tego ranka Poppy miała zostać przyjęta do klubu. W życiu kobiety z Lawrenceton było to znaczące wydarzenie. Poppy, choć się tu nie urodziła, mieszkała w Lawrenceton odkąd miała dziesięć lat i z całą pewnością rozumiała, jaki spotkał ją zaszczyt.
Nawet mojej matki nigdy nie zaproszono do Uppity Women, choć babcia była członkinią. O mojej matce zawsze uważano, że jest zbyt skupiona na swojej firmie. (Przynajmniej tak mi to tłumaczyła.) Bardzo starałam się nie pysznić z powodu własnego członkostwa. Nieczęsto zdarzało mi się zrobić coś, co sprawiało, że moja odnosząca sukcesy i autorytatywna matka spoglądała na mnie z podziwem.
Sądzę, że matka pracowała tak ciężko, by zdobyć sobie pozycję w biznesie zdominowanym przez mężczyzn, że nie widziała pożytku w próbie przystąpienia do organizacji zrzeszającej głównie kobiety zajmujące się domem. Takie właśnie były warunki, gdy poświęciła się pracy mającej zapewnić byt jej rodzinie - mnie. Teraz sprawy miały się inaczej. Jednak do Uppity Women można było zostać przyjętą przed ukończeniem czterdziestego piątego roku życia albo wcale.
Jaka miała być członkini Uppity Women? Cechy nie były zasadniczo określone. Generalnie wiadomo było, o co chodzi. Trzeba było wykazywać zdrowy rozsądek i wysoką odporność. Trzeba było być inteligentną, a przynajmniej bystrą. Trzeba było być rozmowną, choć nie był to wymóg konieczny. Nie można było mieć zbyt poważnego stosunku do tego, kim się było: Żydem, czarnym czy prezbiterianinem. Nie trzeba było mieć pieniędzy, ale należało się wysilić i odpowiednio ubierać na spotkania. (Można by pomyśleć, że organizacja wspierająca niezależne kobiety będzie naprawdę elastyczna w kwestii stroju, ale nie w tym przypadku.)
Nie trzeba było być zupełnie miłą. Południowy standard bycia miłym wygląda tak: nigdy nie jesteś o nic posądzana, nie przyglądasz się zbyt otwarcie mężom innych kobiet, pisujesz liściki z podziękowaniami i jesteś grzeczna dla starszych. Musisz się szczerze przykładać do wychowania swoich dzieci. I dbasz o to, żeby twoja rodzina odpowiednio się odżywiała. Są jeszcze inne, poboczne aspekty tej ,,miłości", ale to były wymogi ogólne. Poppy balansowała na krawędzi bycia wystarczająco ,,miłą" dla klubu, a skoro do Uppity Women należała kobieta przed czterdziestką, ledwie uniewinniona od zarzutu zamordowania swojego męża, to o czymś to świadczyło.
Wzdrygnęłam się. Teraz trzeba było pomyśleć o pozytywach.
Przynajmniej nie musiałyśmy nosić kapeluszy, jak Uppity Women w latach pięćdziesiątych. Chyba strzeliłabym sobie w głowę. W niczym nie wyglądam tak głupio, niezależnie od tego, czy włosy zaczeszę w dół (są długie i bardzo poskręcane), czy w górę (przez co moja głowa robi się ogromna). Cieszyłam się, że kościół episkopalny nie wymagał już od kobiet noszenia kapeluszy i woalek podczas niedzielnych nabożeństw. Co tydzień musiałabym wyglądać jak idiotka.
Wyłączyłam się na moment i nie dosłyszałam, co powiedziała Poppy.
- Co? Co takiego? - spytałam.
- Nic ważnego - odparła Poppy. - Wszystko z nami w porządku; po prostu muszę coś załatwić, zanim przyjadę. Zobaczymy się później.
- Jasne - zgodziłam się pogodnie. - Co zakładasz na spotkanie?
Melinda prosiła, żebym spytała, bo Poppy miała skłonność do ekstrawagancji w odzieży. Ale miałam marne szanse, żeby namówić ją, by się przebrała, jak wytknęłam Melindzie. Nie wiem więc w sumie, po co przeciągałam tę rozmowę. Może miałam poczucie winy, że jej nie słuchałam, chociaż krótko.
Może gdybym słuchała jej uważnie, skończyłoby się to inaczej.
Może nie.
- Och, chyba tę oliwkową sukienkę i sweter. I brązowe czółenka. Naprawdę, ten, kto wymyślił rajstopy, powinien się smażyć w piekle. Nie pozwalam Johnowi Davidowi wchodzić do pokoju, gdy je ubieram. Wijąc się w próbach ich naciągnięcia, czuję się jak kretynka.
- Zgadzam się. Cóż, zatem widzimy się na spotkaniu. - Nawet nie była jeszcze ubrana, zauważyłam.
- Okay, trzymajcie z Melindą rodzinny sztandar, dopóki nie przyjadę.
To było dziwne, ale prawie dobre, mieć sztandar rodzinny do trzymania, nawet jeśli moje uczestnictwo w tej rodzinie było nieco sztuczne. Moja dawno rozwiedziona matka, Aida Brattle Teagarden, cztery lata temu wyszła za wdowca Johna Queenslanda. Teraz Melinda i Poppy były jej synowymi, jako żony dwóch synów Johna, Averego i Johna Davida. Lubiłam wszystkich Queenslandów, chociaż z pewnością byli zwartą grupą.
Może starszy syn Johna, Avery, nie był moim ulubieńcem. Ale Melinda, jego żona i matka dwojga małych Queenslandów, była mi coraz bliższa. Początkowo bardziej spodobała mi się Poppy. Była zabawna, błyskotliwa, miała oryginalny i żywy umysł. Ale Melinda, znacznie bardziej prozaiczna i okazjonalnie popadająca w ponury nastrój, poprawiała swoje notowania, podczas gdy Poppy i jej sposób życia zaczęły mnie zniechęcać. Melinda była dojrzała i skoncentrowana, i przełamywała swoją nieśmiałość, żeby wyrażać własne opinie. Nie była też już tak bardzo przytłoczona przez moją matkę. Poppy, która nie bała się niczego, ryzykowała, i to bardzo. Nieprzyjemnie ryzykowała.
Zatem, chociaż lubiłam towarzystwo Poppy - rozśmieszyłaby nawet diabła - poniekąd trzymałam się od niej na dystans, obawiając się zażyłości, przez którą jej utrata byłaby jeszcze boleśniejsza. Szczerze, to uważałam, że ona i John David rozstaną się w ciągu następnego roku.
To, co się stało, było znacznie gorsze.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Słodkich snów. Aurora TeagardenCharlaine Harris
-
[ e-book ]Słodkich snówCharlaine Harris
-
[ książka ]Małe kłamczuchy. Aurora TeagardenCharlaine Harris
-
[ e-book ]Małe kłamczuchyCharlaine Harris
-
[ książka, e-book ]Świadek ostatniej sceny. Aurora TeagardenCharlaine Harris
-
[ książka ]Łatwo przyszło, łatwo poszło. Aurora TeagardenCharlaine Harris
-
[ e-book ]Łatwo przyszło, łatwo poszłoCharlaine Harris
-
[ e-book ]Z jasnego niebaCharlaine Harris
-
[ książka ]Z jasnego nieba. Aurora TeagardenCharlaine Harris
-
[ e-book ]Dom JuliusówCharlaine Harris
-
[ książka ]Dom Juliusów. Aurora TeagardenCharlaine Harris
-
[ książka, e-book ]Trzy sypialnie, jeden trup. Aurora TeagardenCharlaine Harris
LINKI SPONSOROWANE