Kaczyński ujemnie wypunktowany
19 września 2005
To chyba pierwsza tego typu publikacja dotycząca urzędnika samorządowego. Tak więc literatura typowo polityczna trafiła i do warszawskiego ratusza. Radny Mazowsza Maciej Białecki pisze prawdę o prezydencie Warszawy. Swoją prawdę, rzecz jasna, bo książka Białeckiego jest nieobiektywna, ale taka ma być, bo literatura polityczna jest zwykle subiektywna.
Czytając Białeckiego widzimy dwa oblicza prezydenta Kaczyńskiego. Jedno to prezydent-propagandzista, który ma buzię pełną frazesów o uczciwości, ściganiu afer i korupcji. Drugie to Lech Kaczyński, zwyczajny polityk uwikłany w zwyczajne polskie realia. Polityk, który musi lawirować, iść na układy z ludźmi, handlować stanowiskami, by dostać absolutorium. Problem w tym, że Lech Kaczyński udaje, że nic takiego nie ma miejsca. Lech Kaczyński jest jedyny w swoim rodzaju, jawi się jako jedyny uczciwy w Polsce.
Nikt nie lubi nieuczciwości. Wszyscy mamy dość korupcji. Jednak ta "zła i skorumpowana" ekipa Pawła Piskorskiego i poprzedników postawiła w mieście dwa mosty, wybudowała tunel na trasie Wisłostrady, zbudowała wiele wielopoziomowych skrzyżowań, przygotowała projekty kolejnych inwestycji. Kaczyński pozostawia Warszawę bez nowych mostów, obwodnicy i estakad, za to "czystą od układów korupcyjnych". Czytając Białeckiego pomyślałem sobie, że można zapytać warszawiaków, czy wolą skorumpowanych, którzy coś po sobie zostawiają, czy uczciwych nieudaczników. Jestem bardzo ciekawy wyniku takich badań opinii.
Białecki nie zostawia na Kaczyńskim i jego ekipie suchej nitki. Nawet sukces prezydenta, jakim niewątpliwie jest Muzeum Powstania Warszawskiego, traktuje wyłącznie w kategoriach propagandy Kaczyńskiego. Z propagandy prezydenckiej wyśmiewa się w książce wielokrotnie. Co do Muzeum Powstania, to sukces byłby tym większy, im więcej ważniejszych od muzeum spraw byłoby załatwionych. Problem w tym, że ważne sprawy w mieście są rozgrzebane, albo nie ruszone od dnia objęcia prezydentury przez Kaczyńskiego.
Lech Kaczyński jest złym prezydentem, najgorszym od obalenia komuny - to nie jest tylko opinia Białeckiego. Powtarza ją coraz większa grupa warszawiaków, także coraz więcej tych, którzy na Kaczyńskiego głosowali. Zarzucają mu nie tylko brak inwestycji w mieście i ogólną inercję, nie podoba im się także styl prezydenta - zadufanego, naburmuszonego, z patentem na rację i nieomylność.
Książkę Białeckiego warto przeczytać, by zorientować się, jak z bliska wygląda władza w mieście. Dodajmy, że władza niemal absolutna, ponieważ prezydent i jego otoczenie z wielkim sukcesem zablokowali uchwalenie statutu Warszawy. Minęły trzy lata rządów Kaczyńskiego, a nadal nie są znane kompetencje dzielnic, ich zarządów i burmistrzów. Kaczyński podzielił władzę w mieście według własnego uznania, tworząc nieznane wcześniej, wręcz "autorskie" delegatury urzędu miasta w dzielnicach. Radni dzielnic w tych realiach są zupełnie niepotrzebni, ale najwyraźniej prezydent woli, aby wypłacano im diety za nic, niż miałby się podzielić z nimi władzą.
Czytając Białeckiego widzimy na najważniejszym stanowisku w Warszawie człowieka słabego, wbrew temu co głoszą jego wyborcze billboardy. Polityka, który nie potrafi sobie poradzić ze słabościami własnego otoczenia i raczej będzie bronił postępującego nagannie burmistrza, niż zrzuci go z Pałacu Kultury. Mamy wrażenie, że miasto psuje się na niespotykaną dotąd skalę. Trudno też nie przyznać racji autorowi, że ważne miejskie inwestycje skończyły się wraz z odejściem prezydenta Kozaka.
Dlaczego jednak Białecki wydał tę książkę właśnie teraz? Wszak jej wydruko-wanie obniża szansę wygrania przez Kaczyńskiego wyborów prezydenckich, a przecież na pozbyciu się Lecha Kaczyńskiego z Warszawy niewątpliwie autorowi zależy.
Białecki nie daje recepty na to, żeby w mieście działo się lepiej. Krytyka prezy-denta i jego otoczenia, to wszystko, co w książce znajdziemy.
Marek Horn
* * *
W 2005 roku Lech Kaczyński wspólnie z prezydentem Azerbejdżanu odsłonili w Muzeum Powstania Warszawskiego pamiątkową tablicę ku czci Azerów poległych m.in. na barykadach Powstania Warszawskiego. "Oni walczyli w Powstaniu. Tyle tylko, że nie z nami, ale przeciwko nam" - zdenerwował się generał Zbigniew Ścibor-Rylski, prezes Związku Powstańców Warszawskich. "U boku Niemców Pow-stanie Warszawskie tłumił 111. Pułk Azerbejdżanski. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której przynajmniej trzy kompanie, około 500 żołnierzy, włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera, odpowiedzialnej m.in. za rzeź Woli" - potwier-dza prof. Andrzej Krzysztof Kunert. A Azerowie po stronie polskiej? "Może trafił się jakiś jeden, ale historia o tym nie wspomina".(...) "Nic nie wiem o Azerach walczących w Powstaniu Warszawskim po stronie polskiej. Nie twierdzę, że ich nie było, ale pierwszy raz to słyszę. Nie spotkałem się z taką informacją w żadnych źródłach. Znany jest za to udział Azerów w niemieckich formacjach Reinefartha i Dirlewangera" - mówi prof. Władysław Bartoszewski.
"Lech Kaczyński w Warszawie 2002-2005", str. 137