REKLAMA

Gdzie jesteś, Leno?

autor: Joanna Opiat-Bojarska
wydawnictwo: Replika
wydanie: wydanie 2, Zakrzewo
data: 19 stycznia 2016
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 324
ISBN: 978-83-7674504-6

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami, wydanie 2  2016.01.19

Kiedy każda poszlaka prowadzi donikąd

Pewnego dnia Lena Pietrzak, dobrze sytuowana i pełna życiowego optymizmu studentka anglistyki, wybiera się z przyjaciółmi do popularnego poznańskiego klubu, po czym... znika bez śladu.

Jej zrozpaczona matka zgłasza na komisariacie zaginięcie dziewczyny. Tropem Leny ruszają świeżo upieczeni partnerzy, Przemysław Burzyński i Michał Majewski. Prowadzone przez nich śledztwo odkryje jednak znacznie więcej, niż bliscy dziewczyny mogliby przypuszczać... Na jaw wychodzą liczne - nie tylko rodzinne - sekrety, a sprawa dodatkowo mocno komplikuje życie osobiste podkomisarza Burzyńskiego.

Wciągające policyjne śledztwo, wyścig z czasem, narastające napięcie, humor i genialna postać podkomisarza Przemysława Burzy Burzyńskiego - Gdzie jesteś, Leno? czyta się jednym tchem. Joanna Opiat-Bojarska w mistrzowski sposób pokazała emocje osoby, której bliski wychodzi z domu i znika bez wieści... Podobnych uczuć doznaje ponad 15 tysięcy rodzin rocznie.

Marta Jeziółkowska, szukamywas.pl

Fragment

Trudno powiedzieć, co jest prawdą, ale czasami tak łatwo rozpoznać fałsz.

Albert Einstein

Rozdział I

PIĄTEK 23:10

- Może tamta? Jak myślisz?

- Która?

Łukasz Rzepa, dziewiętnastoletni student filologii angielskiej niechętnie oderwał usta od kufla z piwem. Najpierw spojrzał na kolegę z roku, przybierając naj­bardziej oburzoną minę z możliwych. Uniósł białawą brew i przewrócił bladoniebieskimi oczami. Tej nocy mieli świętować wspólnie. Ale w zamkniętym gronie. Zaliczony egzamin ze wstępu do językoznawstwa był nie lada wyczynem.

Jego kolega najwyraźniej zapomniał o wcześniej­szych ustaleniach. Krzysztof Dębski był niczym klubo­wy Batman. Od kiedy wyrwał się z rodzinnego, małego miasteczka i przyjechał do poznańskiego akademika, rozpoczął podwójne życie. W tygodniu pilnie uczestni­czył w zajęciach, biegając między salami wykładowymi w szarej koszulce polo, nie rzucając się nikomu w oczy.

Jednak już w piątek wieczorem stawiał swoje krót­kie, brązowe włosy na baczność, nakładał biały T-shirt, podkreślający wyniki treningu fizycznego, i udawał się do najmodniejszych w mieście klubów muzycznych. ,,By zbawiać świat i dawać miłość spragnionym kobie­tom" - tak tłumaczył swoje zachowanie przyjacielowi. Tę miłosierną postawę utrzymywał do niedzielnego wieczoru, kiedy zmywał żel z włosów i zmieniał się zno­wu w grzecznego studenta.

- No ta, w białych, obcisłych spodniach! - Krzysiek pokazał palcem atrakcyjną brunetkę, która kręciła bio­drami w rytm muzyki, nie zauważając min Łukasza.

Wskazana przez przystojniaka dziewczyna tańczy­ła wraz z dwiema koleżankami na środku parkietu. Jej kształtne ciało stanowiło jedynie skromny dodatek do wysokich butów na obcasach, białej sukienki, le­dwo zasłaniającej pośladki, i małej torebki z literami D&G.

Trudno byłoby nie zauważyć tańczącej dziewczy­ny, nie tylko z uwagi na jej atrakcyjny wygląd. Przed północą parkiet świecił pustkami. Za to w okolicach baru kłębiły się tłumy młodych mężczyzn, którzy, ni­czym stado tygrysów, czujnie rozglądali się dookoła, poszukując ,,ofiary". Tańczącej dziewczynie to jednak nie przeszkadzało. Zuchwale uśmiechała się do spo­glądających na nią mężczyzn. Wszystkich. Tak jakby właśnie ogłaszała przetarg na swoje ciało i czekała na wpłacenie odpowiednio wysokiego wadium.

Okoliczności idealnie sprzyjały podrywowi. Pią­tek. Ciepła noc. Klimat iście wakacyjny, najmodniej­szy klub w mieście i zachęcająca oferta klubu: ,,w piątek dziewczyny wchodzą za friko!".

- Ta? Chyba zgłupiałeś! - Łukasz w mgnieniu oka skalkulował szanse Krzyśka.

- No co? - ten uśmiechnął się szeroko.

- Gościu, to będzie trudna sztuka, nie dasz rady!

- No ale zobacz jakie, ona ma ciało... - rozmarzył się Krzysiek.

- Ciał to za chwilę będzie mnóstwo. - Łukasz wzru­szył ramionami. - Zobacz, już się schodzą... a więk­szość jest łatwiej dostępnych niż akurat to, które dziś zapomniało założyć czegoś na tyłek.

- To jest krótka spódnica albo sukienka... nie wiem, zawsze mylę te dwie rzeczy... nieważne. Jest zajebista. Pobudza wyobraźnię, co?

- Krzysiek, daj spokój. Mieliśmy dziś świętować ra­zem.

- Dobra, nie marudź - obruszył się Krzysiek. - Prze­cież stoję z tobą i świętuję. Gdybyś był tak ubrany jak ona, to może od ciebie nie odrywałbym wzroku.

- Nie wyglądałbym dobrze w takiej spódnicy - od­powiedział Łukasz.

Przekomarzania studentów przerwał energetycz­ny krzyk, który wydobył się z głośników. DJ przywitał właśnie wszystkich przybyłych, życzył niezapomnianej zabawy i zapowiedział popularny hit rozpoczynające­go się lata.

Głośne bity zaczęły przepływać przez ciała zgroma­dzonych. Nagle parkiet zapełnił się po brzegi wyszy­kowanymi dziewczynami i prężącymi się chłopakami. Włączone stroboskopy potęgowały wrażenie magiczno­ści tej chwili. Ciała tańczących jakby zastygały, by za chwilę poruszać się z zupełnie inną prędkością.

- No dobra, nie będę ci marudził, rób, co chcesz, przecież wiem, że ty lubisz takie ostre panny! - Łukasz objął Krzyśka i zaproponował: - Wypijmy za to! Zakład, że jej nie przelecisz?

- Daruj sobie te analizy i podsumowania. Nie mam satysfakcji, gdy łapię byle co. Niech będzie! Zakład!

Ich prawe dłonie spotkały się, by czekać na roz­łączenie ostrym uderzeniem lewej ręki Łukasza. Za­miast uderzenia poczuli małe, kobiece ręce na swoich ramionach.

- Cześć, chłopaki!

Przed nimi pojawiła się uśmiechnięta, okrągła, ko­bieca twarz, otoczona kręconymi, czarnymi włosami do ramion. Znana im dobrze w wersji dziennej, studenc­kiej, z lekkim makijażem i ustami muśniętymi błysz­czykiem.

- No cześć, Natalii! - Łukasz momentalnie zapo­mniał o zakładzie, odsunął się od Krzyśka i oplótł bru­netkę łakomym wzrokiem. - Jesteś w końcu. Nie bój się, pamiętam, że wiszę ci drinka, gdyby nie twoja pomoc, oblałbym to przeklęte językoznawstwo.

- Co tak późno? - spytał Krzysiek.

- A nic, miałyśmy z Lenką jedną, ważną sprawę do obgadania. - Natalia przesunęła się w bok i oczom ko­legów ukazała się Lena.

Lena Pietrzak jako jedyna z grupy zdała egzamin śpiewająco. Otrzymała maksymalną liczbę punktów. Była zupełnym przeciwieństwem swojej najlepszej przyjaciółki - towarzyskiej i korpulentnej Natalii. Za­wsze przygotowana do zajęć, skrupulatna, zamknięta w sobie i małomówna, obojętna na zaczepki, komple­menty i flirty. Atrakcyjna, ale szczupła. Z niewielkim biustem i dokładnie wyprostowanymi włosami. Nieza­leżnie od pogody.

- Natalii, spójrz na tę dziewczynę, o tam - głośna muzyka skutecznie zagłuszyła odpowiedź Natalii, więc Krzysiek wrócił do sprawy dla niego najważniejszej - i powiedz, co o niej myślisz?

- Ta farbowana blondyna? Dla ciebie czy dla niego?

- A co, chłopaki, znowu robicie zakłady? - Lena podeszła trochę bliżej znajomych i w końcu usłyszała, o czym rozmawiają.

- Robimy - odpowiedział rozbawiony Łukasz. - Dla Krzyśka.

- Według mnie to dziewczyna, która spędza przed lustrem przynajmniej trzy godziny dziennie, lubi luk­sus, facetów z kasą... i słodycze, co widać po trochę zbyt zaokrąglonych biodrach. - Natalia nie powstrzy­mała się od wtrącenia celnej uwagi. - Ma na sobie su­kienkę za jedyne sześć stów, widziałam ją niedawno na pokazie mody, cholera, tego, no tego, nie pamię­tam nazwiska... Lena, pamiętasz, jak nazywał się ten projektant?

- Co??? - Hałas skutecznie utrudniał rozmowę.

- Noooo, ten... kurcze, to był ten pokaz, na którym fuchę złapała Kaja, dzięki czemu nas tam wkręciła. Pa­miętasz? Ten projektant spodobał się mojej siostrze, ale był nieczuły na jej wdzięki, przymilał się za to do chło­paka od oświetlenia.

- Dobra, nieważne. - Krzysiek wciągnął brzuch i wypchnął umięśnioną klatkę piersiową do przodu. - Czyli plan jest taki... podchodzę, zachwycam się tą kiecką, że niby na pokazie mi mignęła, że super klasa, ale dopiero na niej wygląda olśniewająco. Zapraszam ją do baru i stawiam najdroższego drinka.

- I nie zapomnij dodać, że za chwilę skończysz studia prawnicze i przejmiesz rodzinną kancelarię... - Lena dorzuciła swoje trzy grosze.

- Ha, ha, ha, za chwilę... dobre! - Towarzystwo wy­buchnęło śmiechem.

Cała czwórka szczerze gardziła wykrochmalonymi studentami prawa. Sami skupiali się na studiowaniu, poszerzaniu horyzontów, poznawaniu nowych kultur i powolnym przygotowywaniu się do dorosłego życia. Bardzo powolnym. I bardzo teoretycznym. Nie mieli jeszcze wizji swojej przyszłości. Studenci prawa za to już od pierwszego roku chcieli udowadniać sobie i in­nym, że są lepsi. Konkurowali dla przyjemności, a za­miast zabawy wybierali możliwość pracy.

- Dobra, skoro uważasz, że dasz radę, to próbuj, we­dług mnie panna oleje cię ciepłym moczem!

- Zakład? - Łukasz przypomniał o swojej propozy­cji, gdyż poprzedni zakład nie zdążył zostać przecięty.

- Zakład! Lena, przecinaj.

Drobna ręka zdecydowanym ruchem rozdzieliła dwie mocno ściskające się męskie dłonie. Krzysiek od­stawił swoje piwo na najbliższy stolik i udał się w kie­runku upatrzonej dziewczyny. Łukasz podrygiwał w rytm muzyki i rozglądał się, poszukując łatwej zdo­byczy. Uznał, że tego wieczoru nie ma szans u Natalii, która nie odstępowała przyjaciółki na krok. Lena spoj­rzała znacząco w stronę wyjścia. Natalia potwierdza­jąco kiwnęła głową i obie wyszły na dwór.

Przed klubem natężenie hałasu przyjemnie ma­lało. Daleko mu było jednak do ciszy. Klub ,,Utopia" posiadał dwa poziomy. Jeden znajdował się w prosto­kątnym, prymitywnym budynku z cegły, którego jed­ną ścianę zewnętrzną zdobiło graffiti, przedstawiające tańczący tłum. We wnętrzu większość powierzchni zaj­mował ogromny bar wraz z intymnymi zakamarka­mi, w których znajdowały się wygodne sofy. Naprzeciw baru, w rogu, znajdowało się nieduże stanowisko DJ-a. Przestrzeń między źródłem muzyki a barem szczelnie wypełniały setki tańczących ludzi, którzy zlewali się w jedno wielkie, falujące ciało.

Drugi poziom znajdował się na dachu budynku. Po­kaźny taras wypełniali miłośnicy tańca na świeżym powietrzu. Dzięki tanecznemu tarasowi pod gołym nie­bem ,,Utopia" sprawiała wrażenie jak gdyby znajdowa­ła się na słonecznej Ibizie, nie w kapryśnym Poznaniu. Uczucie to potęgował rozsypany wokół klubu piasek, imitujący plażę, kilka stolików z plażowymi parasola­mi oraz brzeg graniczący z Wartą, która nawet w nocy wydawała się tanią podróbką Morza Śródziemnego.

- Boże, a ty czemu jesteś jeszcze taka skwaszona? - Natalia wydęła usta. - Chyba już wszystko przegada­łyśmy?

- Nie jestem - zaprzeczyła Lena.

- Przecież widzę. - Natalia nie przestawała podrygi­wać w rytm muzyki. - Baw się, dziewczyno, korzystaj z chwili wolności! Nieczęsto ci się to zdarza, wszędzie ciągniesz go ze sobą lub on ciebie, wszędzie chodzicie razem.

- Oj, Natalii, to nie o to chodzi... - szczupła bru­netka pokręciła głową i nerwowo odgarnęła grzywkę z czoła.

- Spójrz mi w oczy - powiększone źrenice świdru­jąco patrzyły na Lenę - i powtórz to! Proszę, kłam mi w oczy, od czego ma się przyjaciółki?

- Natalii...

- Carpie diem, kochana. Bawmy się! Wyciągnęłam cię na imprezę, żebyś się rozluźniła. On cię tłamsi. Zro­zum to wreszcie!

- Kochana, ale to nie o niego chodzi...

- Cały czas myślisz o tej kasie? - Natalia spoważ­niała, a jej ciało znieruchomiało.

- Tak.

- Spotkałaś się z tym gościem?

- Tak.

- I? Co zrobisz?

- Nie wiem.

- Wyjedziesz?

- Nie wiem, sama nie wiem, czuję się skołowana. Ale błagam cię - Lena złapała przyjaciółkę za ramię - błagam, zachowaj to w tajemnicy! To dla mnie bar­dzo ważne.

- Wiem, wezmę to do grobu, obiecuję. Możesz na mnie liczyć!

Przyjaciółki wróciły do klubu, kupiły sobie kolejne­go kolorowego drinka i odnalazły Łukasza i Krzyśka. Obaj stali przy ścianie i, poruszając rytmicznie gło­wami, patrzyli w tę samą stronę. Towarzyszyła im ni­ska brunetka w przykrótkich spodenkach dżinsowych oraz w złotej koszulce, szczelnie opinającej jej pokaźny biust.

- Cześć, jesteś w końcu! - Brunetka uśmiechnęła się sztucznie w stronę nadchodzącej młodszej siostry.

Natalia udała, że jej nie widzi. Nie lubiła bywać z nią w tych samych miejscach. Wyzywające zacho­wanie Kai wielokrotnie przysparzało Natalii wstydu. Kaja nie posiadała hamulców moralnych, a dobrą za­bawę kojarzyła z podrywaniem i zaliczaniem kolejnych mężczyzn. Nawet jeśli byli kolegami Natalii. ,,A może zwłaszcza wtedy" - denerwowała się Natalia. Udawanie, że Kaja jest przezroczysta, było najlepszą strategią na eliminację kolejnych kłótni między siostrami.

- O, dziewczyny, w samą porę! - Alkohol zaczynał czynić spustoszenie w organizmie Łukasza. Chwiejąc się, wyciągnął z kieszeni małe pudełko. - Macie ocho­tę na loty?

- Dawaj. - Kaja, nie czekając na reakcję pozosta­łych, zdecydowanym ruchem sięgnęła do opakowania po jedną tabletkę i szybko połknęła ją, popijając piwem.

- A co to jest? - spytała Lena i zaświeciła komórką, podświetlając małe tabletki z wytłoczonym znakiem ptaka.

- Lekarstwo. Pomaga się wyluzować - roześmiał się Krzysiek.

- Z młotem? - Natalia rozejrzała się nerwowo na boki.

- Nie, nowa dostawa, z ptaszkiem. Podobno ptak oznacza lepsze loty - dumnie wytłumaczył Łukasz.

- Ale co to? - Lena, zdziwiona, obserwowała zacho­wanie znajomych.

- Ecstasy, spróbuj. - Natalia szybkim ruchem wrzu­ciła tabletkę do swoich ust.

- Nie dzięki, i ty też nie powinnaś - odpowiedziała chłodno.

- Weź, wyluzujesz się! - przyjaciółka szepnęła do jej ucha.

- A ty co? Lepsza jesteś od nas? - Kaja warknęła w stronę Leny tak, żeby nikt tego nie słyszał. - Pilnuj swojego nosa!

Lena ostrożnie złapała pigułkę z ptaszkiem i, onie­śmielona, schowała ją w ustach. Kaja odwróciła się ty­łem do dziewczyn i zaczęła tańczyć przed Łukaszem, który był na tyle odurzony, by chcieć koniecznie do­tknąć wijącego się przed nim ciała, ale na tyle jeszcze przytomny, by najpierw schować pudełko z ecstasy do tylnej kieszeni dżinsów.

- Uciekam do roboty! - Widząc to, Krzysiek nie chciał tracić więcej czasu. - Podejście drugie. Muszę wygrać zakład - dodał i zniknął w tłumie.

Kaja tańcząc, klękała przed Łukaszem, ocierała się o niego i wieszała mu się na szyi, by po chwili wskoczyć mu na biodra i objąć go swoimi gołymi nogami.

- No, no, twoja siostra nie traci czasu - krzyknął rozbawiony w stronę Natalii.

- Jak zwykle. - Zdegustowana odwróciła się, nie mogąc na to patrzeć. - Muszę się napić - zwróciła się do Leny. - Chodźmy.

Po biegu z przeszkodami, jakim było dotarcie do baru, osiągnęły swój cel. Barman postawił przed nimi sześć kieliszków, wypełnionych niebieskim płynem. Podrygiwały przy barze, wypijając kolejne sznapsy, i obserwując szalejący tłum.

- Oh my God! - Usłyszały znajomy głos, wyrzucany przez głośniki.

- Aaaaa, Oh my God! - zaczęły krzyczeć i tupać w miejscu.

Rozumiały się bez słów. Momentalnie odstawiły kie­liszki i przemieściły się na taras, łokciami zrobiły so­bie trochę miejsca i zaczęły ruszać się w rytm muzyki. W kolumnach do ulubionego przez nich głosu dołączy­ły energetyzujące bity. Taras był szczelnie wypełniony tańczącymi. Głowa przy głowie, ciało przy ciele. Jednak chłodny wiatr owiewał ich sylwetki. To była największa zaleta ,,Utopii". Taras taneczny na świeżym powietrzu.

- Uuuuu, Girl Gone Wild, Girl Gone Wild!

Krzyczały z całych sił, ale głos królowej popu, są­czący się z kolumn, skutecznie zagłuszał wszelkie śpiewy. Mniej więcej w połowie piosenki za Leną po­jawił się mężczyzna. Zauważyła go, obracając się w tańcu. Poruszał się zbyt blisko niej. Lena widzia­ła tylko jego twarz. Reszta ciała, przykryta ciemnym ubraniem, ginęła w tłumie. Poruszał rękoma tak, by

niechcący stykały się z jej biodrami. Jego twarz co jakiś czas rozświetlał wędrujący reflektor. W nie­naturalnie rozszerzonych źrenicach widać było coś niebezpiecznego. Przerażająco zwierzęcego. Nieobli­czalnego.

Gdy, ośmielony spojrzeniem Leny, położył rękę na jej biodrze, odskoczyła jak oparzona. Uderzyłaby go instynktownie, gdyby nie to przerażające spojrzenie. Chcąc uciec przed nieznajomym, złapała Natalię za rękę i pociągnęła ją w tłum.

Lena nie przepadała za piątkowymi imprezami bez swojego chłopaka. W ogóle nie lubiła wychodzić bez niego z domu. Z nim czuła się bezpiecznie. W jego obec­ności nikt jej nie zaczepiał, nie prosił do tańca, nie dotykał. Mogła w każdej chwili schować się w jego ra­mionach.

DJ zapowiedział następny utwór. Światła, muzy­ka oraz tabletki ecstasy wprawiły przyjaciółki w trans. Poczuły przyjemny przypływ energii. Straciły poczu­cie czasu. Ich świadomość fruwała gdzieś nad ziemią. Lena nadal miała wrażenie, że ktoś się jej usilnie przy­gląda i w pewnym momencie otworzyła oczy, by pozbyć się tego irracjonalnego uczucia.

Kilkanaście centymetrów przed nią stał facet, przed którym przed chwilą uciekła. Uśmiechał się do niej de­likatnie, jak gdyby była dzikim zwierzęciem, które trze­ba oswoić. Udała, że tego nie widzi. Odwróciła głowę w drugą stronę, kątem oka obserwując jego reakcję. Mężczyzna oblizał usta koniuszkiem języka i podrapał się po kroczu, nie odrywając od niej wzroku.

- Znajdźmy naszych! - zestresowana, krzyknęła do Natalii

Chciała za wszelką cenę uciec przed tym typem. Budził w niej ogromny niepokój. Wyglądał na odurzo­nego narkotykami lub chorego psychicznie. Bała się go.

Po zejściu z tarasu, przy barze odnalazły Kaję, Krzyśka i Łukasza. Kaja podeszła do siostry i powie­działa jej coś do ucha. Natalia skrzywiła się i coś odpo­wiedziała. Muzyka zagłuszała ich rozmowę, Lena nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że właśnie ona jest tematem ich rozmowy.

Popatrzyła na rozbawionych ludzi. Jedni połykali morze alkoholu, inni pląsali na parkiecie z zamknię­tymi oczami, jeszcze inni łączyli się w pary, na siłę, w ciemności, byleby choć na chwilę zagłuszyć samot­ność.

Nagle wszystko, co ją otaczało, w świetle jej ostat­nich problemów wydało się zupełnie bez znaczenia. Beznadziejne. Puste. Płytkie. Szczeniackie. Głośna muzyka przynosiła ukojenie, ale ci wszyscy ludzie, ten rozbawiony, spocony i pijany tłum działał jej na nerwy.

- Natalii, pójdę już - krzyknęła w ucho przyjaciółki.

- Już?

- Tak.

- Sama? Poczekaj, proszę. - Dziewczyna spojrzała na czarny, plastikowy zegarek z białą tarczą, ozdobio­ną rysunkiem kaczej królewny. - Pójdziemy razem. Za czterdzieści pięć minut, OK? O trzeciej!

- Nie, przepraszam, muszę iść.

- Poczekaj!

- Nie, idę! Głowa mi pęka - wymyśliła na poczeka­niu. - Nie wytrzymam ani minuty dłużej.

Lena cmoknęła Natalię w policzek i wyszła przed klub. Spojrzała na zegarek - kwadrans po drugiej. Się­gnęła do malutkiej torebki, przewieszonej przez ramię.

Normalnie nie chodziła na dyskoteki z torebkami. To jej chłopak, Szymon, w kieszeniach swoich spodni chował klucze od domu, chusteczki higieniczne i pieniądze. Ta torebka była kolejnym powodem, dla którego nie lubiła wychodzić z domu bez ukochanego.

W portfelu znalazła ostatnie dziesięć złotych. ,,Cho­lera, nieźle zaszalałam. Nie wystarczy mi na taksówkę - pomyślała. - Pójdę na nocny. Raz wrócę sobie auto­busem, co mi tam!". Zaczęła się rozglądać, kalkulując, na który przystanek autobusowy będzie jej bliżej, gdy zawołała ją Kaja.

- Lena, poczekaj! - Uśmiechnięta dwudziestojedno­latka podbiegła na skraj klubowej plaży.

- Coś się stało?

- Nie, nic, chciałam tylko ci powiedzieć... - zaczęła speszona Kaja.

- No? - Lena schowała portfel i z uwagą popatrzyła na dziewczynę. Nie co dzień mogła oglądać niepewność na twarzy pewnej siebie siostry najlepszej przyjaciółki.

- Cieszę się, że sobie dałaś z nim spokój!

- Słucham? - nie zrozumiała nic z tego, co usłyszała.

- No, że nie zawracasz sobie nim już głowy...

- Słucham??? - powtórzyła.

- No, mówię o Szymonie. - Kaja ujrzała zdziwienie w oczach Leny i ucieszyła się, że jej plan pozbycia się rywalki trafił na podatny grunt.

- O Szymonie? - Lena nie widziała związku logicz­nego między tymi wszystkimi słowami a imieniem jej chłopaka.

- Zdradzał cię na prawo i lewo, więc dobrze, że go zostawiłaś i przyszłaś zrelaksować się na imprezkę!

- Ja?

- Wiem, to musiało zaboleć, ale przecież jesteś twar­da - kontynuowała Kaja. - Nawet mnie nie oszczędził. Zaciągnął mnie do łóżka...

- Szymon? Ciebie? - Lena poczuła ogromną falę agresji. - Kłamiesz!

- Chciałabym, złotko. Zaciągnął mnie do łóżka, a po wszystkim zakazał ci o tym mówić. Ale dobrze, że już wiesz.

- Wiem? - Po twarzy Leny zaczęły płynąć łzy.

- Uuuu, nie wiedziałaś? Byłam pewna... ech, mu­szę już iść. Trzymaj się, złotko - już miała odejść, ale odwróciła się jeszcze i dodała: - On do ciebie nie paso­wał. Zbyt sztywna byłaś, sam mi powiedział. Ale luuuz, prędzej lub... w twoim przypadku pewnie później, znaj­dziesz sobie innego frajera, równie dobrego w te klocki!

Kaja odwróciła się i weszła do lokalu. Muzyka nadal rytmicznie pieściła mury ,,Utopii". Lena przez chwilę stała nieruchomo, bojąc się, że jakikolwiek ruch spo­woduje katastrofę budowlaną. Kilka sekund wcześniej świat runął z hukiem na jej głowę. Była w szoku. Ro­zejrzała się dookoła. Ludzie śmiali się, nie przerywa­jąc głośnych rozmów. Świat nadal istniał. Poszukała wzrokiem najciemniejszego i najbardziej odosobnione­go miejsca. Przeszła na drugą stronę mostu Rocha, by zejść i usiąść na brzegu Warty.

W bezpiecznej odległości, zupełnie niezauważony od momentu opuszczenia znajomych, podążał za nią szczupły mężczyzna w czarnym T-shircie. Ten sam, który próbował poderwać ją na parkiecie. Gdy usły­szał jej szloch, zatrzymał się na chwilę, chowając się za filarem, podtrzymującym most.

Lena biła się z myślami, nie wiedząc, czy ta bitwa kiedyś się skończy. Wiedziała jednak, że nie będzie

żadnego zwycięzcy. Sami przegrani, opuszczeni, oszu­kani.

Złapała komórkę i wybrała numer Szymona.

- Lenka, kochanie, o tej porze? Coś się stało? - Usły­szała jego głos.

Męski. Ciepły. Do tej pory budzący w niej poczucie bezpieczeństwa.

- To koniec - po chwili milczenia wyrzuciła z siebie ostry komunikat i poczuła, że właściwie nie ma mu nic więcej do powiedzenia.

- Co? - spytał, jakby stracił zasięg i nie dosłyszał tych dwóch słów. Pierwszego i ostatniego.

- To koniec! - krzyknęła.

- Lenka?

- Szymon, to koniec. Koniec z nami, rozumiesz? - Ton jego głosu zupełnie ją rozmiękczył, nie mogła opa­nować płaczu.

Przez dłuższą chwilę nie odzywali się do siebie. Sły­szeli tylko swoje oddechy. Pierwszy odezwał się Szy­mon.

- Co się stało? Na pewno jakoś to można wytłuma­czyć - zadeklarował spokojnie, co upewniło ją, że Kaja mówiła prawdę.

- Tego nie można! To koniec. Którego słowa nie ro­zumiesz?

- Lena, a nasze plany?

- Zapomnij! - rozpłakała się na dobre.

- Nie możesz mi tego zrobić! - Szymon odzyskał świadomość i agresywnie zaprotestował.

- Zrobić? Ja myślałam, że ty mi tego nigdy nie zro­bisz, a tu taka, kurwa, niespodzianka!

- Lenka, nie, nie mów, że to koniec, nie przez telefon, spotkajmy się, porozmawiajmy...

- Nie, nie, nie! - krzyczała, dobrze wiedząc, że w bezpośrednim spotkaniu nie ma szans. Wybaczy mu wszystko, jeśli tylko spojrzy w jego oczy.

- Mów, gdzie jesteś! Spotkamy się! Porozmawiamy!

- Zapomnij! Nie będę z tobą rozmawiać!

- Nie?

- Nie! - potwierdziła.

- Pożałujesz, ty głupia cipo!!! - wrzasnął do słu­chawki tak głośno, że Lena podskoczyła przerażona, upuszczając telefon z rąk.

Nie znała tego tonu, nie znała tego mężczyzny...

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe