REKLAMA

Pudło i inne nieszczęścia

autor: Anna M. Zawadzka
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 14 kwietnia 2015
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 384
ISBN: 978-83-7674445-2

Cel - pal! Pudło!

Ciekawa, dobrze płatna praca? Pudło!

Ukochany zawsze pod ręką, wierny i gotowy do pomocy? Pudło!

Bezproblemowe, grzeczne dziecko? Pudło!

Ileż to pudeł bywa udziałem trzydziestoletniej kobiety... Co gorsza, w niektórych znajdują się nawet niezidentyfikowane zwłoki.

Karolina i Lutka, przypadkowe sąsiadki, zostają wplątane w aferę kryminalną dużego kalibru. Szczególnie Karolina musi się postarać, żeby nie trafić do takiego czy innego pudła.

Porwania, zaginięcia, osierocony chłopiec, brawurowy pościg. To całkiem sporo jak na zwykłe sąsiadki.

Zwyczajna komedia kryminalna?

Pudło!

Fragment

Rozdział 1

13 kwietnia, piątek

Karolina wyjęła komórkę, puknęła palcem w ikonę Google i wstukała słowo ,,biegunka". W miejscu tej ikony powinna być ogromna dziura. Karolina pukała w nią przeciętnie osiemset razy dziennie. Była nałogowcem i wrzucała w Google wszystko. Zarówno słowa, które były dla niej niezrozumiałe, jak i te, które budziły emocje, zwłaszcza negatywne. ,,Następstwem biegunki może być upośledzenie wchłaniania pokarmów oraz odwodnienie ustroju i utrata niektórych elektrolitów..."

Biegunka pewnego chłopca (lat sześć) była przyczyną utraty pracy przez Karolinę (lat trzydzieści). Przyczynę tę stanowiła także wydzielina z nosa chłopca, a zwłaszcza jej przeróżne barwy: od mlecznobiałej przez zieloną do brązowej. Oraz skórne objawy alergii: wysypki, pokrzywki i rumienie wielopostaciowe, a także oddechowe objawy alergii, jak katar i kaszel. Dziecięce choroby zakaźne, problemy z adaptacją w zerówce, występy w przedstawieniach przedszkolnych. Jego zachowanie - w drobnych szczegółach - podczas plombowania zęba, na imieninach u babci, podczas pobytu w ogrodzie zoologicznym...

Żeby nie obwiniać jedynie nieświadomego malca, wspomnieć trzeba także o innych przyczynach utraty pracy przez Karolinę, na przykład o badaniach ginekologicznych niejakiej Marioli Pyńskiej, matki rzeczonego chłopca. Chodzi o badania ginekologiczne, które przeszła w ubiegłym tygodniu, a także te, które przeszła rok, dwa lata i trzy lata temu. Do tego nie sposób nie dodać licznych dolegliwości o przeróżnej etiologii, jak bóle głowy, bóle zatok, bóle serca, bóle mięśniowe, bóle stawów, zmęczenie, przemęczenie, niewyspanie, bezsenność. Wszystko to wraz z drobiazgowo analizowanymi przyczynami.

Mariola Pyńska, kierownik działu sprzedaży w firmie Prokids Polska sp. z o.o., uwielbiała długo, szczegółowo i wielokrotnie opowiadać o wyżej wymienionych. Wierne grono podległych słuchaczy otaczało ją ciasno, z profesjonalnymi uśmieszkami przylepionymi do twarzy wsłuchując się z napiętą do granic ludzkich możliwości uwagą w przeprowadzaną przez nią analizę treści pokarmowej żołądka jej synka i wynikających z tej treści nieprzyjemności typu gastrycznego.

Karolina nie wsłuchiwała się, więc wyleciała z pracy.

Uważała, że skoro ma dobre wyniki, przychodzi wcześniej, zostaje po godzinach, nie gada przez telefon z psiapsiółami, nie chodzi co godzinę na piętnaście minut do palarni, pracuje pilnie i uczciwie, to nic jej nie grozi. Kompletna dziecinada. W jej wieku powinna była wiedzieć, że należy przede wszystkim zawalić sobie biurko papierami i kategorycznie odmawiać przyjmowania nowych, nie siedzieć po nocach, bo i tak nikt nie widzi, być w pracy wtedy, kiedy jest kierowniczka, nie jeździć do klientów, gdy pojawia się prezes, przesiadywać godzinami na papierosku, jeśli tam akurat przesiadywała Mariola Pyńska, obgadywać innych, że nie pracują, opowiadać o własnym przepracowaniu i znać najnowsze plotki. W pierwszej jednak kolejności należało słuchać uważnie i interaktywnie tego, co opowiada szefowa. Bo to, co opowiada szefowa, jest najważniejsze, zaś aktualna wiedza na temat stanu żołądka jej syna i koloru śluzowej wydzieliny z jego nosa jest absolutnie niezbędna, by utrzymać się na stanowisku samodzielnego handlowca w firmie Prokids Polska.

A teraz Karolina sama miała ze strachu biegunkę, która niezawodnie spowoduje odwodnienie ustroju i utratę niektórych elektrolitów.

Znalezienie następnej pracy może zająć nawet rok. Forsę ma odłożoną na maksimum cztery miesiące. A rodziców nie poprosi o nic. Za nic!

*

- Nie martw się, Karola, coś się znajdzie przecież... - pocieszał ją Tomek beznamiętnie, większą uwagę poświęcając oglądaniu swoich wypielęgnowanych paznokci. Następnie wziął chusteczkę higieniczną z umieszczonego na stoliku pudełka i zaczął ścierać z ubrania niewidzialne dla przeciętnego człowieka brudki. - Kupisz sobie ,,Gazetę Wyborczą" w poniedziałek, tam jest pełno ogłoszeń.

- Chyba sam nie wiesz, co mówisz! Wiadomo, jakie tam są ogłoszenia. Albo do banków, albo telekomunikacja, ewentualnie zarządzanie siecią.

- Nie jest tak źle - mruknął bez zaangażowania. - Trochę ogłoszeń dla normalnych handlowców się znajdzie.

- Kurczę! Ale ja przecież nie jestem handlowcem, tylko inżynierem! Zaczepiłam się w Proconstructs Polska, bo myślałam, że tam wiedza inżynierska będzie potrzebna. W końcu rozwiązaniami konstrukcyjnymi handlowali. Nie moja wina, że zamienili to w Prokids i zaczęli handlować chińskimi zabawkami. Zresztą od samego początku, nawet za czasów Proconstructs, ta moja wiedza inżynierska nikomu nie była potrzebna. Równie dobrze mogliby zatrudnić kogoś po maturze, żeby wciskał klientom te nawijki... Tobie wszystko jedno. Po twoim marketingu możesz sobie pracować gdziekolwiek... Cholera... - Ogarniała ją powoli tępa rezygnacja.

Tomek zachowywał jakąś dobijającą, wypraną z uczuć obojętność.

- Tyle lat się człowiek uczył, takich trudnych rzeczy, żeby potem wkuwać na pamięć slogany i wygłaszać je z nadętą miną. Powinni raczej zatrudniać aktorów. Oni mają dobrą dykcję, lepszą pamięć i profesjonalnie wczuwają się w rolę.

Z rozpaczą rzuciła się na tapczan, w nadziei, że Tomek przyjdzie ją pocieszyć.

- A może poszukaj pracy u klientów? W końcu poznałaś paru, jeździłaś po różnych zakładach za czasów Proconstructs.

Niestety, przymurowało go do fotela. Co on ma takiego ciekawego na tych paznokciach? Wzroku od nich nie odrywa.

- Tak, głównie na Śląsku. Mam się na Śląsk wynieść?

- No nie, może nie... - wymamrotał.

- Zabierz mnie gdzieś. Do jakiegoś pubu - zażądała. - Muszę się zrelaksować po tym wszystkim.

- Co ty! W pubach jest drogo. A ty pracę straciłaś i za chwilę nie będziesz miała pieniędzy. - Zaczął nerwowo wiercić się w fotelu. Wziął szarą marynarkę z oparcia stojącego obok krzesła. Niby to szukał czegoś w kieszeni, ale wyraźnie planował ucieczkę.

- To ty mi postawisz piwo - zaproponowała złośliwie Karolina.

- Przecież nie lubisz piwa - wił się jak piskorz. - I wiesz, że odkładam na mieszkanie.

- Rzeczywiście, sporo odłożysz z tego piwa.

- Grosz do grosza... - Zaczął się od niechcenia podnosić z fotela.

- Taaa, kokosza będzie. Bo mieszkanie na pewno nie. Gdzie się wybierasz? - westchnęła z rezygnacją.

- Muszę już iść.

- Dokąd? Myślałam, że zostaniesz. Dzisiaj piątek - przypomniała.

- Nie mogę, muszę iść do pracy. I dzisiaj, i jutro - zastękał.

- Co się nagle stało, że tak cię gniotą?

- Jakieś terminy... - bąknął i skierował się do wyjścia. - Wolałbym - zaznaczył tonem roszczeniowym - żebyś nie chodziła po żadnych pubach, jak ja pracuję. Staram się zarobić na nasze przyszłe życie - dodał patetycznie. I uznał sprawę za załatwioną

Ciekawe, jakie terminy? Wiedziałabym coś, w końcu w tej samej firmie pracuję... pracowałam - skonstatowała Karolina z rezygnacją, ale za chwilę przestała o tym myśleć.

A może by tak w ogóle przestać myśleć?

Pomysł całkiem niczego sobie.

*

Zamknęła za nim drzwi i uznała, że nie będzie popadać w niepotrzebną rozpacz i rozstrój nerwowy, bo to i tak nic nie da. Włączyła na cały regulator odtwarzacz CD, w którym przez przypadek znajdowała się płyta Rammstein. Die Tränen greiser Kinderschar ich zieh sie auf ein weißes Haar[1] ryknęło z głośnika. Oszałamiająca dawka sielankowego optymizmu.

Próbując nie zważać na groźne pomruki wokalisty, zrobiła kilka wykańczających ćwiczeń gimnastycznych i padła z powrotem na tapczan.

Zasnęła nagle, jakby miała narkolepsję.

*

Gdy otworzyła oczy, Mariola Pyńska, z rozkudłanymi włosami i twarzą przypominającą mordę orka, na której była wymalowana jakaś straszliwa pretensja, siedziała na fotelu, dokładnie tam, gdzie przed chwilą Tomek.

- Wszystko przez ciebie! - krzyczała. - Mówiłam ci, ty idiotko, że nie znasz się na niczym! Na ni-czym! I teraz masz...

Karolina zaczęła się trząść ze strachu. Wściekłość i pretensja na twarzy Marioli były przerażające i nasuwały podejrzenia, że szefowa za chwilę wyjmie pistolet i ją zastrzeli. Jednym celnym strzałem między oczy.

Rzeczywiście zaczęła grzebać w białej torebce. Szukała czegoś, klnąc straszliwie. Wreszcie wyjęła wielkie nożyczki w kolorze różowym.

- Kurwa, znowu źle! Mówiłam głąbom, że ma być nóż, a nie nożyczki! I jeszcze różowe! Nie pasują do zielonego. Jak ja to teraz zrobię? - Zamierzyła się i jednym ruchem wbiła je sobie w brzuch, obleczony jadowicie zieloną bluzką. Nie weszły jednak zbyt głęboko. Nie pojawił się nawet ślad krwi. Wyglądało na to, że Mariola tak sobie tylko próbuje.

- No widziałaś? - wrzasnęła do Karoliny, półżywej ze strachu, dygocącej jak w febrze. - Mówiłam, że nożyczki się nie nadają! Tasak byłby najlepszy. Nożyczkami sobie głowy nie odetnę. - Przyłożyła je znacząco do szyi.

Tasak? - pomyślała Karolina i obudziła się tak samo nagle, jak zasnęła.

Była mokra i rozdygotana. Kręciło jej się w głowie. Spojrzała na zegarek. Spała godzinę. Jak to możliwe? Przecież to była ledwie chwilka. Mgnienie.

Z trudem doszła do kuchni i wypiła szklankę wody, którą umieściła wczoraj w lodówce. Ależ była wczoraj mądra! Pomogło troszkę.

Tasak? Rany boskie!

Trzeba z kimś porozmawiać! Zadzwoniła do przyjaciółki.

- Elu - powiedziała do słuchawki drżącym jeszcze głosem - do której dzisiaj pracujesz?

- Co się stało? - Ela momentalnie wyczuła jej stan. - Już siódma dochodzi. Wyszłam z pracy, jadę właśnie do domu.

- Może byś mnie zabrała do jakiegoś klubu? - wyrzuciła bez zbędnych tłumaczeń, zagłuszając w sobie pracowicie wyrzuty sumienia wobec Tomka.

- O matko, zmęczona jestem. Wczoraj byłam w pubie i dzisiaj znowu? No dobra, a gdzie chcesz iść? Bez Tomeczka, mam nadzieję?

- Bez Tomeczka. Wszystko jedno gdzie, ty wybieraj.

- Chodźmy do Deadline. Dzisiaj śpiewa Aga Zaryan. Przynajmniej jakiś pożytek będzie - zdecydowała się Ela. - To ja robię nawrotkę i jadę po ciebie. Agnieszka zaczyna śpiewać o dwudziestej. Akurat zdążymy.

Ela była zawsze pełna energii, mimo ciągłego marudzenia. Wymuskana, zapięta na ostatni guzik, starannie umalowana i uczesana.

Skąd ona bierze napęd i siłę? Amfę łyka? Jako jedna z nielicznych osób z roku zarabiała spore pieniądze. Kosztowało ją to drobną zmianę kwalifikacji z inżyniera o specjalności lotnictwo i kosmonautyka na niedyplomowanego projektanta wnętrz. Parę lat praktykowania zrobiło z niej fachowca od projektowania powierzchni biurowych.

W coś się trzeba przebrać. I odświeżyć trochę - pomyślała Karolina i zajrzała do szafy. Na znak protestu przeciwko wszystkim spodniom w kancik, które musiała ciągle nosić przez ostatnie lata, wyjęła nie noszone dotąd, za to fabrycznie straszliwie zniszczone i pełne dziur dżinsy.

Dzwonek do drzwi wyrwał ją z łazienki. Ela była jak zwykle elegancka: w wysokich szarych szpilkach, z designerską, szarą rzecz jasna, torebką, obwieszona złotą biżuterią, z precyzyjnie ułożonymi blond włosami i umalowana, jakby przed chwilą skończyła dwugodzinny seans z wizażystką.

Karolina chwyciła swoją czarną torbę, całkiem pozbawioną designu, odgarnęła z czoła ciemne, niezaprojektowane, durne loczki, poprawiła gumkę na równie durnym kucyku, który urósł nie wiadomo kiedy, bez jej zgody, i stwierdziła, że jest gotowa.

- Tak idziesz? - nie wytrzymała przyjaciółka. Skrzywiła się, patrząc na dziurawe i poprzecierane dżinsy. - Nie masz jakichś nowszych spodni? Skąd je wyciągnęłaś? One się nawet do pracy na działce nie nadają...

Karolina sięgnęła na półkę, na której leżała oderwana przed chwilą metka Hilfigera z widniejącą na niej ceną 499, i zadyndała kartonikiem przed nosem Eli.

Zadziałał jak wahadełko do hipnozy. Dżinsy jakoś nagle zaczęły się Eli podobać.

- No, może masz rację, do klubu jazzowego ujdą - przyznała ugodowo, po czym obejrzała dokładnie górną połowę Karoliny. Znowu się skrzywiła, ale już nic nie powiedziała.

Na razie nie było żadnych pytań. Magiel zacznie się w klubie.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA