REKLAMA

Eragon

tytuł oryg.: Inheritance: Eragon
autor: Christopher Paolini
przekład: Paulina Braiter
wydawnictwo: MAG
seria: Dziedzictwo
wydanie: I, Warszawa
data: styczeń 2005
forma: książka
wymiary: 135 × 205 mm
liczba stron: 504
ISBN: 978-83-8900486-4

Inne formy i wydania

książka, I  2005.01

Fantastyczna książka napisana przez 15-letniego chłopca czyta się łatwo, lekko i przyjemnie. To opowieść o Eragonie, chłopcu, który pewnego dnia znajduje smocze jajo. Od tego momentu zaczyna się jego przygoda z magią, czarami i smokiem.

Fragment

Obcy w Carvahall

Śniadanie było zimne, lecz herbata gorąca. Pokrywający okna szron stopniał, gdy rankiem rozpalili ogień. Woda spłynęła na drewnianą podłogę, tworząc ciemne kałuże. Eragon spojrzał na Garrowa i Rorana, krzątających się przy kuchni i pomyślał, że dopiero za kilka miesięcy znów ujrzy ich razem.

Roran przysiadł na krześle, sznurując buty. Obok na podłodze złożył pełny worek. Garrow stał między nimi, ręce wsunął głęboko do kieszeni. Koszula zwisała mu z ramion, skóra sprawiała wrażenie napiętej. Mimo próśb i nalegań młodzieńców, odmówił pójścia z nimi. Pytany o powód odparł, że tak będzie najlepiej.

- Masz wszystko? - spytał Rorana.

Garrow przytaknął. Wyciągnął z kieszeni niewielką sakiewkę. Gdy wręczył ją Roranowi, zabrzęczały monety.

- Oszczędzałem je dla ciebie. Nie jest tego wiele, ale jeśli zechcesz kupić jakąś drobnostkę bądź błyskotkę, wystarczy.

- Dziękuję, lecz nie zamierzam wydawać pieniędzy na błyskotki - odparł Roran.

- Rób co chcesz, są twoje. Nie mam nic więcej, co mógłbym ci dać, prócz ojcowskiego błogosławieństwa. Weź je, jeśli chcesz; nie jest wiele warte.

Głos Rorana zadrżał ze wzruszenia.

- Będę zaszczycony mogąc je otrzymać.

- Zatem przyjmij je i idź w pokoju - Garrow ucałował go w czoło, po czym odwrócił się i dodał głośniej. - Nie myśl, że zapomniałem o tobie, Eragonie. Mam wam do powiedzenia parę słów. Czas, abym je wypowiedział, bo odkrywacie świat. Słuchajcie ich, a dobrze wam posłużą. - Pochylił głowę patrząc na nich surowo. - Po pierwsze, nie pozwólcie, by ktokolwiek zawładnął waszym ciałem bądź umysłem. Dołóżcie wszelkich starań, aby wasze myśli pozostały swobodne. Nawet wolny człowiek może być bardziej skrępowany niż niewolnik. Służcie ludziom w potrzebie uchem, lecz nie sercem. Okazujcie szacunek tym u władzy, lecz nie podążajcie za nimi ślepo. Osądzajcie, kierując się logiką i rozumem, lecz nie komentujcie głośno.

Nie uważajcie nikogo za lepszego od siebie, nieważne kim byłby w życiu. Traktujcie wszystkich uczciwie, by nie narazić się na zemstę. Rozważnie wydawajcie pieniądze. Bądźcie wierni swym przekonaniom, a inni was wysłuchają. - Zawahał się i dodał wolniej. - A co do miłości... moja jedyna rada brzmi: bądźcie uczciwi. To najpotężniejsze narzędzie, otwierające serca i zyskujące przebaczenie. To wszystko, co mam wam do powiedzenia. - Nagle wydało się, że jest lekko skrępowany.

Podniósł z ziemi worek Rorana.

- Teraz musisz już iść. Zaczyna świtać, Dempton będzie czekać.

Roran zarzucił worek na plecy i uściskał Garrowa.

- Wrócę, gdy tylko będę mógł - oznajmił.

- To dobrze - rzucił Garrow. - Teraz jednak idź i nie martw się o nas.

Rozstali się niechętnie. Eragon i Roran wyszli na dwór, po czym odwrócili się i pomachali. Garrow podniósł kościstą dłoń, jego poważne oczy obserwowały obu chłopców maszerujących w stronę traktu. Po długiej chwili zatrzasnął drzwi. Słysząc niosący się w powietrzu dźwięk, Roran przystanął.

Eragon obejrzał się, wodząc wzrokiem wokół. Na moment zatrzymał się na samotnych budynkach. Wydawały się żałośnie małe i kruche. Jedynym dowodem życia była cienka smużka dymu wzlatującego z komina zasypanego śniegiem domu.

- To nasz cały świat - zauważył z powagą Roran.

Eragon zadrżał niecierpliwie.

- Ale dobry - rzekł szorstko. Roran skinął głową, wyprostował plecy i ruszył naprzód w nową przyszłość. Gdy zeszli ze wzgórza, dom zniknął im z oczu.

* * *

Kiedy dotarli do Carvahall, wciąż było bardzo wcześnie, lecz drzwi kuźni stały już otworem. Powietrze wewnątrz okazało się przyjemnie ciepłe. Baldor powoli operował dwoma wielkimi miechami przymocowanymi z boku kamiennego pieca, pełnego rozżarzonych węgli. Przed piecem stało czarne kowadło i okuta żelazem beczka, pełna słonej wody. Z szeregu drążków wystających ze ścian na wysokości szyi zwisały rzędy przedmiotów: olbrzymie szczypce, kleszcze, pilniki gładkie i zębate, młoty najróżniejszych kształtów i rozmiarów, dłuta, linie, przebijaki, wiertła, sztabki żelaza i stali czekające na ukształtowanie, obcęgi, nożyce, kilofy i łopaty. Horst i Dempton stali obok długiego stołu.

Na ich widok Dempton ruszył naprzód, z szerokim uśmiechem pod ogniście rudym wąsem.

- Roranie, cieszę się, że przyszedłeś. Mam nowe żarna i nie dałbym sam sobie rady. Jesteś gotów?

Roran poprawił worek.

- Tak. Czy już ruszamy?

- Najpierw muszę załatwić parę spraw, ale wyruszymy w ciągu godziny.

Eragon przestąpił z nogi na nogę i Dempton odwrócił się do niego, pociągając koniuszek wąsa.

- Ty musisz być Eragon. Tobie też zaproponowałbym pracę, ale Roran zajął jedyne miejsce. Może za rok czy dwa, co?

Eragon uśmiechnął się niespokojnie i pokręcił głową. Mężczyzna był przyjacielski, w innych okolicznościach z pewnością by go polubił, w tej chwili jednak pożałował, że młynarz kiedykolwiek przybył do Carvahall. Dempton sapnął.

- Doskonale, doskonale. - Z powrotem skupił uwagę na Roranie i zaczął wyjaśniać jak działa młyn.

- Są gotowe - przerwał im Horst, wskazując ręką stół, na którym leżało kilka zawiniątek. - Możesz je zabrać kiedy chcesz. - Uścisnęli dłonie, po czym Horst wyszedł z kuźni, wzywając gestem Eragona. Zaciekawiony chłopak podążył za nim. Ujrzał kowala stojącego na ulicy ze splecionymi na piersi rękami. Eragon machnął kciukiem w stronę młynarza.

- Co o nim sądzisz?

- To dobry człowiek - zagrzmiał Horst. - Zaopiekuje się Roranem. - Z roztargnieniem strzepnął z fartucha opiłki żelaza, po czym położył ciężką dłoń na ramieniu Eragona. - Chłopcze, pamiętasz swoją kłótnię ze Sloanem?

- Jeśli chodzi ci o zapłatę za mięso, nie zapomniałem.

- Nie, ufam ci, chłopcze. Chcę natomiast wiedzieć, czy wciąż masz ten niebieski kamień.

Serce Eragona zatrzepotało. Czemu on pyta? Może ktoś widział Saphirę? Starając się nie panikować, rzekł:

- Mam, ale dlaczego pytasz?

- Gdy tylko wrócisz do domu, pozbądź się go - Horst puścił mimo ucha zdumiony okrzyk Eragona. - Wczoraj przybyli tu dwaj mężczyźni, dziwni ludzie ubrani na czarno i uzbrojeni w miecze. Sam ich widok sprawił, że wstrząsnął mną dreszcz. Wieczorem zaczęli wypytywać ludzi, czy ktoś znalazł kamień taki jak twój. Dziś znów będą pytali. - Eragon zbladł. - Nikt rozsądny nie powie im ani słowa, ludzie umieją rozpoznać kłopoty. Potrafiłbym jednak wskazać paru, którzy będą mówić.

Serce Eragona ścisnęło się ze zgrozy. Ktokolwiek posłał kamień do Kośćca, w końcu go odnalazł. A może Imperium dowiedziało się o Saphirze? Nie wiedział, co byłoby gorsze. Myśl, myśl. Jajo zniknęło, nie zdołają go już znaleźć. Jeśli jednak wiedzieli czym było, domyślą się co się stało... Coś może grozić Saphirze! Potrzebował całej siły woli, by nie zdradzić targającego nim strachu.

- Dziękuję, że mi powiedziałeś. Wiesz gdzie oni są? - Z dumą stwierdził, że jego głos tylko lekko zadrżał.

- Nie ostrzegam cię po to, żebyś się z nimi spotykał. Opuść Carvahall, wracaj do domu.

- Dobrze - rzekł Eragon, by uspokoić kowala. - Jeśli sądzisz, że powinienem.

- Sądzę. - Twarz Horsta złagodniała. - Może przesadzam, ale mam złe przeczucie co do tych obcych. Lepiej byłoby, gdybyś został w domu, póki nie wyjadą. Postaram się trzymać ich z daleka od waszej farmy, choć może mi się nie udać.

Eragon spojrzał na niego z wdzięcznością. Żałował, że nie może mu opowiedzieć o Saphirze.

- Pójdę już - rzekł i pospieszył z powrotem do Rorana. Uścisnął mu ramię i pożegnał.

- Nie zostaniesz choć trochę? - spytał zdumiony Roran.

Eragon o mało się nie roześmiał. Z jakiegoś powodu pytanie to strasznie go rozbawiło.

- Nie mam tu nic do roboty i nie zamierzam stać i czekać, aż odejdziesz.

- No to - mruknął niepewnie Roran - chyba nie zobaczymy się już przez parę miesięcy.

- Z pewnością miną szybko - odparł pospiesznie Eragon. - Uważaj na siebie i wracaj jak najprędzej.

Uścisnął Rorana, po czym wyszedł. Horst wciąż stał na ulicy. Świadom wzroku kowala Eragon skierował się na przedmieście Carvahall. Gdy kowal zniknął mu z oczu, skręcił za dom i z powrotem zakradł się do wioski.

Trzymając się cieni sprawdzał kolejne ulice, nasłuchując w poszukiwaniu nawet najcichszych dźwięków. Myślami wrócił do domu, gdzie na ścianie został łuk. Pożałował, że nie ma go w dłoni. Krążył po Carvahall, unikając ludzi, aż w końcu zza jednego z domów usłyszał obcy, złowrogi głos. Choć słuch miał bystry, musiał wytężać uszy, by cokolwiek usłyszeć.

- Kiedy to się stało? - Słowa były gładkie niczym natłuszczone szkło, wydawały się przeciskać przez powietrze. Pobrzmiewał w nich dziwny syk, który sprawił, że włosy zjeżyły mu się na głowie.

- Jakieś trzy miesiące temu - odpowiedział ktoś. Eragon rozpoznał go natychmiast: Sloan.

Na krew Cienia, zaraz im powie... Postanowił podczas następnego spotkania przywalić Sloane'owi pięścią.

Do rozmowy dołączyła trzecia osoba o niskim, wilgotnym głosie, przywołującym wizje zgnilizny, pleśni i innych rzeczy, które lepiej omijać z daleka.

- Jesteś pewien? Bardzo byśmy nie chcieli, byś popełnił błąd. W takim przypadku mogłoby się to skończyć niezwykle... nieprzyjemnie.

Eragon potrafił sobie wyobrazić, co mogliby zrobić. Czy ktokolwiek poza Imperium śmiałby tak grozić ludziom? Pewnie nie, ale osoba, która przysłała jajo mogła być dość potężna, by otwarcie posługiwać się przemocą.

- Tak, jestem pewien. Miał go wtedy, nie kłamię. Mnóstwo ludzi o nim wie. Popytajcie. - Sloan sprawiał wrażenie wstrząśniętego. Powiedział coś jeszcze, czego Eragon nie dosłyszał.

- Byli mało... skłonni do współpracy - słowa te zabrzmiały drwiąco. Po chwili ciszy przybysz dodał: - Twoje informacje bardzo nam pomogły. Nie zapomnimy o tym. - Eragon mu uwierzył.

Sloan wymamrotał coś niewyraźnie, po czym Eragon usłyszał oddalające się pospiesznie kroki. Zerknął za róg, aby sprawdzić co się dzieje. Na ulicy stało dwóch wysokich mężczyzn, obaj ubrani w długie czarne płaszcze, unoszone z boku przez wiszące z pasów pochwy. Na koszulach mieli symbole haftowane srebrną nicią. Kaptury osłaniały im twarze, dłonie skrywały rękawice. Plecy mieli dziwnie zgarbione, jakby ktoś wypchał im ubrania.

Eragon poruszył się lekko, próbując przyjrzeć im się bliżej. Jeden z obcych zesztywniał, odchrząknął dziwnie. Obaj obrócili się gwałtownie i przykucnęli. Eragon wstrzymał oddech, ogarnął go śmiertelny strach. Jego wzrok padł na ukryte twarze przybyszów i myśli skrępowała mu dziwna moc, nie pozwalając się ruszyć. Zmagając się z nią krzyczał do samego siebie: Dalej! Jego nogi napięły się, bez skutku. Obcy skradali się ku niemu płynnym, bezszelestnym krokiem. Wiedział, że widzą już jego twarz, byli niemal za rogiem, sięgali po miecze...

- Eragon! - szarpnął się słysząc swe imię. Przybysze zamarli w miejscu i syknęli. Brom pospieszył ku niemu z boku, głowę miał gołą, w dłoni trzymał laskę. Nie widział przybyszów. Eragon próbował go ostrzec, lecz jego język i ręce nie mogły się ruszyć. - Eragon! - krzyknął ponownie Brom. Obcy jeszcze raz spojrzeli na niego, po czym zniknęli między domami.

Eragon dygocząc runął na ziemię. Na jego czole perlił się pot, dłonie miał lepkie i wilgotne. Stary mężczyzna podał mu rękę i postawił na nogi.

- Wyglądasz na chorego. Czy coś się stało?

Eragon przełknął ślinę i bez słowa pokręcił głową. Gorączkowo rozglądał się wokół, szukając czegokolwiek niezwykłego.

- Nagle zakręciło mi się w głowie, to wszystko. Już minęło. To było bardzo dziwne. Nie wiem czemu.

- Dojdziesz do siebie - rzucił Brom. - Ale może powinieneś wrócić do domu.

Tak, muszę wracać do domu. Muszę tam dotrzeć przed nimi.

- Chyba masz rację. Może to jakaś choroba.

- Zatem najlepiej będzie, jak wrócisz. To długa droga, ale z pewnością szybko poczujesz się lepiej. Odprowadzę cię do traktu.

Eragon nie protestował. Brom ujął go pod ramię i poprowadził szybko naprzód. Laska mężczyzny z cichym skrzypieniem zagłębiała się w śnieg.

- Czemu mnie szukałeś?

Bajarz wzruszył ramionami.

- Ze zwykłej ciekawości. Dowiedziałem się, że jesteś w mieście i zastanawiałem czy przypomniałeś sobie imię owego kupca.

Kupca? O czym on mówi? Eragon przez moment patrzył na niego bezmyślnie. Czujne oczy Broma dostrzegły zmieszanie chłopaka.

- Nie - rzekł i poprawił się szybko - wciąż nie pamiętam.

Brom westchnął głucho, jakby coś potwierdziło jego podejrzenia i potarł orli nos.

- Cóż zatem... jeśli sobie przypomnisz, daj mi znać. Niezwykle ciekawi mnie handlarz, który udaje, że tak wiele wie o smokach.

Eragon przytaknął z roztargnieniem. W milczeniu doszli do traktu.

- Spiesz do domu - polecił Brom. - Nie radziłbym ci zwlekać. - Podał mu wykręconą, kościstą dłoń.

Eragon uścisnął ją. Lecz gdy wypuścił rękę Broma, coś zaczepiło o jego rękawicę i ściągnęło ją, upadła na ziemię. Stary mężczyzna podniósł ją.

- Taki jestem niezdarny - rzekł przepraszająco i wręczył Eragonowi rękawicę. Gdy chłopak ją ujął, silne palce bajarza chwyciły jego przegub i obróciły, na moment ukazując wnętrze dłoni i srebrzyste znamię.. Oczy Broma zabłysły, pozwolił jednak Eragonowi wyszarpnąć rękę i wsunąć rękawicę.

- Bywaj - wykrztusił wstrząśnięty Eragon i pospieszył w stronę domu. Za plecami usłyszał, jak Brom pogwizduje wesołą melodię.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy