REKLAMA

Pokochaj mnie

tytuł oryg.: Tempt me at Twilight
autor: Lisa Kleypas
przekład: Agnieszka Myśliwy
wydawnictwo: Prószyński Media
wydanie: wydanie 1, Warszawa
data: 13 sierpnia 2013
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 376
ISBN: 978-83-7839800-4

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket), wydanie 1  2013.08.13

Trzecia część cyklu o rodzinie Hathaway.



Poppy Hathaway kocha swą niekonwencjonalną rodzinę, lecz tęskni za normalnością. Los jednak stawia na jej drodze Harry'ego Rutledge'a, enigmatycznego hotelarza i wynalazcę. Harry dysponuje ogromnym majątkiem, przyjaźni się z najwyżej postawionymi osobami w państwie i prowadzi tajemnicze, niebezpieczne interesy. Gdy flirt naraża na szwank jej reputację, Poppy zdumiewa wszystkich, przyjmując jego oświadczyny - i odkrywa, że świeżo poślubiony mąż darzy ją namiętnością, lecz nie miłością. Harry był gotów zaryzykować wiele, by zdobyć rękę Poppy - ale nie miłość. Przez całe życie trzymał świat na dystans... Jednak jego przenikliwa, urzekająca młoda żona pragnie nią być w każdym znaczeniu tego słowa. Pożądanie narasta, a w mroku czai się wróg. Chcąc zatrzymać Poppy u swego boku, Harry będzie musiał zaryzykować prawdziwy związek ciał i dusz.

Fragment

Poppy nie mogła zebrać myśli - krew szumiała jej w uszach, a mocny chwyt napastnika sprawiał ból. Pierś, o którą była oparta plecami, wydawała się twarda jak skała.

- To pomyłka - zdołała wykrztusić. - Proszę...

Przechylił jej głowę jeszcze bardziej, tak że poczuła, jak naciągają się jej mięśnie pomiędzy szyją a ramieniem.

- Jak się nazywasz? - powtórzył łagodnie.

- Poppy Hathaway - wykrztusiła. - Bardzo przepraszam. Nie chciałam...

- Poppy? - Ucisk zelżał.

- Tak. - Dlaczego wypowiedział jej imię w taki sposób, jakby ją znał? - A pan musi być... kimś z personelu hotelowego?

Nie odpowiedział. Jego dłoń przesunęła się lekko po jej ramionach i dekolcie sukni, jakby czegoś szukała. Serce Poppy trzepotało w piersi jak skrzydła małego ptaszka.

- Nie - zdołała wyjąkać pomiędzy urywanymi oddechami, wyginając się, by uniknąć jego dotknięcia.

- Skąd się tu wzięłaś?

Odwrócił ją twarzą ku sobie. Nikt dotychczas nie traktował Poppy tak obcesowo. Stali bardzo blisko siebie i Poppy dostrzegła surowe męskie rysy nieznajomego i błysk w głęboko osadzonych oczach.

Jęknęła, gdy poczuła ostry ból w szyi. Dotknęła dłonią karku, by rozmasować mięśnie.

- Ja... ścigałam fretkę i kominek w biurze pana Brimbleya się otworzył, i przeszłyśmy tamtędy, a potem próbowałam znaleźć jakieś inne wyjście.

Wyjaśnienie było zupełnie nonsensowne, ale mężczyzna chyba dał mu wiarę.

- Fretkę? Jedno ze zwierząt twojej siostry?

- Tak - odparła zdumiona Poppy. Potarła kark i jęknęła. - Ale skąd pan... czy my się znamy? Nie, proszę mnie nie dotykać, jak... Au!

Odwrócił ją tyłem do siebie i położył dłonie po obu stronach jej szyi.

- Nie ruszaj się. - Jego dłonie były wprawne i pewne, gdy masował jej napięte mięśnie. - Jeśli spróbujesz uciekać, złapię cię.

Poppy drżąc poddała się ugniatającym jej kark palcom i zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie znalazła się na łasce szaleńca. Ucisnął mocniej kark, budząc w niej uczucie, które nie było ani bólem, ani przyjemnością, lecz nieznaną mieszaniną obydwu. Westchnęła i zaczęła poruszać głową. Ku zdumieniu Poppy, wcześniejsze pieczenie osłabło, a mięśnie się rozluźniły. Odetchnęła głęboko, pochylając głowę.

- Lepiej? - zapytał, gładząc jej szyję i wsuwając kciuki pod delikatną koronkę kołnierzyka sukni.

Wytrącona z równowagi Poppy spróbowała się odsunąć, ale nieznajomy natychmiast znów zacisnął dłonie na jej ramionach. Chrząknęła, siląc się na pełen godności ton.

- Proszę pana, proszę, by mnie pan stąd wyprowadził. Moja rodzina pana wynagrodzi. Nie będą zadawać żadnych...

- Oczywiście. - Puścił ją powoli. - Nikt nie używa tego korytarza bez mojego pozwolenia. Założyłem po prostu, że znalazła się tu pani w niecnym celu.

To wyjaśnienie mogło zostać uznane za przeprosiny, choć w tonie, którym zostało wypowiedziane, nie było ani cienia skruchy.

- Zapewniam, że moim jedynym celem było złapanie tego okropnego stworzenia. - Dodger zaszeleścił jej spódnicą.

Nieznajomy pochylił się, schwytał fretkę i trzymając ją za kark, podał Poppy.

- Dziękuję. - Sprężyste ciało fretki zwiotczało w rękach Poppy. List zniknął. - Dodger, ty przeklęty złodzieju... Gdzie on jest? Co z nim zrobiłeś?

- Czego pani szuka?

- Listu - odparła Poppy z napięciem. - Dodger mi go ukradł i przyniósł tutaj... musi tu gdzieś być.

- Na pewno się znajdzie.

- Ale to ważny list.

- Oczywiście, w przeciwnym razie nie zadałaby sobie pani tyle trudu, by go odzyskać. Proszę pójść ze mną.

Zgodziła się niechętnie i pozwoliła, by ją ują? za??okie?.

??Dok?d idziemy?

Nie us?ysza?a odpowiedzi.

ł za łokieć.

- Dokąd idziemy?

Nie usłyszała odpowiedzi.

- Wolałabym, by nikt się o tym nie dowiedział.

- Jestem pewien.

- Czy mogę liczyć na pańską dyskrecję? Muszę za wszelką cenę unikać skandali.

- Młode damy pragnące uniknąć skandalu nie powinny chyba opuszczać swoich apartamentów - wytknął jej.

- Zapewniam pana, że nie mam nic przeciwko pozostawaniu w naszym apartamencie. Musiałam wyjść przez Dodgera. Muszę odzyskać ten list. Jestem przekonana, że moja rodzina wynagrodzi panu wszelki trud, jeśli...

- Cicho.

Bez trudu odnajdywał drogę w mrocznym korytarzu, delikatnie, lecz stanowczo ściskając Poppy za łokieć. Nie poszli do biura pana Brimbleya, lecz w przeciwnym kierunku.

W końcu nieznajomy zatrzymał się i pchnął drzwi ukryte w ścianie.

- Zapraszam do środka.

Poppy z wahaniem weszła do dobrze oświetlonego pokoju, chyba saloniku, z rzędem palladiańskich okien wychodzących na ulicę. W jednym rogu stał ciężki dębowy stół kreślarski, a wszystkie ściany zajmowały półki z książkami. W powietrzu unosił się przyjemny i dziwnie znajomy zapach... wosku ze świec, welinowego papieru, atramentu i kurzu z książek... pachniało tu jak w dawnym gabinecie ojca.

Odwróciła się do nieznajomego, który wszedł do pokoju i zamknął za sobą ukryte drzwi.

Nie potrafiła ocenić jego wieku - chyba nie miał więcej niż trzydzieści kilka lat, ale otaczała go aura cynizmu, wskazująca, że widział już w życiu zbyt wiele, by dać się czymkolwiek zaskoczyć. Miał gęste, czarne jak noc, doskonale obcięte włosy i jasną karnację, z którą kontrastowały ciemne brwi. Był niezwykle przystojny z tymi mocnymi brwiami, prostym nosem i zaciśniętymi ponuro wargami. Ostra, stanowcza linia jego podbródka znamionowała mężczyznę, który wszystko - w tym również siebie - traktował zbyt poważnie.

Spojrzawszy w jego niezwykłe oczy... intensywnie zielone z ciemnymi obwódkami, ocienione grubymi czarnymi rzęsami, Poppy się zaczerwieniła. Wzrok nieznajomego zdawał się ją pochłaniać. Zauważyła sine cienie pod jego oczami, cienie, które jednak w żadnym razie nie odejmowały mu urody.

Dżentelmen powiedziałby teraz coś miłego, kojącego, ten człowiek wszakże milczał.

Dlaczego tak się w nią wpatrywał? Kim był i jaką miał władzę w tym hotelu?

Musiała coś powiedzieć, by przerwać to milczenie.

- Zapach książek i świec przypomina mi gabinet

ojca.

Mężczyzna podszedł bliżej, a Poppy wzdrygnęła się instynktownie. Oboje stali w bezruchu. Pytania wypełniały pokój, jakby ktoś napisał je w powietrzu niewidzialnym atramentem.

- Pani ojciec zmarł parę lat temu, o ile wiem. - Jego głos doskonale do niego pasował: był gładki, mroczny, nieugięty. Ten człowiek miał interesujący akcent, nie całkiem brytyjski.

Poppy ze zdumieniem skinęła głową.

- A matka wkrótce po nim - dodał.

- Skąd... skąd pan to wie?

- Do moich obowiązków należy wiedzieć jak najwięcej o gościach hotelu.

Dodger zaczął się wiercić w jej uścisku. Poppy pochyliła się i postawiła go na podłodze. Fretka wskoczyła na masywny fotel przy kominku i usadowiła się wygodnie na aksamitnym siedzeniu.

Poppy znów spojrzała na nieznajomego. Miał na sobie piękne ciemne ubranie, skrojone z wyrafinowaną swobodą. Nie nosił przy tym żadnych szpilek w fularze, złotych guzików przy koszuli ani żadnych innych ozdób, które mogłyby wskazywać na jego zamożność. Z kieszonki szarej kamizelki zwisał tylko zwykły łańcuszek od zegarka.

- Mówi pan jak Amerykanin - zauważyła.

- Z Buffalo w stanie Nowy Jork - odparł. - Ale mieszkam tu już od jakiegoś czasu.

- Jest pan pracownikiem pana Rutledge'a?

W odpowiedzi skinął głową.

- Zapewne jednym z kierowników?

Jego twarz była nieprzenikniona.

- Coś w tym rodzaju.

Poppy podeszła do drzwi.

- W takim razie zostawię pana pańskim obowiązkom, panie...

- Potrzebuje pani odpowiedniej przyzwoitki, by wrócić do pokoju.

Poppy zastanawiała się przez chwilę. Czy powinna go poprosić, by posłał po jej damę do towarzystwa? Nie... Panna Marks na pewno wciąż jeszcze spała. Miała za sobą ciężką noc. Czasami nawiedzały ją koszmary, po których przez cały dzień była roztrzęsiona i wyczerpana. Nie zdarzało się to często, ale w takich chwilach Poppy i Beatrix starały się, by mogła jak najdłużej wypocząć.

Nieznajomy przyglądał się Poppy przez chwilę.

- Czy mam wezwać pokojówkę, by panią odprowadziła?

Z początku zamierzała się zgodzić. Nie chciała jednak pozostać w jego towarzystwie, nawet przez kilka minut. Nie ufała mu w najmniejszym stopniu.

Gdy dostrzegł jej wahanie, jego usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.

- Gdybym chciał panią zniewolić, już dawno bym to zrobił.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA