REKLAMA

Opętania. Historie prawdziwe

tytuł oryg.: Ghost Hunters
autor: Ed Warren, Lorraine Warren, Robert David Chase
przekład: Martyna Plisenko
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 31 października 2023
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 312
ISBN: 978-83-6786739-9

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka  2023.10.31

Kolejny bestseller Warrenów, autorów książki Nawiedzenia. Historie prawdziwe

Ed i Lorraine Warrenowie, najsłynniejsi i najbardziej szanowani demonolodzy świata, poświęcili kilka dziesięcioleci na badanie, potwierdzanie i wreszcie dokumentowanie niezliczonych przypadków zjawisk nie z tego świata. Zdumiewające doświadczenia Warrenów ze światem nadprzyrodzonym stały się inspiracją dla bestsellerowych książek i bijących rekordy popularności filmów, w tym Obecność, Annabelle czy The Amityville Horror.

Książka Opętania. Historie prawdziwe zawiera między innymi szczegóły dotyczące sprawy nastolatki, eksperymentującej z satanizmem i seansami spirytystycznymi, co sprawiło, że stała się ofiarą najbardziej przerażającego demona... Przeczytacie w niej również o miasteczku terroryzowanym przez morderczą, niepowstrzymaną siłę, tak złą, że mogło ją zrodzić wyłącznie piekło... a także o domu opanowanym przez bezlitosną, niszczycielską furię poltergeistów... Poznacie też szczegółowe fakty stojące za słynną posiadłością w Amityville.

Oto niektóre z najbardziej zaskakujących i frapujących spraw, związanych z badaniami zjawisk nadprzyrodzonych. NADZWYCZAJNE!

- Booklist

Fragment

SPRAWA: Egzorcyzm i nastolatka

Gdy występujemy publicznie, ludzie zazwyczaj zadają nam pytania dotyczące egzorcyzmów oraz powieści i filmu ,,Egzorcysta". Chcą wiedzieć, czy w ,,Egzorcyście" przedstawiony jest realistyczny obraz opętania przez demona i wypędzenia go za pomocą trudnego i często niebezpiecznego procesu egzorcyzmowania.

Odpowiadamy, że tak, pod większością względów ,,Egzorcysta" to dobra i wiarygodna praca. Być może tym ważniejsza, że zarówno książka, jak i film pomogły ludziom zrozumieć, że otacza nas królestwo duchowe, że czasami może zostać do niego wciągnięty zwykły żywy - i zdarza się, że nigdy nie zdoła uciec.

W trakcie naszych podróży służbowych Ed i ja poznaliśmy absolutnie wspaniałego księdza, ojca Petera Martinsa. Pochodzący z Nigerii ojciec Martins, gdy spotkaliśmy się z nim po raz pierwszy, przyjechał na kilka tygodni do college'u w Nowej Szkocji. Po naszej pogadance wystąpił i przedstawił się, opowiedział też o tym, w jaki sposób świat nadprzyrodzony manifestuje się w Afryce.

Od razu wiedzieliśmy, że natknęliśmy się na nadzwyczaj utalentowanego człowieka. Swobodnie mówił o nadprzyrodzonych i przerażających incydentach w swoim kraju. Ten drobny człowiek, emanujący godnością, odznaczał się siłą przyciągania typową dla ludzi, którzy stoczyli bitwę z królestwem duchów. Chociaż często się śmiał, w jego ciemnych oczach widać było posępną mądrość, której nie mogła przysłonić żadna dawka jowialności.

Natychmiast bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a przez następnych kilka lat nasze drogi krzyżowały się tak często, że musiało to być przeznaczenie.

Dwa lata po naszym pierwszym spotkaniu, gdy Ed i ja kończyliśmy książkę, dowiedzieliśmy się, że ojciec Martins przyjechał na kilka miesięcy do parafii katolickiej w New Hampshire. Natychmiast do niego zadzwoniliśmy, by zaplanować radosny i leniwy wspólny weekend. Zaraz potem odebraliśmy niepokojący telefon, który zjednoczył naszą trojkę we wściekłej bitwie ze światem opętania i demonów.

Sprawa ta była doskonałą ilustracją tego, co często podkreślamy w naszych wykładach: wielu ludzi, którzy zostali opętani, sami to na siebie sprowadzili.

Przez czterdzieści pięć minut rozmawialiśmy z bliską histerii kobietą, która opowiedziała nam smutne rzeczy o swojej szesnastoletniej córce. W tym miejscu powinnam wyjaśnić, że odbieramy wiele telefonów od zrozpaczonych ludzi. Biorąc pod uwagę naszą obecność w ogólnokrajowej telewizji i intensywne zainteresowanie prasy naszą działalnością, jesteśmy dobrze znani ludziom, mającym problemy z inwazją demonów, która może mieć różnorakie skutki, łącznie z opętaniem. Jednakże doświadczenie nauczyło nas, że wiele z tych ,,inwazji", to w istocie rezultat problemów psychicznych i w konsekwencji często kierujemy rozmówców do księży, psychiatrów albo pracowników socjalnych.

Telefon tej kobiety był inny. Przedstawiła klasyczny wzorzec, według którego demon został nieumyślnie wezwany do domu, na dobrą sprawę zaproszony przez któregoś z mieszkańców, by przejął jego życie.

Oddzwoniliśmy do tej kobiety, mówiąc, że dołączy do nas ksiądz obeznany z rytuałem egzorcyzmu.

Kobieta była wdzięczna, a potem przekazała nam informację, którą dotąd ukrywała.

Żeby się spotkać i porozmawiać z jej córką musieliśmy pojechać w dół stanu New Hampshire, gdzie dziewczyna przebywała w szpitalu psychiatrycznym...

- Lorraine Warren

Stacy trzy wieczory w tygodniu oraz weekendy spędzała tam, gdzie większość jej znajomych - w pobliskim centrum handlowym. Szwendała się po sklepach, oglądając ubrania, płyty oraz biżuterię. Najczęściej jednak siedziała przy jednym ze stolików otaczających małą restaurację o nazwie The Hot Dog Hutch, gdzie przesiadywali również chłopcy, którymi była zainteresowana.

Czas w Hutch upływał na żartowaniu, plotkach i snuciu planów na weekendowe wieczory... Planów, które raczej nie miały zostać zrealizowane. Sobotnie wieczory Stacy zwykle spędzała w towarzystwie koleżanek. To oznaczało kino w multipleksie po drugiej stronie parkingu należącego do centrum handlowego. Żaden z chłopców, którzy podobali się Stacy, nigdy jej nie zaprosił, a to prowadziło nie tylko do frustracji, ale do narastającego poczucia, że coś jest z nią nie tak. Inne dziewczyny chodziły na randki, ale Stacy nie.

Czy jej lustro kłamało? Nie jest tak atrakcyjna, jak każe wierzyć jej odbicie? Na kilka miesięcy przed tym, gdy wszystko się zaczęło, jej przyjaciółka powiedziała: ,,Stacy, rzecz w tym, że za bardzo się starasz. Chłopcy się tego boją".

Stacy skrycie przyznawała, że to może być prawda, ale za każdym razem, gdy pojawiał się przy niej jakiś chłopak, który jej się podobał, stawała się tą piskliwą, nieco arogancką dziewczyną, w której ledwie rozpoznawała siebie.

W pewne deszczowe, kwietniowe popołudnie, gdy sobotni klienci z radością chronili się w sztucznym cieple i świetle centrum handlowego, Stacy siedziała sama. Dwie koleżanki miały grypę, kolejna pojechała odwiedzić brata w college'u. Jeśli któryś z chłopców pojawiających się w Hutch był nią zainteresowany, trzymał to dla siebie.

Stacy zjadła na lunch tosty z serem i popiła dietetyczną colą (jak na ironię, choć spędzała w Hutch tyle czasu, nie znosiła ostrego smaku hot dogów), a potem, nie mając nic lepszego do roboty, zaczęła spacerować po centrum.

Na północnym końcu kompleksu handlowego znajdowały się witryny domowych biznesów, które pojawiały się i znikały równie szybko, co świetliki w gorącą, letnią noc. Były wyspecjalizowanymi sklepikami - najróżniejszymi: sklep z lalkami na zamówienie, butik z makramą, studio, które pozwalało nakręcić własny rockowy klip - z reguły skazanymi na porażkę.

Trwało wczesne popołudnie, gdy Stacy zawędrowała na koniec centrum. Zauważyła, że pojawił się tam nowy sklep, Strych ze Starociami.

Stacy weszła do środka - chociaż kompletnie nie interesowała się starociami - i zaczęła przeglądać towar. Do wielu przedmiotów były przyczepione karteczki z opisami, których nie rozumiała - ,,neoklasyczny", ,,szlif diamentowy", ,,kamionka Doulton".

Właścicielka sklepiku uśmiechnęła się blado do Stacy, ale nie odezwała się ani słowem. Najwyraźniej nastolatki nie były w tym miejscu szczególnie mile widziane.

Dziewczyna już miała wychodzić, gdy na tyłach, nad stareńkim pajacem wyskakującym z pudełka, zauważyła coś, czego od dawna była ciekawa: tablicę ouija.

Stacy poczuła tego rodzaju podniecenie, jakie ogarniało ją, gdy mijał ją jakiś fajny chłopak.

Stanęła na palcach, sięgnęła po tablicę i zaczęła się jej przyglądać. Nie miała pojęcia, jak długo tam stała, wpatrując się w nieco sponiewieraną tablicę z literami i magicznymi symbolami, zanim pojawiła się właścicielka.

- Mogę jakoś pomóc?

- Ta tablica.

- Tak?

- Jest... jest na sprzedaż?

Kobieta się uśmiechnęła.

- Tak, i to bardzo niedrogo.

- Naprawdę?

Kobieta znów się uśmiechnęła.

- Wzięłam ją jako część większej całości. Przyprawia mnie o ciarki. Nie lubię, wiesz... rzeczy nad- przyrodzonych.

Sobota była dniem kieszonkowego i Stacy miała w kieszeni dziesięć dolarów.

- Zgodzi się pani na pięć dolarów?

- Niech będzie.

Pięć minut później Stacy, z tablicą ouija pod pachą, wyszła ze sklepiku i po raz kolejny dała się wciągnąć w strumień klientów ciągnących alejkami.

VVV

- Coś czuję - powiedziała Jenny.

- Coś czujesz? - spytała Stacy. - Znaczy co?

- Coś... coś w tym pokoju... jakby jakąś obecność czy coś. Serio, Stacy. Serio.

Jenny Brooks była bardzo pulchną dziewczyną o uderzająco pięknej twarzy. Siedziała po turecku na łóżku Stacy, która przez ostatnie trzy miesiące eksperymentowała z tablicą ouija. Początkowo była to tylko bezproduktywna zabawa. Sama nie wierzyła, żeby ta tablica miała jakieś moce, magiczne czy jakiekolwiek inne.

Jednak nagły przestrach Jenny i przygnębiający, szary dzień sprawiły, że poczuła mimowolny dreszcz.

- Jenny, wiesz, że to tylko zabawa?

- Posłuchaj.

- Czego?

- Ciii. Słuchaj. Słyszysz to?

- Co?

- Posłuchaj.

Jakkolwiek bardzo nie chciała się do tego przyznać, Stacy faktycznie słyszała słaby, chrapliwy odgłos. Wydawał się dochodzić ze ściany za plakatem z Michaelem Jacksonem. Z wnętrza ściany.

Stacy roześmiała się, mówiąc sobie, że strachy i duchy nie pojawiają się w sypialniach pełnych maskotek, płyt i kaset, na ścianie zapchanej fotkami licealnych idoli.

Strachy i duchy pojawiają się wyłącznie w nocy, w ciemnych posiadłościach. Prawda?

Ale gdy tak siedziała, patrząc na rosnący strach swojej przyjaciółki, wiedziała, że naprawdę coś słychać...

Dźwięk taki, jakby coś drapało, próbując się wydostać...

Uwolnić się...

Jenny zeskoczyła z łóżka.

- Stacy, przepraszam - powiedziała. - Nie wytrzymam tego dłużej.

- Jenny, jeśli jesteś moją przyjaciółką, to zostań ze mną i zobaczymy... co się dzieje. - Stacy wpatrywała się w plakat z Michaelem Jacksonem.

Nasłuchiwała skrobania, które coraz bardziej przypominało drapanie szponów.

Jenny pospiesznie ruszyła do drzwi, ku wolności.

- Stacy, powinnaś się pozbyć tej tablicy, zanim będzie za późno - powiedziała. - Zanim stanie się coś naprawdę strasznego.

Stacy popatrzyła na tablicę. Kwadratowa, z odpryskującą farbą i krzykliwymi symbolami magicznymi, wyglądała jak coś wyciągniętego ze śmietnika. Przecież nie mogła mieć żadnych mocy...

Drapanie...

- Stacy, lepiej powiedz matce, co się tutaj dzieje. I to już!

Jenny wyszła, trzaskając drzwiami. Stacy, leżąc na łóżku, słyszała jej kroki na schodach.

Potem, daleko w dole, trzasnęły drzwi frontowe.

Stacy zaczęła przymykać oczy - by odzyskać kontrolę nad sobą i nad tą chwilą, podczas gdy hałas w głębi ściany się wzmógł.

Drapanie...

VVV

Stacy uwielbiała jeść. Czy był to McDonald's, czy droga restauracja, zawsze przeciągała posiłek ponad miarę, jedząc z apetytem rolnika po całym dniu w polu. Na szczęście jej metabolizm radził sobie z tym obżarstwem. Szczupła, gibka, miała figurę, której pragnie większość dziewcząt.

Ale ostatnio - było to cztery miesiące temu, odkąd Stacy przyniosła do domu tablicę ouija - znajomi zauważyli, że już tyle nie je. Jej niegdyś wspaniała figura była wychudzona, a wesołe, niebieskie oczy wydawały się zamglone, jakby przestały błyszczeć.

Nie tylko przyjaciele martwili się o nią. Nauczyciele, pedagodzy i członkowie rodziny próbowali dojść, co się z nią dzieje... co mogło tak dramatycznie wpłynąć na życie dziewczyny.

Matka Stacy: ,,Mniej więcej wtedy zaczęłam słyszeć jakieś hałasy dochodzące z jej pokoju. Jej ojciec, który jest lekarzem i lubi logiczne wytłumaczenia na wszystko, powiedział, że Stacy po prostu śpiewa, słuchając kaset, ale mi się tak nie wydawało.

W tym dźwięku było coś niepokojącego - brzmiał prawie jak jęk - i któregoś dnia wreszcie sobie uświadomiłam, co to takiego i bardzo trudno było mi sobie z tym poradzić. To brzmiało jak odgłosy ludzi uprawiających seks.

Początkowo nie chciałam w to uwierzyć. Wychowaliśmy Stacy bardzo porządnie i nawet jeśli okazjonalnie zdarzało jej się spędzić trochę czasu z jakimś chłopcem, to nie miałam wątpliwości, że wciąż jest dziewicą.

Nie chciałam gnać do jej pokoju, by zrobić z siebie idiotkę. Przez kilka kolejnych dni zadowalałam się tłumaczeniem męża - że Stacy w swoim pokoju po prostu śpiewa do muzyki z kaset.

Ale w pewien czwartek jęki stały się bardzo głośne - tak głośne, że mój najmłodszy syn zaczął się uśmiechać pod nosem - więc poszłam na górę, zapukałam do drzwi i weszłam.

W tym momencie byłam przygotowana na najgorsze. Zakładałam, że Stacy wpuściła do pokoju jakiegoś chłopca - może wspiął się po treliażu na tyłach domu - i że kochają się na łóżku Stacy.

Byłam zdumiona, bo zastałam córkę w łóżku, ze słuchawkami na uszach, słuchającą muzyki - całkiem samą.

Była równie zaskoczona jak ja. Zdjęła słuchawki i spytała, co tu robię.

Coś w jej tonie mi powiedziało, że nie była już tą Stacy, którą znałam. Wtedy po raz pierwszy zauważyłam, jak bardzo straciła na wadze, jakie miała cienie pod oczami i paznokcie ogryzione, aż do krwi.

Potem zobaczyłam tablicę ouija. Ponieważ dwa razy w tygodniu przychodzi do nas pani sprzątająca, niezbyt często zaglądam do pokoju Stacy. Wiecie, jakie są nastolatki, gdy chodzi o ich prywatność. Nigdy wcześniej nie widziałam tej tablicy.

Mój mąż został wychowany w wierze protestanckiej, ja zaś jako katoliczka, i wystarczyło mi spojrzeć na tę rzecz, żeby wiedzieć, że to coś bluźnierczego. Zapytałam Stacy, dlaczego trzyma w pokoju coś takiego; odparła, że to nie moja sprawa. Rzadko odzywała się do mnie w taki sposób.

Sięgnęłam po tablicę, ale ona trzepnęła mnie w rękę.

,,Zostaw to. To moje", powiedziała. Jej głos nie był normalny. Miał inny tembr.

Znowu sięgnęłam po tablicę, by ją stamtąd zabrać. Tym razem nie trzepnęła mnie w rękę, tylko złapała za ramię. Uchwyt miała niewiarygodnie silny, bardzo mnie to zabolało. Po raz pierwszy w życiu przestraszyłam się własnej córki.

Ze łzami w oczach wyszłam z pokoju. Stacy opiekuńczo przyciskała do siebie tablicę, tuląc ją jak niemowlę.

Siedziała w swoim pokoju, aż z pracy wrócił jej ojciec. Gdy powiedziałam mu, co się stało, natychmiast poszedł na górę. Usłyszał od niej tę samą odpowiedź. Była zdenerwowana i rozzłoszczona, nie pozwoliła mu nawet dotknąć tablicy.

Gdy zszedł na dół, był blady jak ściana i nie miał nic do powiedzenia. Poszedł do gabinetu i siedział tam pół godziny w ciemnościach. Nigdy nie widziałam go tak... bezradnego. Inaczej nie da się tego opisać. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło na górze, ale coś pozbawiło mojego męża pewności siebie. Wyglądał na złamanego tym doświadczeniem".

VVV

Następne trzy tygodnie okazały się dla Collinsów koszmarem, który wcześniej matka Stacy uznałaby za pasujący wyłącznie do jakichś marnych filmów telewizyjnych.

Drapanie w ścianach stało się tak wyraźne, że słychać je było w całym domu.

Dźwięki ekstazy seksualnej dochodzące z pokoju Stacy teraz dało się usłyszeć nawet w jadalni.

Sama Stacy była jak obca osoba, podatna na nagłe wybuchy wściekłości i nieutulonego łkania. Skonsultowali się z pastorem, księdzem i psychiatrą. Żaden nie potrafił pomóc. Stacy rzuciła szkołę, jadła tylko tyle, żeby przeżyć i nie zwracała się bezpośrednio do żadnego członka swojej rodziny.

Jej ojciec w akcie desperacji wdarł się do jej pokoju, próbując zabrać tablicę ouija, żeby ją zniszczyć.

Ledwie przekroczył próg, gdy Stacy się na niego rzuciła, bijąc go zajadle i raz po raz uderzając jego głową o ścianę.

Doktor Collins, dorosły i silny mężczyzna, był zmuszony użyć całej swojej siły, żeby odepchnąć córkę.

Szybki rzut oka na pokój - podczas gdy Stacy ciskała w niego czym popadnie - nic nie dał. Stacy najwyraźniej ukryła tablicę ouija.

VVV

Po kolejnych dwóch tygodniach i trzech sesjach z psychiatrą Stacy Collins została zabrała do szpitala psychiatrycznego. Właśnie wtedy jej matka skontaktowała się z Warrenami.

Pani Collins powiedziała: ,,Chociaż została hospitalizowana i podano jej kilka różnych leków uspokajających, Stacy nie wyciszyła się w najmniejszym stopniu. Nadal miała ataki wściekłości i nadal konsultowała się z tą swoją tablicą ouija... to nas wprawiało w największą konsternację. Stacy jakimś cudem zdołała przemycić ją do szpitala. Nie mamy pojęcia, jak to zrobiła, ale późno w nocy do jej pokoju wszedł opiekun i w świetle księżyca zobaczył, jak siedzi na łóżku, nad tablicą".

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

City Break
City Break