REKLAMA

Ludowy akt miłości

tytuł oryg.: The People's Act of Love
autor: James Meek
przekład: Piotr Siemion, Maciej Ignaczak
wydawnictwo: W.A.B
kolekcja: Don Kichot i Sancho Pansa
wydanie: I, Warszawa
data: 8 czerwca 2007
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 125 × 195 mm
liczba stron: 456
ISBN: 978-83-7414275-5

Rosja, rok 1919. Samarin, uciekinier z obozu pracy, trafia do niewielkiej syberyjskiej wioski. Białogwardziści już opuścili te ziemie, rewolucja jeszcze tu nie dotarła. Okolice zamieszkują sfrustrowani żołnierze czescy i członkowie chrześcijańskiej sekty kastratów, kierowanej przez charyzmatycznego przywódcę. Pojawienie się tajemniczego Samarina intryguje i niepokoi mieszkańców osady, a gdy zamordowany zostaje miejscowy szaman, podejrzenia przybierają na sile...

Bestsellerowy Ludowy akt miłości to współczesna epicka opowieść o pragnieniu i poświęceniu. James Meek, który w latach dziewięćdziesiątych XX wieku mieszkał w Rosji, z olbrzymim wyczuciem i wiedzą historyczną opisuje wewnętrznie niejednorodną społeczność, w której fanatyzm, okrucieństwo i terror postrzegane są jako konieczność na drodze do rewolucyjnej odnowy.

Powieść Meeka błyskawicznie odniosła międzynarodowy sukces, przetłumaczono ją na ponad dwadzieścia języków, a jej nakład przekroczył pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy. Książka otrzymała prestiżową Nagrodę Ondaatje, była także nominowana do Nagrody Bookera.

Niezwykła historia, opowiedziana nadzwyczaj odważnie. Meek rozumie straszliwą potęgę zła, ale nigdy nie traci poczucia humoru ani szacunku dla tych nieczęstych objawów łaski, dzięki którym ludzkie serce nadal ma siłę bić.

Michel Faber

"Ta książka będzie czytana, analizowana i przywoływana jeszcze przez długie lata."

Irvine Welsh

"Wiarygodna scenografia, pieczołowicie oddane realia historyczne oraz namiętna miłość autora do kultury i tradycji rosyjskiej - powieść Meeka to lektura obowiązkowa."

,,The Times"

"Ambitna proza w prawdziwie rosyjskim klimacie."

,,The Independent"

Fragment

Samarin

W wieku lat dwunastu, na długo zanim pośród aromatów książek i perfum, wydobywających się z torby pewnej dziewczyny, wyczuł charakterystyczny zapach dynamitu, Kirył Iwanowicz Samarin poprosił swego stryja, by ten pozwolił mu zmienić otczestwo. Nie chciał już dłużej być Iwanowiczem. Iwan, jego ojciec, zmarł, gdy chłopiec miał dwa lata, niedługo po śmierci matki. Od tamtego czasu Samarin mieszkał ze stryjem. Stryj miał na imię Paweł. Dlaczego więc Samarin nie mógłby się nazywać Kirył Pawłowicz? Kiedy stryj zaczął tłumaczyć, że to niemożliwe, że tak już jest i kropka, a zmarli ojcowie mają swoje prawa i należy im się szacunek, chłopiec zamilkł, zaciął usta i odwrócił wzrok, a jego gwałtowny oddech świadczył, jak bardzo jest wzburzony. Stryj widywał już wcześniej ten gniew. Pojawiał się co jakiś czas na twarzy chłopca, jak wtedy, kiedy zawiódł go któryś z przyjaciół albo gdy kazano mu zgasić światło i nie czytać, tylko spać, albo tego razu, kiedy wstawił się za służącym, którego stryj postanowił ukarać.

To jednak, co stało się teraz, nie miało precedensu. Samarin spojrzał na swego opiekuna, wykrzywił twarz

w uśmiechu, po czym roześmiał się głośno. Wyraz ciemnobrązowych oczu, utkwionych w oczach stryja, i śmiech - nie mężczyzny jeszcze, bo Samarin nie przeszedł mutacji, ale i nie dziecka - sprawiały niepokojące wrażenie.

- Stryjku Pawle - zaczął - czy nie mógłbyś mi mówić po prostu Samarin? Dopóki sam będę mógł decydować, jak się chcę nazywać?

I tak dwunastoletniego chłopca zaczęto - przynajmniej w domu - wołać po nazwisku. Jak żołnierza w koszarach. Wuj uwielbiał bratanka. Rozpieszczał go, gdy tylko miał ku temu okazję, choć nie było to łatwe zadanie.

Stryj Samarina był bezdzietny, a w towarzystwie kobiet stawał się tak nieśmiały, że trudno było właściwie powiedzieć, czy kobiety lubi, czy zupełnie nie. Jego pozycja społeczna nie zasługiwała na wzmiankę, niemniej był bardzo bogaty. Architekt i budowniczy, jeden z tych szczęśliwców, którzy praktycznym umiejętnościom zawdzięczają, iż nie ima się ich snobizm, zepsucie i głupota możnych, od których zależy czyjś los. Z czasem więc dla mieszkańców nadwołżańskiej Radugi, gdzie mieszkał ze stryjem, Samarin przestał być godną współczucia sierotą - zaczęli o nim mówić: sczastliwik, szczęściarz.

To, że stryj Samarina nie angażował się w politykę, wcale nie umniejszało jego popularności pośród konserwatywnych ziemian. W jego domu nie knuły niczego kółka liberałów, stryj nie prenumerował petersburskich pism

i odmawiał przystąpienia do stowarzyszeń reformatorskich, choć reformatorzy nalegali, by się do nich przyłączył. Dawniej jednak nie stronił od zaangażowania. W szalone lato roku 1874, na długo przed narodzinami Samarina, stryj wraz z innymi studentami wędrował niby misjonarz od wioski do wioski. Młodzi perswadowali chłopom, że powinni się buntować. Chłopi zaś nie mieli właściwie pojęcia, o co studentom chodzi. Ba, podejrzewali, że ktoś tu sobie z nich kpi, więc nieśmiało, ściszonym głosem prosili całymi gromadkami, jeden przez drugiego, żeby zostawić ich w spokoju. Stryj Samarina miał szczęście - uniknął zesłania na Syberię. Ale coś w nim pękło, duma rozpierająca go w tamtych dniach i pewność siebie opuściły go na zawsze. Co miesiąc zasiadał do pisania listu do kobiety, którą wtedy poznał. Mieszkała teraz w Finlandii. I co miesiąc palił ten list tuż przed wysłaniem.

Jeśli chodzi o ciągoty polityczne, Samarin wdał się

w stryja. Nie poszedł jednak w jego ślady co do kobiet. Ani w szkole, ani później, na prowincjonalnym uniwersytecie, gdzie studiował inżynierię, nie brał udziału w zebraniach stowarzyszeń i klubów dyskusyjnych czy ćwierćlegalnych, marksizujących organizacji, zakładanych przez radykalnych studentów. Równie mało pociągała go musztra wojskowa, nie przesiadywał też na stopniach uniwersytetu w kompanii wojujących antysemitów, zgarbionych nad sprzedawanymi przez kramarzy broszurkami, pełnymi karykatur Żydów krwiopijców o krogulczych nosach. Samarin dużo czytał - stryj kupował mu każdą książkę, o jaką go poprosił wychowanek, nawet zagraniczną - a prócz tego chadzał na tańce i już jako nastoletni młodzian wyprawiał się latem do Sankt Petersburga na wakacje. Zapytany przez kolegę, skąd na jego sakwojażu wzięło się tyle niemieckich, francuskich i angielskich hotelowych naklejek, Samarin

z uśmiechem odparł, że naklejki są przecież dużo tańsze od prawdziwych zagranicznych wojaży. Miał licznych przyjaciół - albo raczej sporo było studentów, którzy go za swojego przyjaciela uważali, chociaż gdyby uważnie policzyli czas z nim spędzony, to z trudem zebrałoby się tego kilka godzin. Dziewczęta uwielbiały Samarina, bo dobrze tańczył, nie upijał się na umór przy pierwszej okazji,

a tego, co mówiły, słuchał ze szczerym zainteresowaniem.

Ci, którzy wspominali o innych wcieleniach Samarina, nie znajdowali posłuchu. Nie dlatego, że ich relacje zdawały się wynikać z zazdrości, ale dlatego, że oskarżenia

w nich zawarte były zbyt mroczne. Traktowano je jak sensacyjne notki w gazecie, opisujące niewiarygodne zdarzenia w małych, prowincjonalnych miasteczkach, podobnych do Radugi (ale nigdy, oczywiście, w samej Radudze). Czyta się je z wypiekami na twarzy, ale nikt w te gazetowe sensacje nie wierzy, nie mówiąc już o reagowaniu. Krążyła historyjka o kimś, kto widział, jak Samarin, wówczas piętnastoletni, spacerował ze stryjem i tłumaczył mu coś, gorączkowo gestykulując, a stryj, posiwiały starszy pan, szedł w milczeniu z założonymi na plecach rękoma i czasem skinieniem głowy zdawał się wyrażać aprobatę. Słuchał młodego bratanka z wielkim szacunkiem. Czasy były niespokojne, po okolicznych wsiach dojrzewał bunt. Chłopi ciągle jeszcze nie spłacili swoich panów, którzy przed czterdziestu laty łaskawie pozwolili im odzyskać wolność i wykupić się z pańszczyzny. Rozwścieczeni, palili teraz dwór za dworem. Stryj często nadzorował odbudowę zniszczonych domostw. Zabierał Samarina i razem jeździli do ziemian pogorzelców. Ktoś głosił - ale nikt tej historii nie chciał potwierdzić - że na własne uszy słyszał, jak Samarin i jego stryj po wizycie u szlacheckich szaraczków, którzy

w pożodze stracili cały swój dobytek, naśmiewali się głośno

z ich nieszczęścia.

- Słyszałem, jak chłopak pierwszy się roześmiał, a potem stryj zaczął rechotać razem z nim! - Oto słowa tego człowieka.

W 1910 roku Samarin miał dwadzieścia jeden lat. Zaczął spotykać się z Jekatieriną Michaiłowną Orłową, czyli Katią, córką rektora uniwersytetu, z którą studiował na tym samym roku. Chodzili razem na spacery, na zabawach zaszywali się gdzieś w kącie i długo rozmawiali, czasem też tańczyli ze sobą. Wczesną wiosną stary Orłow, ojciec Kati, zażądał, by przestała spotykać się z Samarinem. Samarin, jak twierdził, poniżył go na uroczystym wykładzie dla studentów ostatniego roku. Kiedy Orłow tłumaczył studentom, jakie to wielkie szczęście, że ich młodość przypadła na czasy, gdy Rosja staje się bogatym krajem i oświeconą demokracją, Samarin zaczął się śmiać.

- To nie był chichot czy stłumione parsknięcie - twierdził Orłow. - To był ryk, jakieś wycie dzikiej, wściekłej bestii. W murach naszej uczelni!

Nadeszły ferie wiosenne. Orłow wyjechał z córką do wiejskiej posiadłości jednego z fundatorów uniwersytetu. Samarin dowiedział się, że pewien student umówił się z Katią. Miał mianowicie przyjechać do niej na wieś i przeczytać jej swoje wiersze. Samarin zaproponował studentowi, że podjedzie wraz z nim do bramy posiadłości. Podszepnął mu też, że Katia lubi mężczyzn noszących jasne ubrania. Gdy wyruszyli w końcu w drogę, Samarin na rowerze,

a poeta konno, zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Mijali właśnie wielką czarną kałużę, gdy spokojny zazwyczaj koń zrzucił jeźdźca. Biały garnitur młodzieńca i jego beżowy angielski płaszcz pokryła warstwa błota. Student skręcił też nogę w kostce. Samarin pomógł mu wdrapać się z powrotem na konia. Gdy poeta zawracał do domu, Samarin zaproponował, że sam dostarczy Kati wiersze. Poeta się zgodził, i tak się rozstali.

Stróż pilnujący bramy posiadłości nie odróżniał studentów - wszyscy wydawali mu się podobni. Kiedy Samarin przedstawił się jako poeta, nie przyszło mu nawet do głowy, że młody człowiek ośmieliłby się kłamać. Samarin zapytał, czy mógłby zaczekać na Katię w altanie nad strumieniem. Stróż poszedł ją powiadomić o nadejściu gościa. Zaświeciło słońce. Po zeschłej, nieskoszonej trawie, w brązowym płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem nadchodziła Katia. Kiedy zobaczyła, że to Samarin na nią czeka, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Pochyliła się i zerwała coś z ziemi. Kiedy przysiadła na stopniu obok Samarina, w ręku trzymała pęk przebiśniegów. Opowiedział jej o wypadku poety.

- Nie powinnam się z tobą widywać - powiedziała

Katia.

- Przekazał mi swoje wiersze - powiedział Samarin. - Gdzieś mi się zapodziały. Zresztą, były takie sobie. Przyniosłem ci coś innego do czytania. Zapalisz papierosa?

Zaprzeczyła ruchem głowy.

- Też zacząłeś pisać wiersze? - zapytała.

- To nie ja napisałem - odpowiedział, wyciągając

z kieszeni marynarki złożoną na pół broszurkę. - I nie jest to poezja, ale pomyślałem, że cię zainteresuje. Podobno chcesz zostać terrorystką.

Katia pochyliła się ku niemu i roześmiała głośno.

- Kiryle Iwanowiczu! Cóż za bzdury wygadujesz! - Miała idealnie równe, małe zęby. - Ciągle żarty się ciebie trzymają.

- Terrorystka. Jak ci się podoba to słowo? Musisz się przyzwyczaić do jego brzmienia. ,,Terrorystka".

- Litości, spoważniej wreszcie! Czy kiedykolwiek rozmawiałam z tobą o polityce? Moda! Zapytaj mnie, co jest teraz modne! Podoba ci się ten płaszczyk? Papa mi go kupił w Petersburgu. Ładny, prawda? Już dobrze, dosyć!

Katia położyła kwiaty na schodku obok Samarina.

- Nie dziwię się, że ojciec nie chce, bym się z tobą spotykała, skoro ciągle sobie ze mnie żarty stroisz. Ale dobrze, poczytaj, co tam przyniosłeś.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA