REKLAMA

Stepy. Moja ojczyzna nad Donem

tytuł oryg.: Heimat am Don
autor: Teodor Kroger
przekład: Bronisław Pionke
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 28 lipca 2015
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 320
ISBN: 978-83-7674463-6

Na kartach tej niezwykłej opowieści historia znana jedynie z podręczników ożywa w żyznej krainie nad Donem. Dramat pierwszej wojny światowej przeplata się tu z losami bohaterów różnych narodowości, których życie nagle całkowicie się odmienia. Śmietanka towarzyska, którą poznajemy na petersburskich salonach w przededniu międzynarodowego konfliktu, przeistacza się w zdeterminowanych walczących bohaterów, dla których nowa wojenna rzeczywistość staje się chlebem powszednim. A później, choć wojna już się kończy, na ukraińskich stepach nadal rozgrywa się wielonarodowościowy dramat. Nim jeszcze odpadnie kurz po ostatnich walkach, polityka nowej czerwonej władzy powoli sięga swymi mackami coraz dalej. W takich okolicznościach rodzi się i trwa wbrew nadziei wielka miłość młodziutkiej Aleksy Habermann, która właśnie porzuciła studia medyczne, i niezwykle zamożnego barona Johanna Rappa. Los postanowił połączyć ich dokładnie w dniu śmierci arcyksięcia Ferdynanda i mimo rozłąk oraz wielu przeciwności - z wielką polityką w tle - udaje im się przetrwać. I choć przeżyli już tak wiele, wreszcie przychodzi im zmierzyć się z niezwykle trudną powojenną rzeczywistością

Fragment

Potężny, brodaty woźnica mocno trzymał lejce w dłoniach i pewnie powoził eleganckim ekwipażem ulicami Petersburga.

Od czasu do czasu donośnym głosem wołał: ,,Z drogi!". Podczas gdy przechodnie w pośpiechu usuwali się z jezdni przed kłusującym, czarnym ogierem, mijani policjanci przyjmowali postawę zasadniczą. Doskonale wiedzieli, do kogo należy ten powóz. Spod kopyt pędzącego konia sypały się iskry krzesane na dużych kamieniach brukowanych ulic. Ogólny podziw wzbudzała szlachetnie wygięta szyja pięknego rumaka, obramowana szerokim łukiem drewnianego chomąta.

Na miękkiej kanapie ekwipażu siedział Johann Rapp i w popołudniowym świetle sycił się widokami najpiękniejszego miasta północy, których już od dawna nie oglądał. Wdychał głęboko rześkie, morskie powietrze, a z jego młodej, opalonej twarzy nie znikał uśmiech powodowany widokiem wspaniałych budowli, którymi zachwycał się już w dzieciństwie.

W jego polu widzenia pojawiła się akurat największa cerkiew metropolii - sobór św. Izaaka. Po chwili spoglądał na Ogród Aleksandra i był przekonany, że tak jak dawniej w każdy pogodny dzień rozbrzmiewają tu radosne okrzyki bawiących się dzieci.

Na zachód od kompleksu Admiralicji na ukwieconym placu zobaczył sławny pomnik Piotra Wielkiego na koniu. Obok płynęła rzeka Newa, przy której w roku 1703 car wmurował kamień węgielny pod budowę tego miasta. Rapp pomyślał, jak ogromnego wysiłku musiało wymagać wzniesienie tej pięknej metropolii - powszechnie uznawanej za Wenecję Północy - na przybrzeżnych

bagnistych terenach!

Admiralicja... Jej fasada prawie półkilometrowej długości była otoczona kolumnami. Po obu stronach bramy wjazdowej znajdowały się rzeźby nimf niosących globusy dłuta Szczedrina.

Nad bramą wznosiła się wieża z pozłacaną iglicą o wysokości około 60 metrów. Na jej szczycie Rapp dostrzegł połyskującą złotem koronę i żaglowiec wskazujący kierunek wiatru.

Z wieży Admiralicji wzrok barona Rappa przeniósł się na prawo, na plac zamkowy, gdzie szerokim łukiem ciągnął się front potężnego budynku Sztabu Generalnego z ośmiuset oknami.

Pośrodku placu stała trzydziestometrowej wysokości kolumna Aleksandra - największy monolit czasów nowożytnych.

Spojrzenie barona prześliznęło się po ciężkiej, kutej bramie zamkowego ogrodu, na której prężył się dwugłowy carski orzeł...

Dalej powóz minął brązowo-czerwony Pałac Zimowy. W jego ,,diamentowej komnacie" były przechowywane wszystkie koronacyjne insygnia, wśród nich berło ze sławnym 189-karatowym

diamentem ,,Orłow" - jednym z największych na świecie. Równym kłusem jechali dalej.

Znowu rozległ się głośny okrzyk woźnicy: ,,Z drogi", który zakłócił młodemu baronowi spokojne podziwianie mijanych budowli. Dalej przelotnie popatrzył na stary Ermitaż, most nad Kanałem Zimowym, pałac wielkiego księcia Michała Michajłowicza i brązowy pomnik sławnego wodza Suworowa. Po chwili podkowy czarnego ogiera dudniły po bruku mostu Trockiego.

- Z drogi! - znowu było słychać wesoły okrzyk woźnicy.

W ten czerwcowy wieczór 1914 roku wszyscy ludzie wydawali się pogodni i zadowoleni. Nawet chmury nad ponurą Twierdzą Pietropawłowską w zachodzącym słońcu jaśniały czerwonawym

blaskiem.

Zaledwie kilka dni temu Johann Rapp przemierzał konno rozległe pola dóbr swojego ojca na Ukrainie, a teraz w eleganckim ekwipażu pułkownika Wołkowa jechał na przyjęcie do jego rezydencji.

Był świadomy tego, że prezentuje się równie elegancko w wytwornym fraku, jak i w stroju jeździeckim. Nie przeszkadzało mu to, że właściwy powód dzisiejszego zaproszenia miał podłoże biznesowe. Był przekonany, że w towarzystwie eleganckich kobiet, wśród stołecznych luksusów nie będzie rozmawiało się wyłącznie o interesach.

Za mostem powóz podążył dalej szerokim prospektem i zatrzymał się przed dużym domem z pięknie oświetlonymi oknami. Wesołe dźwięki kapeli docierały aż do ulicy. Przed parkanem stała grupa ludzi słuchających muzyki i obserwujących podjeżdżające ekwipaże z gośćmi.

Rapp wyskoczył z powozu, wcisnął woźnicy do ręki srebrną monetę, po czym sprężystym krokiem podszedł do drzwi wejściowych i wszedł do holu pałacu Wołkowa.

Znalazł się w jasno oświetlonym pomieszczeniu, w którym panował wesoły gwar licznych głosów. Podczas gdy służący odbierał od niego kapelusz i płaszcz, Rapp obserwował damę stojącą obok wysokiego lustra. Nie była już młoda, ale gdy uśmiechnęła się do odbicia swego męża w lustrze, bez trudu można było zauważyć, że jest szczęśliwą, kochającą żoną. Stojący za jej plecami oficer zrobił wesołą minę i energicznie podkręcił wąsy.

W tym momencie zjawił się syn gospodarzy, młody porucznik Aleksander Wołkow i przywitał gości. Beztrosko ujął obie ręce Rappa, uśmiechnął się wesoło i powiedział:

- Wania, wreszcie zjawiłeś się znowu w naszym pięknym, starym Petersburgu! Chodź, chcę cię przedstawić! - Po chwili zwrócił się do stojącej przed lustrem pary: - Mój przyjaciel, baron Rapp, właściciel dóbr na Ukrainie... Pułkownik Koszki z żoną...

Pułkownik powiedział uprzejmie:

- Znam pańskie nazwisko, baronie Rapp. Przed rokiem podczas manewrów kwaterowaliśmy w jednym z pańskich majątków.

To były piękne dni, podczas których niczego nam nie brakowało.

- Wtedy właśnie obaj się poznaliśmy - powiedział Aleksander.

- Mieliśmy za zadanie oczyścić teren wokół wsi Fredersdorf z nieprzyjaciół i doznaliśmy druzgocącej porażki ze strony pułkownika Koszkina. Jego konnica zmusiła nas do ucieczki.

Pułkownik głośno się zaśmiał.

- Doskonale sobie przypominam, drogi Sasza. O wszystkim szczegółowo pisałem w listach do swojej żony.

Żona pułkownika kiwnęła do niego głową i czarująco uśmiechnęła się do barona. Kiedy pułkownik, trzymając żonę pod ramię, już miał zamiar się oddalić, Aleksander zdążył rzucić:

- Chciałbym jeszcze poprosić o wybaczenie mojemu ojcu jego krótkiego spóźnienia. Kazał nas zawiadomić, że został wezwany na nadzwyczajne posiedzenie w ministerstwie.

Pułkownik Koszkin zdziwił się.

- Teraz, w lecie? Kiedy wszyscy przygotowujemy się do wyjazdu na urlop i zebraliśmy się tutaj, żeby się pożegnać?

W zadumie potrząsnął głową. Jego żona wpatrywała się w jego twarz, a w jej oczach pojawił się szczególny wyraz zatroskania - obawy, która utkwiła w pamięci Rappa.

Jednak Aleksander nie przerwał pełnienia roli gospodarza i odprowadził przybyłych do już zebranych gości.

Baron Rapp wmieszał się w tłum, witał z zaprzyjaźnionymi oficerami oraz ich żonami, siostrami i matkami. Przechodząc, tu i tam odpowiadał na zawołania i żarty, pozwalał się przedstawiać nieznajomym i z wielką elegancją całował ręce kobiet.

W pewnej chwili znalazł się w pobliżu zgrabnie tańczącej pary. Jego przyjaciel z lat dziecinnych, Iwan Chonenko, w mundurze oficera kozackiej cesarskiej gwardii i jego narzeczona, tatarska księżniczka Fachrutdinow prezentowali się wspaniale.

- Tańczymy od samego początku - zawołała do niego dziewczyna.

Rapp się uśmiechnął i skinął im głową na powitanie. Nieco z boku na małej sofie siedziała żona pułkownika Wołkowa. Ubrana była w obszerną, miękko opadającą suknię. Duże niebieskie oczy i długie rzęsy nadawały jej szczupłej twarzy jakiś marzycielski wyraz. Należała do tych kobiet, które sprawiały wrażenie, jakby wyrosły w starannie izolowanym otoczeniu, gdyż jakakolwiek styczność ze złym, zewnętrznym światem mogłaby je jedynie zranić. Rapp ujął jej rękę - którą uniosła na powitanie

- z taką delikatnością, jakby chwytał coś bardzo szlachetnego i kruchego, nachylił się i złożył na niej pocałunek.

W tej samej chwili powoli podniósł się siedzący obok pani Wołkow wysoki, masywny mężczyzna o jasnych oczach i krzaczastych brwiach. Miał zarumienioną twarz i lekko siwiejące jasnoblond włosy.

Pani domu dokonała prezentacji:

- Pan radca handlowy Habermann... Baron Rapp...

Baron ukłonił się z szacunkiem i z uwagą popatrzył na człowieka, który był właściwą przyczyną jego dzisiejszej wizyty.

- Panie radco, mam panu przekazać pozdrowienia i zaproszenie od mojego ojca - powiedział uprzejmie.

- Dziękuję. Jeżeli czas mi pozwoli, skorzystam z zaproszenia.

Ale mam nadzieję, że wszystko uda się omówić już w Petersburgu.

- Po tych słowach odwrócił się do pani Wołkow, która z niepokojem rozglądała się po sali.

- Nie rozumiem - powiedziała - dlaczego mój mąż tak długo nie wraca dzisiaj ze służby. Jest mi przykro...

Rapp się ukłonił i oddalił.

Przy jednych drzwiach oparty o ścianę stał samotnie kozacki oficer i obserwował tańczące pary. Był tak zaabsorbowany, że nie zauważył, kiedy Rapp stanął obok niego.

Obok nich przesuwały się w tańcu kolorowe mundury i eleganckie, szeleszczące suknie. Od czasu do czasu można było dostrzec jakiś czarny frak. W jasnym świetle migotały klejnoty, ordery i wyglancowane lakierowane buty.

Rapp lekko trącił zadumanego obserwatora i znienacka zapytał:

- Czy wróciłeś do malowania, drogi Doroszenko?

Oficer odpowiedział wesoło.

- Właściwie tak, tylko że teraz zawsze maluję w myślach.

Nadaję się do tego bardziej niż do wojska.

- Gdzie się podziewa twoja narzeczona?

- Oksana jest jeszcze w Nicei. Pobieramy się jesienią. Popatrz no na tamtą dziewczynę.

- Gdzie?

Doroszenko wskazał kierunek głową.

- Tam, obok Olgi Wołkow. Obserwuję ją od dłuższego czasu.

Ma wyjątkowo piękną twarz.

Baron Rapp poszukał wzrokiem. Dziewczyna stojąca obok córki gospodarzy rozmawiała z jakimś podchorążym. Była uśmiechnięta i ubrana z subtelną elegancją.

- Popatrz na włosy - powiedział Doroszenko. - Ten odcień koloru blond, do tego brązowe oczy. To jedna z siedmiu piękności!

Te pełne, dziecięce usta i hardość mądrego czoła, jak można to wszystko połączyć?

Rapp długo obserwował dziewczynę. W końcu z zaciekawieniem zapytał:

- Kto to jest? Musi być jeszcze bardzo młoda.

- Proponuję, żebyśmy ją poznali.

Podeszli do grupy i Doroszenko poprosił swobodnie:

- Olgo Aleksandrowno, proszę nas przedstawić pięknej nieznajomej.

Olga, wskazując lekko ręką, powiedziała:

- Baron Johann Rapp, u nas nazywany Wania, i Petro Doroszenko, w pierwszym rzędzie malarz, a potem rotmistrz. Wania, ta nieznajoma jest nie tylko twoją damą przy stole, ale także twoją rodaczką, nazywa się Aleksa Habermann.

Rapp się ukłonił i powiedział po niemiecku:

- Zgadzam się. - Zauważył, że przez czoło dziewczyny przeleciał cień niezadowolenia. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, rozległ się donośny głos: - Moi kochani goście, stokrotnie was przepraszam za moje spóźnienie!

- Nareszcie przyszedł ojciec! - zawołała Olga i pobiegła mu naprzeciw. Także inni goście zaczęli tłoczyć się wokół siwowłosego, szczupłego pułkownika w służbowym mundurze. Pułkownik powitał wszystkich gestem ręki, podszedł do żony i pocałował ją w czoło, mówiąc:

- Wybacz mi, kochanie, nie mogłem wrócić wcześniej.

- Po czym uścisnął rękę Habermanna i przywitał się z Olgą.

Wyglądał na zmęczonego i przepracowanego, a mimo to uprzejmie uśmiechał się do każdego. Proponuję moi państwo, żebyśmy usiedli do stołu i oddali się kulinarnym przyjemnościom.

Pułkownik Koszkin dotknął ramienia gospodarza i zatrzymał słowami:

- Co się wydarzyło, Konstanty? Nadzwyczajne posiedzenie teraz, w czasie wakacji?

Wołkow rozejrzał się dookoła, zobaczył zadowolone, rozbawione twarze. Po krótkiej chwili uniósł rękę, dając znak, że chce coś powiedzieć. Z początku słuchało niewielu.

- Szanowni Państwo! - powiedział głośno. - Krótko chcę państwa powiadomić, co się wydarzyło. Nie ma żadnego powodu do niepokoju, mimo że przyczyna mojego spóźnienia nie jest zbyt radosna. Dzisiaj w Sarajewie o godzinie wpół do jedenastej dokonano zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, następcę tronu Austrii i jego żonę. Ich wysokości zmarli w wyniku odniesionych ran. Brak szczegółów zamachu.

Przez chwilę trwała głucha cisza. Następnie z różnych stron zaczęły padać pytania, najpierw ciche i nieśmiałe, później coraz bardziej wzburzone. Wołkow ponownie uniósł rękę.

Stał na środku sali, wysoki i dystyngowany. Chociaż był jedynie w służbowym mundurze bez odznaczeń i orderów, to jednak każdy wiedział, że należy do najbliższego otoczenia cara. Wszyscy

słuchali uważnie, kiedy mówił dalej.

- Moi kochani goście, Serbia jest daleko... Rosji bezpośrednio ten zamach nie dotyczy. Nic więcej nie mogę powiedzieć.

Salę jadalną rozświetlało mnóstwo palących się świec. Kiedy Rapp prowadził Aleksę do ich miejsca przy stole, czuł się tak, jakby znajdował się w morzu światłości. Długi stół zdobiły żółte bezwonne róże, płomyki świec odbijały się w kryształach, srebrnej zastawie i w oczach zgromadzonych gości. Wszystkie twarze straciły swój powszedni wyraz, zdawały się szczególnie piękne, zyskały tajemniczy powab i urok. Baron spojrzał na idącą obok niego dziewczynę i zauważył, jak światło podkreśla piękne rysy jej twarzy. Wyczuła, że na nią patrzy i gdy odwzajemniła mu spojrzenie, jej oczy błyszczały jak ciemny bursztyn.

- Czy pani się na mnie gniewa, że przy prezentacji powiedziałem, że się zgadzam?

- Nie.

- Dlaczego więc wygląda pani tak poważnie?

- Nie mogę zmienić mojej twarzy - odpowiedziała chłodno.

Znaleźli swoje miejsca przy stole i gdy już usiedli, Rapp powiedział z uśmiechem.

- Ależ ona mi się bardzo podoba.

Po tej odpowiedzi wydawało się, że dziewczyna jest naprawdę zła. Jej sąsiad obserwował ją uważnie z boku.

- Nie znosi pani żartów?

Aleksa nie powiedziała ani słowa.

- Co za milczącą damę posadzono przy moim stole!

- Ja tego nie zaaranżowałam.

Podobała mu się coraz bardziej... Być może właśnie rezerwa i powaga jej młodej twarzy były tym, co tak bardzo go intrygowało.

Po chwili milczenia Rapp poprosił poważnym głosem:

- Proszę mi trochę opowiedzieć o Berlinie. Studiowałem tam gospodarkę wiejską i czasami nachodzi mnie prawdziwa tęsknota za popołudniowymi spacerami po Unter den Linden.

Długą chwilę czekał na odpowiedź. Twarz dziewczyny przybrała rozmarzony wyraz, gdy zaczęła mówić:

- Jak wyjeżdżaliśmy, w Berlinie było już bardzo ciepło. Wszędzie widać było jasne sukienki i w mieście panowało ożywienie, a na ulicach wielki ruch. A może mi się tylko tak wydawało...

Rapp słuchał jej cichego, sympatycznego głosu, ledwie rozumiejąc, co mówi. Jednak brzmienie niemieckich słów nadawało ich rozmowie atmosferę coraz większej zażyłości. Już długo nie słyszał ojczystego języka, gdyż także w rodzinnych dobrach najczęściej mówiło się po rosyjsku. Dziewczyna spoglądała na niego z boku trochę niepewnie, jednak opowiadała dalej krótkimi, przerywanymi

zdaniami o obrazach, które wyłaniały się z jej pamięci.

W pewnej chwili zamilkła nieco skrępowana. Także Rapp przez dłuższy czas nie wiedział, jak ożywić rozmowę. W milczeniu przypatrywał się twarzom siedzących przy długim stole ludzi, słyszał śmiechy i gwar rozmów, brzęk naczyń i sztućców. Zauważył bojaźliwy wzrok pani Wołkow, który skierowała na męża po tym, jak radca handlowy Habermann troskliwie i delikatnie okrył miękkim, ozdobnym szalem jej ramiona. Baronowi Rappowi zdawało się, że Tatianę Wołkow i Habermanna łączy coś

dyskretnego.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break