REKLAMA

Chłopcy 2. Bangarang. Wydanie II

autor: Jakub Ćwiek
wydawnictwo: Wydawnictwo Sine Qua Non
seria: Chłopcy
wydanie: II, Kraków
data: 25 lutego 2015
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 123 × 195 mm
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7924368-6

Wznowienie drugiego tomu głośnego cyklu Chłopcy wzbogacone zupełnie nową historią!

Rykiem silników, hukiem wystrzałów i głośnym: BANGARANG! - tak zwiastują swoje przybycie Zagubieni Chłopcy, najbardziej niezwykły gang motocyklowy na świecie. Niegdyś wierni towarzysze Piotrusia Pana, dziś odziane w skórzane kurtki zakapiory pod wodzą zabójczo seksownej Dzwoneczek. Zrobią wszystko, by przetrwać... i dobrze się przy tym bawić. Bez względu na cenę.

Chłopcy to wystrzałowy cykl Jakuba Ćwieka, który łączy ciężki klimat rodem z popularnego serialu Sons of Anarchy z bajkowymi postaciami klasycznej powieści Jamesa M. Barriego Piotruś Pan. Ilustracje do książki wykonał Robert Adler.

Fragment

KTO SIĘ PRZEZYWA...

To była maleńka stacja gdzieś w środku głuszy. Oświetlony blaskiem księżyca niewielki ceglany domek z zakratowanymi oknami, wyszczerbioną, porośniętą mchem dachówką i drewnianą wiatą sięgającą połowy brukowanego peronu. W środku świeciła się tylko jedna lampka, zapewne przy biurku zawiadowcy.

Dochodziła północ i według nowego rozkładu umocowanego na zmurszałej ścianie nad połamaną ławką od trzech minut powinien tu stać osobowy do Warszawy Wschodniej, nikt już jednak nie wierzył w punktualność kolei. O czasie zacharczały tylko przechodzone głośniki, a następnie rozległ się wyrecytowany znużonym głosem komunikat o kwadransie spóźnienia, które mogło ulec zmianie. A potem znowu tylko cisza i cykanie świerszczy na okolicznych polach.

I nagle gdzieś w oddali rozległ się ryk. Miarowy, głośny i agresywny, narastał z każdą chwilą, płosząc uśpione ptaki. Wreszcie spomiędzy drzew wystrzelił snop jasnego światła.

W zakratowanym oknie pojawił się zawiadowca w służbowej czapce z daszkiem. Z jedną ręką przyłożoną do czoła, a drugą uzbrojoną w długą, ogumowaną latarkę, stał tak przez dłuższą chwilę, jakby nieświadom, że za sprawą lampki za jego plecami jest dużo bardziej widoczny, niż sam cokolwiek widzi. Gapił się w snop światła i wsłuchiwał w ryk silnika, aż dostrzegł w księżycowej poświacie ogromny motocykl, będący źródłem zarówno blasku, jak i hałasu.

Odczekał jeszcze chwilę, aż pojazd zatrzyma się, a potem przybysze - mężczyzna i kobieta - odwieszą kaski i zsiądą z motoru, po czym wrócił do biurka i specjalnie dla nich jeszcze raz nadał komunikat o spóźnieniu. Wychodzić do nich ani myślał; łysy, blady motocyklista o białej jak śnieg brodzie miał czerwone oczy diabła i spotkanie z nim na pewno nie przyniosłoby zawiadowcy nic dobrego.

***

- Możesz już jechać - stwierdziła Dzwoneczek, rozpinając skórzaną kurtkę i rozglądając się po okolicy. - Poczekam te parę minut sama, a w domu jeszcze masa roboty przed Zjazdem.

Stalówka nie odpowiedział. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni po wymiętoloną paczkę papierosów i wyciągnął dwa. Wsunął je do ust, odpalił i jeden podał Dzwoneczkowi.

- Naprawdę myślisz, że Paragon to dobry pomysł? - zapytał. - Nie jeździ już od tak dawna.

- Był jednym z nas - odparła. - Poza tym zapraszał.

- Ale ma teraz żonę...

Spojrzała na niego z powagą, ale po chwili nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

- Kurwa, Stalówka, nie zamierzam spać z nim, tylko u niego, opanuj się. Poza tym może mi się przydać pomoc.

- Mógłbym pojechać z tobą. Wziąć samochód i za jakąś godzinę...

Pokręciła głową, po czym wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.

- Zjazd, Stalówka - powiedziała. - Ktoś musi się nim zająć, gdy mnie nie będzie. Zjazd nie poczeka. Zwłaszcza ten.

Odstąpiła o krok, zaciągnęła się papierosem i cisnęła niedopałek na ziemię. Gdzieś z oddali dobiegł ich ostrzegawczy gwizd maszynowozu.

- Jedź już - poprosiła. - I jeżeli to możliwe, nie zróbcie jutro większych zniszczeń, niż trzeba.

- Tak - westchnął Stalówka - chociaż ostatnio potrzeby rosną. Wiesz, adrenalina już nie ta.

Pokiwała głową. Znała przecież swoich chłopców.

- No to niech przynajmniej żadne szkody nie wyjdą poza obszar lunaparku.

- I lasku?

Dzwoneczek westchnęła.

- I lasku.

- Także tej części po drugiej stronie ulicy? - upewnił się Stalówka. - Wiesz, Kędzior koniecznie chciałby to doprecyzować.

W oddali zamajaczyły już światła pociągu. Dwa żółte ślepia wyłaniające się z mroku, omiatające swym spojrzeniem zgarbioną stacyjkę, mały placyk obok niej i ich dwoje przy motocyklu. Dzwoneczek przypomniała sobie nagle, jak dawno nie jechała pociągiem.

- Chcę tylko mieć do czego wracać - stwierdziła. - I do kogo. Więc bawcie się grzecznie i wywieźcie Kubusia.

Stalówka wyszczerzył się w uśmiechu, a jego oczy jeszcze mocniej zapłonęły czerwienią.

- Spokojnie - powiedział. - Kędzior z Milczkiem już nad tym pracują.

***

Rozmawianie z Kubusiem przypominało trochę grę w łapki. Siedzisz sobie spokojnie, rączki na widoku, niezobowiązujące tematy, a tu nagle chwila nieuwagi i pac!, dostajesz po łapach. Jak to możliwe, myślisz, więcej się nie nabiorę, ale potem przychodzi co do czego, znowu w coś zabrniesz, zamyślisz się. I znowu jest jak zwykle.

Kędzior wiedział o tym doskonale i pewnie nie podjąłby się tej rozmowy, ale oczywiście Bliźniacy znaleźli sposób, by go podpuścić i wrobić, więc teraz siedział tu, zgarbiony na małym łóżku chłopca niczym plastikowy Hulk usadzony w domku dla lalek, i ku ogromnej uciesze stojącego w kącie Milczka wił się pod naporem Kubusiowych pytań.

- Ja naprawdę nie rozumiem, co takiego może się wydarzyć podczas Zjazdu, czego ja nie mogę widzieć - stwierdził chłopczyk, robiąc poważną minę i tym samym dając początek kolejnej rundzie starcia. - Dlaczego nie chcesz mi wyjaśnić?

- Już ci mówiłem. Tego nie da się tak po prostu wyjaśnić, musiałbyś tu być. No a rzecz w tym, że nie możesz.

Kubuś przekrzywił lekko głowę i zmarszczył czoło.

- Chcesz powiedzieć, że masz tak ubogi słownik, że nie umiesz się wyrazić? - zapytał.

- Mój słownik jest na tyle opasły, że jakbym ci nim pierdolnął...

Stojący w kącie Milczek klasnął w dłonie. Kędzior obejrzał się i przez chwilę, dysząc ciężko, patrzył, jak drugi motocyklista miga. Wreszcie uśmiechnął się paskudnie i pogładził się po gęstej rudej brodzie.

- To jest myśl, Milczek - pochwalił.

Wstał, poprawił kurtkę i wyciągnął rękę do chłopczyka.

- Chodźmy gdzieś, gdzie jest laptop.

Poszli. I najwyraźniej poskutkowało, bo gdy pół godziny później wychodzili z makietowej i wpadli na Pierwszego, Kubuś był blady jak ściana, drżały mu usta i ręce. Już zdecydowanie nie chciał zostawać.

- Co mu jest? - zapytał Bliźniak.

Kędzior wzruszył ramionami.

- Nie może zostać na Zjeździe. A ja mam ubogi słownik.

Pierwszy pokiwał głową, najwyraźniej doskonale rozumiejąc, co jedno z drugim ma wspólnego. Płynnym ruchem sięgnął do tylnej kieszeni po grzebień i przeczesał włosy.

- I co z nim zrobicie?

- Milczek zabierze go do takiej jednej - wyjaśnił Olbrzym. - Duże cycki, to i na dzieciach musi się znać. Ewolucja, wiesz. Instynkt.

Znowu Bliźniakowi nie pozostało nic innego, jak tylko pokiwać głową. Nie znał się na tych sprawach specjalnie, a na dodatek podejrzewał, że Kędzior wie w temacie jeszcze mniej, więc dyskusja mogłaby pójść na noże. Dosłownie. A nikt nie miał ochoty zaprawiać się i uszkadzać na dzień przez Zjazdem.

Raz jeszcze zerknął więc na pogrążonego w stuporze Kubusia i rozczochrał mu fryzurę.

- Trzymaj się, mały - powiedział. - A tego, co widziałeś, cokolwiek ci pokazał, nie próbuj w domu. Przynajmniej nie przez najbliższe parę lat.

Chłopczyk ledwie zauważalnie pokiwał głową.

- No dobra, to ja lecę pomóc bratu przy wyładunku żarcia.

Bliźniak ruszył w stronę schodów.

- Ale jakbyście dali mi adres tej z cycami - odwrócił się jeszcze - to myślę, że Drugi sobie świetnie...

- Milczek go zawiezie.

- Ech... No dobra.

Pierwszy zbiegł po schodach i jeszcze przez chwilę jego dudniące kroki niosły się po korytarzu na parterze, aż wreszcie ucichły. Dopiero wtedy Kędzior spojrzał na Kubusia i pogładził go po głowie, poprawiając rozwichrzone przed momentem włosy.

- No i widzisz? Trzeba się było kłócić? To teraz masz - powiedział, kucając i biorąc zlęknionego malucha na ręce.

Normalnie posadziłby go sobie na ramieniu, jak zawsze, ale teraz nie był pewien, czy Kubuś byłby w stanie się na nim utrzymać. Ułożył go więc w kołysce z własnych przedramion, które spokojnie mogły robić chłopczykowi za łóżko, i ruszył w stronę pokoju Milczka.

- Ale spoko - mruknął po chwili. - Mam jeszcze zapas łez, to za dwa dni zapomnisz. Inaczej by mi chyba mama nogi z dupy wyrwała.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Lato 2025
Lato 2025
Lato 2025