Kolęda dla księdza czy rodziny?
29 stycznia 2016
Raz do roku w wielu domach pojawia się problem z tzw. kolędą, czyli wizytami duszpasterskimi. Jedni narzekają, że ksiądz przychodzi "po kasę", inni, że zanudza nieistotnymi banałami, że nie chce po ludzku porozmawiać o problemach parafian. A gdzieś na marginesie pojawiają się zupełnie inne problemy, natury ani materialnej ani duchowej...
Brak pochwały dla letniości wiary
- Zgodnie z moim przekonaniem, że ksiądz powinien iść z wizytą duszpasterską tam, gdzie jest oczekiwany, planuję odwiedziny "po kolędzie" tylko u rodzin przeżywających to z pełną świadomością, życzliwością i zaangażowaniem - pisze na stronie internetowej parafii ksiądz Krzysztof Waligóra. - Wychodzę bowiem z założenia, że należy w pierwszym rzędzie uszanować wybór każdego człowieka, wynikający niewątpliwie z jego przekonań. Nieprzekonywujący jest dla mnie pogląd, że właśnie ta wizyta u wszystkich mieszkańców parafii służy konwersji gospodarzy, gdyż równie dobrze spotkanie i rozmowa z księdzem w czasie podróży pociągiem czy samolotem może doprowadzić świecką osobę do nawrócenia. Co więcej, odwiedziny kapłana "po kolędzie" u osób stojących z dala od Kościoła mogą odnieść niepożądany skutek. Usypia się w ten sposób sumienie tych ludzi i utwierdza ich w przekonaniu, że są w porządku, pochwala letniość ich wiary.
Proboszcz Waligóra kolportuje ulotkę, w której prosi o odpowiedź, jak według parafian powinna wyglądać wizyta duszpasterska. O czym rozmawiać? Jak spędzić ten czas? I najważniejsze - czy w ogóle przychodzić do konkretnych mieszkań?
Regulaminy kolędy
Ale nie wszędzie jest tak, jak w warszawskiej parafii Wniebowzięcia NMP. W internecie furorę robił "Regulamin wizyty duszpasterskiej", opublikowany przez jedną z polskich parafii, mówiący w jaki sposób należy przyjąć "godnie" księdza. W skrócie: tylko w eleganckim ubraniu, bez kapci na nogach, za to w wizytowym obuwiu, psa należy zamknąć w oddzielnym pomieszczeniu a głowa rodziny winna po duszpasterza wyjść przed wizytą i odprowadzić do sąsiadów po. Parafia Świętej Trójcy w podwarszawskiej Kobyłce serwuje takie rady jak "Nie powinien w tym czasie być włączony telewizor czy radio", "Podtrzymujmy także stary, piękny zwyczaj, kiedy to przed dom lub mieszkanie wychodził na spotkanie kapłana gospodarz, czyli głowa rodziny" tudzież "Kultura wymaga by wszystkie psy i inne zwierzęta domowe były zamknięte w odpowiednich pomieszczeniach!" i "Na wizytę kolędową przygotowujemy stół nakryty białym obrusem".
Nam mieszkańcy skarżą się na godziny, w których księża wizytują domy i mieszkania. I choć na klatkach schodowych pojawiają się informacje, kiedy należy się księdza spodziewać - często jest tak, że kompletnie nie przystają one do rzeczywistości.
- Sobota rano, godzina ósma - mówi jedna z naszych Czytelniczek. - Jestem w proszku, do drzwi puka ksiądz. Stół jako tako przygotowany, ale nie miałam wody święconej. Ksiądz się obruszył i stwierdził, że w takim razie wychodzi. Podziękowałam i zamknęłam drzwi, w kolejnym roku odmówiłam wpuszczenia go do mieszkania.
- Do mnie ksiądz z kolędą pofatygował się około 21.00. Stwierdziłam, że na oficjalne wizyty o tej porze jest za późno i jestem gotowa przyjąć duchownego o bardziej ludzkiej porze. Tym bardziej, że następnego dnia z mężem szliśmy rano do pracy a dzieci do szkoły - mówi pani Barbara.
Przyjęcie księdza po kolędzie nie jest obowiązkiem nawet najbardziej praktykującego chrześcijanina. Jest natomiast obowiązkiem księży, regulowanym przez prawo kanoniczne, które stwierdza wprost: "Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu".
Jakie są wasze doświadczenia z tegoroczną kolędą?
(wt)