REKLAMA

Dopóki starczy sił. Siostry z ulicy Wiśniowej

autor: Joanna Nowak
wydawnictwo: Replika
seria: Siostry z ulicy Wiśniowej
wydanie: Poznań
data: 8 lutego 2022
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 344
ISBN: 978-83-6698957-3

Jeśli wypuścisz jedną miłość, na stratę drugiej nie możesz sobie pozwolić.

Sara, wolontariuszka w domu samotnej matki, podczas wieczornego wyjścia poznaje przystojnego policjanta - Oskara. Pod wpływem chwili idzie z nim do łóżka. Następnego dnia tego żałuje, jednak nie może zapomnieć o spędzonych z nim chwilach.

Kiedy wydaje się, że ta jedna szalona noc nie będzie miała żadnych następstw, stęskniona Sara nieoczekiwanie wpada na Oskara w okolicznościach, które nie mają nic wspólnego z romantyzmem...

Kiedy warto poddać się przeznaczeniu, a kiedy zawalczyć o siebie i swoją rodzinę? Piękna i wartościowa opowieść o sile miłości zdolnej pokonać klątwę, ale też olbrzymiej empatii i wsparciu, bez którego czasem trudno odnaleźć właściwą drogę. Łapie za serce i pozostaje w nim na długo! Polecam!

Jola Bugała-Urbańska, czytanienaplatanie

Fragment

Rozdział pierwszy

Sara położyła nogę na oparciu ławki. Przygotowując się

do porannego joggingu, zawsze pamiętała o rozgrzewce,

nie tylko tej fizycznej. Włożyła do uszu słuchawki, włączyła

w telefonie ulubioną playlistę, po czym zamknęła oczy, żeby

wczuć się w dźwięki dyktowane przez Thirty Seconds to

Mars. Po kilku sekundach, kiedy słowa piosenki dotarły do

jej głowy, z czystym sumieniem mogła zacząć bieg.

I won't suff er, be broken,

Get tired or wasted

Surrender to nothing

Or give up what

I Started

And stopped it

From end to beginning

A new day is coming

And I am fi nally free

Głos Jareda Leto przenikał głęboko pod skórę, wywołując

ciarki. Sara zawsze dobierała muzykę do aktualnego

nastroju, ale dziś słowa piosenki odzwierciedlały stan jej

duszy jak nigdy.

Dwudziestosiedmiolatka patrzyła przed siebie, pokonując

kolejne metry. W niedzielny poranek parkowe alejki

świeciły pustkami. Gdzieś w oddali dostrzegła jedynie

starszego pana, który wybrał się na spacer z psem, najpewniej

tak jak ona, nie mogąc dłużej usiedzieć w domu.

Cieszyła się z samotności, jaką oferował leniwy początek

dnia. Bardzo jej potrzebowała, zwłaszcza po wydarzeniach

sobotniej nocy.

Obudziła się godzinę wcześniej. Pościel po drugiej

stronie łóżka zdążyła ostygnąć. Oskar dyskretnie wyszedł

z mieszkania, za co była mu niezmiernie wdzięczna. Nie

wiedziałaby, jak się zachować, gdyby przyszło im wstać

razem. Nigdy wcześniej nie znalazła się w podobnej sytuacji,

a pytać o radę nie chciała - prędzej zapadłaby się pod

ziemię ze wstydu.

Wzięła szybki prysznic, chcąc zmyć z siebie wspomnienia.

Niestety, pomimo uporu, z jakim szorowała swoje

ciało, nie pozwalały o sobie zapomnieć. Związała mokre

włosy w koński ogon, nie przejmując się ich suszeniem.

Notabene, mama zmyłaby jej za to głowę, przestrzegając

przed konsekwencjami wychodzenia na świeże powietrze

z nie do końca suchymi kosmykami. Jednak Sara uznała,

że letnie słońce poradzi sobie z nimi szybciej niż suszarka.

Wypiła zieloną herbatę, zjadła owsiankę z owocami,

które kupiła u przemiłej handlarki na pobliskim ryneczku,

i wstawiła brudne naczynia do zmywarki. Włożyła ulubioną

koszulkę z napisem: ,,Kobiety są faktem, a z faktami się

nie dyskutuje", czarne legginsy oraz sportowe buty.

Perspektywa długiego biegu przyprawiała Sarę o szybsze

bicie serca. To właśnie w tych chwilach, kiedy jej nogi

rytmicznie uderzały o podłoże, mięśnie ciężko pracowały

nad każdym krokiem, a z komórek uwalniały się endorfiny,

dochodziła do ładu ze swoim życiem.

Sześćdziesiąt minut może dzisiaj nie wystarczyć, westchnęła

po pierwszym kilometrze. Ciężar, jaki w sobie nosiła,

wydawał się zbyt wielkiego kalibru, by móc się z nim

rozprawić w ciągu tak krótkiego czasu.

Starała się, ale wyrzuty sumienia dawały odpór. Przecież

nie byłam taką dziewczyną, usprawiedliwiała się. Nawet

do głowy by mi nie przyszło, żeby zachować się w ten

sposób, pomyślała. A jednak tak się zachowała i nie dało

się już tego zmienić.

Po trudach całego tygodnia wyskoczyła z przyjaciółmi

do klubu. W sobotni wieczór Stary Rynek tętnił życiem.

Setki mieszkańców Poznania tak jak oni postanowiło odreagować

stres i zabawić się bez myślenia o jutrze. Sara

miała dodatkowy ku temu powód.

Pół roku wcześniej za namową koleżanki z pracy została

wolontariuszką w domu samotnej matki. Długo się

wahała, czy podjąć tak wymagające zobowiązanie. Dom

samotnej matki już z nazwy nie kojarzył się jej ze szczęśliwym

miejscem. Zamieszkiwały go kobiety, które wskutek

różnych życiowych perturbacji znalazły się na marginesie

społeczeństwa. Często zjawiały się tam z małymi dziećmi,

które w swoim krótkim życiu zdążyły przeżyć więcej niż

niejeden dorosły.

Sara obawiała się, że nie będzie potrafiła poradzić sobie

z widokiem tylu osób pokrzywdzonych przez los i otoczenie,

przez co każdą wizytę przypłaci rozstrojem nerwowym.

Pociechę znalazła w ukochanej młodszej siostrze.

Jagna, zauważając rozterki Sary, spytała ją, czy poczuje się

lepiej, kiedy choć trochę ulży troskom matek zamieszkujących

ośrodek. Tak, odparła Sara. I naraz zdała sobie sprawę,

jak bardzo egoistyczne jest to podejście.

- Owszem, twoja samoocena nieco się podbuduje. Lecz

czy jest w tym coś złego? - wzruszyła ramionami Jagna,

uśmiechając się przy tym dobrotliwie. - Uwierz mi, nie ma

nic bardziej szlachetnego od poświęcania swojego czasu

i energii innym.

Jagna się nie myliła. Odkąd Sara zaczęła odwiedzać

skromny budynek, położony zaledwie trzy ulice od jej

mieszkania, trzy razy w tygodniu, otworzyła się na świat

oraz ludzi, dostrzegając w nich o wiele więcej, niż chcieli

pokazać. Wprawdzie nierzadko wracała do domu w podłym

humorze, zwłaszcza po wysłuchaniu historii młodych

dziewczyn, wyrzuconych przez rodziców za drzwi tylko

dlatego, że zaszły w nieplanowaną ciążę, ale nie żałowała

żadnej minuty, spędzonej wśród doświadczonych przez los

kobiet.

W weekendy rzadko pojawiała się na dyżurze. Tamtego

dnia zgodziła się przyjść w drodze wyjątku, na prośbę

jednej z pracownic, która musiała jechać do lekarza z gorączkującym

synem. Marlena wyrzucała sobie, że dzwoni

w ostatniej chwili i pewnie psuje Janowskiej plany, ale nie

wiedziała, do kogo zwrócić się o pomoc. Sara kazała jej

zająć się dzieckiem i niczym się nie martwić.

- Poradzę sobie - obiecała, słysząc niepewność w głosie

Marleny. - Nie będę sama.

- Wiem. Tyle że w soboty zawsze dużo się dzieje. Mamy

wtedy najwięcej pracy, bo pojawiają się nowe podopieczne.

- Wszystkim się zajmę.

- Gdyby coś się działo...

- Zadzwonię - zapewniła Sara, mając nadzieję, że nie

dojdzie do sytuacji, która wymagałaby interwencji bardziej

doświadczonej koleżanki.

Dzień rzeczywiście okazał się trudny. Do ośrodka trafiła dwudziestokilkulatka z dwiema córkami w wieku

przedszkolnym. Zapłakane blondynki kuliły się za plecami

matki, na której twarzy, pod zakrwawioną wargą i rozciętym

łukiem brwiowym, odbijał się strach. Julita, jedna

z etatowych opiekunek, wskazała pokrzywdzonej drogę do

gabinetu pielęgniarskiego i kazała Sarze zająć się dziewczynkami.

Kiedy ta próbowała złapać je za drobne rączki,

zaczęły przeraźliwie krzyczeć.

Godzinę później od zmęczonej Julity dowiedziała się,

że ich nowa lokatorka nazywa się Kasia Drwęcka. Do tej

pory żyła z partnerem w szczęśliwym, pozbawionym trosk

związku.

- Zdenerwował się, bo po przyjściu z pracy obiad nie

był ugotowany, a w domu panował bałagan. Kasia cały

dzień opiekowała się marudnymi dziećmi i nie starczyło

jej czasu na codzienne obowiązki. Facet nie chciał słuchać

wyjaśnień. Wymierzył jej sprawiedliwość po swojemu.

- Biedaczka. - Sara zakryła sobie usta dłonią.

Do tej pory nigdy nie była świadkiem podobnej sceny.

O przypadkach przemocy wobec podopiecznych słyszała

jedynie z opowieści. Ślady pobicia na ciele Kasi okazały

się bolesne również dla niej.

- Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? - spytała

Julita, na co Sara pokręciła głową. - Gdy pielęgniarka

zakładała Kasi opatrunki, ona zdawała się bagatelizować

całą sytuację. Usprawiedliwiała drania. Mówiła, że był

pod wpływem alkoholu, dlatego nad sobą nie panował.

A poza tym miał rację, bo to on zarabia na ich utrzymanie,

a jej jedyną powinnością jest dbanie o porządek.

Kasia została zmuszona do szukania u nas ratunku. Jako

pokrzywdzona uciekła z domu, zabierając ze sobą dzieci,

gdy tymczasem jej ukochany - Julita prychnęła znacząco

- siedzi sobie spokojnie w domu i odsypia popijawę,

wiedząc, że jest bezkarny. On wie, że jego partnerka nie

ma w sobie odwagi, by zgłosić napaść. Zresztą gdyby

to zrobiła, nie mogłaby wrócić do domu, będącego jego

własnością.

- Same zadzwońmy więc na policję i zgłośmy pobicie. -

Sara próbowała znaleźć rozwiązanie tego problemu. - Obie

widziałyśmy, w jakim stanie przyszła do nas Kasia. Mamy

dowód, że ten zwyrodnialec się nad nią znęca.

Julita ciężko westchnęła.

- A wtedy kochająca partnerka wszystkiemu zaprzeczy.

Powie funkcjonariuszom, że była nieostrożna, przewróciła

się albo uderzyła głową w szafę... Policjanci, nawet gdyby

chcieli się tym zająć, nie mieliby podstaw do zatrzymania

delikwenta. Uwierz, przerobiliśmy tu już wiele podobnych

historii. Jesteśmy bezradni.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA