REKLAMA

Chłopcy 2. Bangarang

horror  |  fantasy
autor: Jakub Ćwiek
wydawnictwo: Wydawnictwo Sine Qua Non
seria: Chłopcy
wydanie: I, Kraków
data: 28 sierpnia 2013
forma: książka, okładka zintegrowana
wymiary: 140 × 205 mm
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7924063-0

Inne formy i wydania

książka, okładka zintegrowana, I  2013.08.28

Dzwoneczek i jej banda wyrośniętych, wiecznie niedojrzałych Chłopców po raz kolejny pokazują, że nie da się oddzielić dobrej zabawy od solidnych kłopotów. I nieważne, czy to klubowy Zjazd, motocyklowa wycieczka do pobliskiego miasta czy pozornie leniwe popołudnie w opuszczonym Lunaparku - każdy dzień to nowa przygoda, a na końcu czai się ta największa. I najbardziej przerażająca. Śmierć...

Droga znowu wzywa, nie ma odwrotu ani chwili na oddech. Tylko co jeśli tym razem wiedzie wprost do znienawidzonej dorosłości?

Fragment

KTO SIĘ PRZEZYWA...

To była maleńka stacja gdzieś w środku głuszy. Oświetlony blaskiem księżyca niewielki ceglany domek z zakratowanymi oknami, wyszczerbioną, porośniętą mchem dachówką i drewnianą wiatą sięgającą połowy brukowanego peronu. W środku świeciła się tylko jedna lampka, zapewne przy biurku zawiadowcy.

Dochodziła północ i według nowego rozkładu umocowanego na zmurszałej ścianie nad połamaną ławką od trzech minut powinien tu stać osobowy do Warszawy Wschodniej, nikt już jednak nie wierzył w punktualność kolei. O czasie zacharczały tylko przechodzone głośniki, a następnie rozległ się wyrecytowany znużonym głosem komunikat o kwadransie spóźnienia, które mogło ulec zmianie. A potem znowu tylko cisza i cykanie świerszczy na okolicznych polach.

I nagle gdzieś w oddali rozległ się ryk. Miarowy, głośny i agresywny, narastał z każdą chwilą, płosząc uśpione ptaki. Wreszcie spomiędzy drzew wystrzelił snop jasnego światła.

W zakratowanym oknie pojawił się zawiadowca w służbowej czapce z daszkiem. Z jedną ręką przyłożoną do czoła, a drugą uzbrojoną w długą, ogumowaną latarkę, stał tak przez dłuższą chwilę, jakby nieświadom, że za sprawą lampki za jego plecami jest dużo bardziej widoczny, niż sam cokolwiek widzi. Gapił się w snop światła i wsłuchiwał w ryk silnika, aż dostrzegł w księżycowej poświacie ogromny motocykl, będący źródłem zarówno blasku, jak i hałasu.

Odczekał jeszcze chwilę, aż pojazd zatrzyma się, a potem przybysze - mężczyzna i kobieta - odwieszą kaski i zsiądą z motoru, po czym wrócił do biurka i specjalnie dla nich jeszcze raz nadał komunikat o spóźnieniu. Wychodzić do nich ani myślał; łysy, blady motocyklista o białej jak śnieg brodzie miał czerwone oczy diabła i spotkanie z nim na pewno nie przyniosłoby zawiadowcy nic dobrego.

***

- Możesz już jechać - stwierdziła Dzwoneczek, rozpinając skórzaną kurtkę i rozglądając się po okolicy. - Poczekam te parę minut sama, a w domu jeszcze masa roboty przed Zjazdem.

Stalówka nie odpowiedział. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni po wymiętoloną paczkę papierosów i wyciągnął dwa. Wsunął je do ust, odpalił i jeden podał Dzwoneczkowi.

- Naprawdę myślisz, że Paragon to dobry pomysł? - zapytał. - Nie jeździ już od tak dawna.

- Był jednym z nas - odparła. - Poza tym zapraszał.

- Ale ma teraz żonę...

Spojrzała na niego z powagą, ale po chwili nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

- Kurwa, Stalówka, nie zamierzam spać z nim, tylko u niego, opanuj się. Poza tym może mi się przydać pomoc.

- Mógłbym pojechać z tobą. Wziąć samochód i za jakąś godzinę...

Pokręciła głową, po czym wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.

- Zjazd, Stalówka - powiedziała. - Ktoś musi się nim zająć, gdy mnie nie będzie. Zjazd nie poczeka. Zwłaszcza ten.

Odstąpiła o krok, zaciągnęła się papierosem i cisnęła niedopałek na ziemię. Gdzieś z oddali dobiegł ich ostrzegawczy gwizd maszynowozu.

- Jedź już - poprosiła. - I jeżeli to możliwe, nie zróbcie jutro większych zniszczeń, niż trzeba.

- Tak - westchnął Stalówka - chociaż ostatnio potrzeby rosną. Wiesz, adrenalina już nie ta.

Pokiwała głową. Znała przecież swoich chłopców.

- No to niech przynajmniej żadne szkody nie wyjdą poza obszar lunaparku.

- I lasku?

Dzwoneczek westchnęła.

- I lasku.

- Także tej części po drugiej stronie ulicy? - upewnił się Stalówka. - Wiesz, Kędzior koniecznie chciałby to doprecyzować.

W oddali zamajaczyły już światła pociągu. Dwa żółte ślepia wyłaniające się z mroku, omiatające swym spojrzeniem zgarbioną stacyjkę, mały placyk obok niej i ich dwoje przy motocyklu. Dzwoneczek przypomniała sobie nagle, jak dawno nie jechała pociągiem.

- Chcę tylko mieć do czego wracać - stwierdziła. - I do kogo. Więc bawcie się grzecznie i wywieźcie Kubusia.

Stalówka wyszczerzył się w uśmiechu, a jego oczy jeszcze mocniej zapłonęły czerwienią.

- Spokojnie - powiedział. - Kędzior z Milczkiem już nad tym pracują.

***

Rozmawianie z Kubusiem przypominało trochę grę w łapki. Siedzisz sobie spokojnie, rączki na widoku, niezobowiązujące tematy, a tu nagle chwila nieuwagi i pac!, dostajesz po łapach. Jak to możliwe, myślisz, więcej się nie nabiorę, ale potem przychodzi co do czego, znowu w coś zabrniesz, zamyślisz się. I znowu jest jak zwykle.

Kędzior wiedział o tym doskonale i pewnie nie podjąłby się tej rozmowy, ale oczywiście Bliźniacy znaleźli sposób, by go podpuścić i wrobić, więc teraz siedział tu, zgarbiony na małym łóżku chłopca niczym plastikowy Hulk usadzony w domku dla lalek, i ku ogromnej uciesze stojącego w kącie Milczka wił się pod naporem Kubusiowych pytań.

- Ja naprawdę nie rozumiem, co takiego może się wydarzyć podczas Zjazdu, czego ja nie mogę widzieć - stwierdził chłopczyk, robiąc poważną minę i tym samym dając początek kolejnej rundzie starcia. - Dlaczego nie chcesz mi wyjaśnić?

- Już ci mówiłem. Tego nie da się tak po prostu wyjaśnić, musiałbyś tu być. No a rzecz w tym, że nie możesz.

Kubuś przekrzywił lekko głowę i zmarszczył czoło.

- Chcesz powiedzieć, że masz tak ubogi słownik, że nie umiesz się wyrazić? - zapytał.

- Mój słownik jest na tyle opasły, że jakbym ci nim pierdolnął...

Stojący w kącie Milczek klasnął w dłonie. Kędzior obejrzał się i przez chwilę, dysząc ciężko, patrzył, jak drugi motocyklista miga. Wreszcie uśmiechnął się paskudnie i pogładził się po gęstej rudej brodzie.

- To jest myśl, Milczek - pochwalił.

Wstał, poprawił kurtkę i wyciągnął rękę do chłopczyka.

- Chodźmy gdzieś, gdzie jest laptop.

Poszli. I najwyraźniej poskutkowało, bo gdy pół godziny później wychodzili z makietowej i wpadli na Pierwszego, Kubuś był blady jak ściana, drżały mu usta i ręce. Już zdecydowanie nie chciał zostawać.

- Co mu jest? - zapytał Bliźniak.

Kędzior wzruszył ramionami.

- Nie może zostać na Zjeździe. A ja mam ubogi słownik.

Pierwszy pokiwał głową, najwyraźniej doskonale rozumiejąc, co jedno z drugim ma wspólnego. Płynnym ruchem sięgnął do tylnej kieszeni po grzebień i przeczesał włosy.

- I co z nim zrobicie?

- Milczek zabierze go do takiej jednej - wyjaśnił Olbrzym. - Duże cycki, to i na dzieciach musi się znać. Ewolucja, wiesz. Instynkt.

Znowu Bliźniakowi nie pozostało nic innego, jak tylko pokiwać głową. Nie znał się na tych sprawach specjalnie, a na dodatek podejrzewał, że Kędzior wie w temacie jeszcze mniej, więc dyskusja mogłaby pójść na noże. Dosłownie. A nikt nie miał ochoty zaprawiać się i uszkadzać na dzień przez Zjazdem.

Raz jeszcze zerknął więc na pogrążonego w stuporze Kubusia i rozczochrał mu fryzurę.

- Trzymaj się, mały - powiedział. - A tego, co widziałeś, cokolwiek ci pokazał, nie próbuj w domu. Przynajmniej nie przez najbliższe parę lat.

Chłopczyk ledwie zauważalnie pokiwał głową.

- No dobra, to ja lecę pomóc bratu przy wyładunku żarcia.

Bliźniak ruszył w stronę schodów.

- Ale jakbyście dali mi adres tej z cycami - odwrócił się jeszcze - to myślę, że Drugi sobie świetnie...

- Milczek go zawiezie.

- Ech... No dobra.

Pierwszy zbiegł po schodach i jeszcze przez chwilę jego dudniące kroki niosły się po korytarzu na parterze, aż wreszcie ucichły. Dopiero wtedy Kędzior spojrzał na Kubusia i pogładził go po głowie, poprawiając rozwichrzone przed momentem włosy.

- No i widzisz? Trzeba się było kłócić? To teraz masz - powiedział, kucając i biorąc zlęknionego malucha na ręce.

Normalnie posadziłby go sobie na ramieniu, jak zawsze, ale teraz nie był pewien, czy Kubuś byłby w stanie się na nim utrzymać. Ułożył go więc w kołysce z własnych przedramion, które spokojnie mogły robić chłopczykowi za łóżko, i ruszył w stronę pokoju Milczka.

- Ale spoko - mruknął po chwili. - Mam jeszcze zapas łez, to za dwa dni zapomnisz. Inaczej by mi chyba mama nogi z dupy wyrwała.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break