REKLAMA

Serce teściowej

autor: Rafał Dębski
projekt okładki: Marta Żurawska
wydawnictwo: Fabryka Słów
kolekcja: Asy polskiej fantastyki
wydanie: I, Lublin
data: 20 listopada 2008
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 376
ISBN: 978-83-7574018-9

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka, I  2008.11.20

Serce teściowej skrywa tajemnice tak piekielną, że utajnioną na 666 lat...

Wyobrażasz sobie jak byłoby pięknie, gdyby smoki nie istniały, wiedźmy nie były mściwe, demony nie stosowały kruczków prawnych a serca teściowych były szczere i czyste jak kryształ? Niestety! Gościńce pełne są seksualnych frustratów uganiających się konno i w rynsztunku w poszukiwaniu wież oraz ich dziewiczych lokatorek. Smoki są wielce uczone w piśmie, certyfikaty ukończenia akademii posiadają a jak wieść gminna głosi, jeden spod Krakowa - wyjątkowo przewrotny - zamiast owce pożerać z zyskiem je sprzedaje... Strzeż się więc i pod żadnym pozorem nie budź śpiącej królewny! Uważnie czytaj intercyzy. Przenigdy nie otwieraj tajemniczo zakorkowanych butelek i nigdy, ale to nigdy, nie oświadczaj się po pijaku nieznajomym ślicznotkom.

Serce teściowej mieści następujące opowiadania:

  • Dlaczego rycerz nie przeląkł się smoka,

  • Wilczy dołek, czyli jak zostać smokiem,

  • Fliegritterzy,

  • Żmija na śpiąco,

  • Serce teściowej,

  • Kura,

  • Demony starszyny Gawriłowa,

  • Invidia,

  • Cena spokoju,

  • Festung Oels,

  • Różaniec z bursztynu.

Fragment

Zaczęło się już w dniu ślubu, przed kościołem. Teściowa kategorycznie odmówiła wejścia do środka. Twarz miała spoconą, rysy wykrzywione, trzęsła się jak w febrze.

- Oj, jakby bies w mamusię wstąpił - zauważyłem niefrasobliwie. - Dzień zimny taki, a od mamusi żar bije niby z rozgrzanego pieca.

Wiem, wiem, nie jestem zbyt bystry. Nigdy nie byłem. Przecież nawet dziecko by się domyśliło, w czym rzecz, ale nie ja, oszołomiony w dodatku szczęściem i przepełniony życzliwością dla całego świata. Zdziwiłem się tylko przelotnie, że oczy teściowej zalśniły czerwono, a palce zakrzywiły się niczym krogulcze szpony.

Od tamtej pory co najmniej dwa razy w tygodniu budziłem się w świńskim korycie. O innych złośliwościach tej wiedźmy nawet nie chcę wspominać. Jak choćby o tym, że wszelkie okoliczne ptactwo z wielkim upodobaniem i bardzo pracowicie obsrywało mi głowę. Albo jak duszony w śmietanie szczupak użarł mnie znienacka w palec podczas kolacji. To wszystko drobnostki. Ale były i rzeczy znacznie poważniejsze.

Wystaw sobie, dobroczyńco mój, że nie mogłem spokojnie wypić niczego mocniejszego niż sok jabłkowy. A w moich okolicach, kto nie pije należycie, ten nie ma czego szukać w porządnym towarzystwie. Teściowa dla pognębienia mnie przyzwała osobnego demona. Niegodziwiec ten czuwał bezustannie i czyhał na najdrobniejszy przejaw chęci spożycia przeze mnie jakiegokolwiek napitku przyjemniejszego niż woda. Wyskakiwał wtedy spod ziemi, błyszcząc, grzmiąc i hucząc, odbierał trunek, by wypić go samemu. Gorzej jeszcze działo się, gdy sobie ów piekielny stwór podchmielił, albowiem zdarzało się, iż musiał interweniować kilkakrotnie, gdyż próbowałem mimo wszystko jednakowoż wlać w gardziel to czy tamto. Wówczas potrafił pozbawić wina, piwa i okowity także moich współbiesiadników. Alkoholik zawołany był z tego demona. Pijak i złodziej.

Nic zatem dziwnego, że nie byłem zbyt popularną postacią w swojej wsi, a przyjaciele odwrócili się całkiem ode mnie.

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. I, jak zwykle w moim parszywym życiu, zaczęło się niewinnie. Więcej - zdawało się, że może być już tylko lepiej. Pewnego pięknego dnia żona przybiegła do domu z policzkami mokrymi od łez.

- Co za nieszczęście - krzyknęła od progu, po czym z łkaniem rzuciła się na łóżko.

Zmartwiałem. Cóż takiego mogło się wydarzyć? Minęło ładnych kilka chwil, zanim wydobyłem ze zrozpaczonej kobiety zrozumiałe słowa.

- Co za tragedia, mamusia jest w wielkim kłopocie!

No cóż, tarapaty teściowej są małymi, skrytymi, ale słodkimi radościami każdego zięcia. Nie powiedziałem jednak nic, słuchając pilnie, co też się takiego wydarzyło.

- Kapituła zakonu wytoczyła mamusi proces o nadużywanie czarów i działalność na szkodę zgromadzenia. Kara za to jest straszliwa! Najgorsza z możliwych, tak mi powiedziała mamusia...

Pokręciłem głową.

- A co takiego twoja matka przeskrobała?

- No wiesz? - Żona aż sapnęła z oburzenia. - Jak w ogóle możesz mówić o mamusi, że coś przeskrobała!

- Co więc zrobiła, że wytoczono jej proces?

- Nie wiem. - Znów ujrzałem fontanny łez tryskające z przepięknych chabrowych oczu.

Koniec końców okazało się, że jednak wie. Teściowa bez zezwolenia Rady Najwyższej oraz Kapituły Zakonu Niewiast Znających łyknęła pokątnie eliksiru młodości, co stanowi poważne wykroczenie przeciw regule. Ale to jeszcze nie wszystko. Mamusia mojej żony nigdy niczego nie robiła połowicznie... Przepraszam, czy mógłbyś bardziej uważać z tym ostrym narzędziem? Biorąc pod uwagę moje szczęście, wraz z pajęczyną możesz pozbawić mnie paru ważnych organów. O tak, spróbuj może ciąć nieco dalej.

Jak już mówiłem, teściowa niczego nie robiła połowicznie. Zawsze postępowała zgodnie z zasadą ,,jak kochać to na zabój, jak kraść, to miliony". Nie dość, że wypiła nielegalnie ten eliksir, to na dobitkę - żeby mieć pewność, iż produkt jest najlepszego gatunku - uszczknęła go z prywatnych zapasów samej Mistrzyni Ziół, najbardziej wpływowej czarownicy w Radzie. A to już, według ich reguły, traktowane jest jak zbrodnia.

- Co jej właściwie grozi? - Próbowałem przebić się przez płacz żony.

Nie wiedziała. Ale na wyjaśnienie tej kwestii nie trzeba było długo czekać. Pojawiło się wraz z szanowną osobą teściowej. Ależ była wściekła! Kiedy na mnie spojrzała, zrobiło mi się gorąco w najdosłowniejszym znaczeniu tego słowa. Gdyby jeszcze chwilę zatrzymała na mnie wzrok, moja koszula z pewnością stanęłaby w płomieniach.

- Dobrze - warknęła, odwracając oczy. - Skoro tak musi być, to proszę!

Ledwo złapałem przedmiot, którym we mnie cisnęła. Była to ozdobna, pięknej roboty flaszeczka, wypełniona burą, bulgocącą cieczą.

- Co to jest? - spytałem, zdumiony.

- Co to jest, co to jest! - Przedrzeźniała mnie, a z jej oczu dosłownie sypały się snopy iskier. - To moja kara, ot co! Duch w butelce dla kochanego zięciunia! Przyjmujesz dar?!

Spróbowałbym odmówić! Widziałem, że jest gotowa na wszystko, a to, że w ogóle musiała się do mnie odezwać stanowi dodatkową, niewysłowioną katuszę. Była skrajnie zdesperowana, a z takimi lepiej nie zadzierać. Zresztą, jakby na to nie spojrzeć, dar był bardzo cenny.

- Przyjmuję.

- To dobrze. - Wyraźnie jej ulżyło. W tym momencie pożałowałem, że nie byłem twardszy. Może gdybym odmówił, kara byłaby znacznie surowsza i jeszcze bardziej dotkliwa? Teściowa jednak już się odwróciła na pięcie i wyszła, wyładowując całe niezadowolenie na drzwiach.

Okazało się, że wyrokiem Kapituły została skazana na dwie kary - dyscyplinarną w postaci degradacji do rangi młodszej adeptki sztuk oraz zwyczajową, polegającą na obdarowaniu bardzo cennym przedmiotem osoby najbardziej znienawidzonej. Z początku próbowała wmówić trybunałowi, że takim człowiekiem jest sołtys, którego zresztą faktycznie nienawidzi jak parszywego psa, ale jednak trochę mniej niż mnie. A czarownice niełatwo oszukać, nawet jeśli jest się jedną z nich. Dzięki temu stałem się posiadaczem niezwykle cennej rzeczy.

Butla stała na półce przeszło tydzień, zanim dojrzałem do decyzji. Nie wiedziałem, co o tym sądzić, a przede wszystkim, czy jednak nie kryje się w prezencie jakiś podstęp. Z czasem obawa słabła, a ciekawość brała górę. Ostatecznie szalę przeważyło zdanie żony.

- Zrozumże, jełopie, że mamusia może chcieć zrobić krzywdę tobie, ale na pewno nie mnie! Niemożliwe, żeby to, co jest w butli, było w jakikolwiek sposób groźne!

W końcu się przemogłem. W niedzielny poranek, odczekawszy, aż wszyscy sąsiedzi udadzą się do kościoła, bo to przecież nigdy nic nie wiadomo, zerwałem pieczęć z korka, po czym wybiłem go, uderzając w spód butelki nasadą dłoni. Pochwyciłem przy tym niechętne spojrzenie żony - wyraźnie nie przypadła jej do gustu wprawa, z jaką obchodziłem się z flaszką. Ledwo korek wyskoczył, w naczyniu coś zabulgotało, oślepiająco błysnęło, zagrzmiało i zaśmierdziało. Mój przyjacielu, gdybyś wiedział, jak te wszystkie demony okropnie śmierdzą... Wprost nie do uwierzenia! Ten, który wytaskał się z butelki, wyglądał jak skrzyżowanie wielkiego psa z małpą, świnią i diabli wiedzą, czym jeszcze.

- Czego?! - huknął, aż podskoczyły naczynia na stole, a spod powały sypnął się kurz.

- Czy - z trudem przełknąłem dławiącą kulę w gardle - czy jesteś duchem z butelki?

- Co za pytanie - zarechotał grzmiąco. - A czy ty jesteś kompletnym idiotą?!

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Sylwester 2024/2025
Sylwester 2024/2025
Sylwester 2024/2025