"Ja i mój pies mieliśmy nieszczęście znaleźć się na spacerze"
16 stycznia 2020
Ponad 800 razy interweniowała w zeszłym roku straż miejska z powodu niezachowania ostrożności przez właścicieli psów. Swoją historię opowiada też pani Aleksandra, zaatakowana przez biegające luzem psy w okolicach Wisły.
- W piątek około 13:00 ja i mój pies mieliśmy nieszczęście znaleźć się na spacerze, podczas którego rzuciły się na nas trzy duże psy. Mój zwierzak na szczęście był na smyczy - opisuje zdarzenie na jednym z portali społecznościowych pani Aleksandra. I dodaje: - Darłam się w niebogłosy, kiedy mój pies był tarmoszony. Jak tylko na chwilę go puściły, jak najszybciej stamtąd po prostu uciekliśmy. Oboje w szoku, mój pies przerażony. Moim błędem było to, że nie zawiadomiłam od razu policji. Nie zarejestrowałam również tego, że zostałam ugryziona w rękę. W sobotę byłam w trzech szpitalach po kolei z podejrzeniem złamania palca w wyniku ścisku psiej szczęki oraz z koniecznością szczepienia na wściekliznę. Piszę, żeby zasygnalizować, że jest problem i wzbudzić czujność - kończy pani Aleksandra.
Mamy problem?
Obowiązujące przepisy dają pewną swobodę właścicielom i opiekunom psów. Zgodnie z uchwałą rady miasta, dopuszcza się zwolnienie psa ze smyczy przy spełnieniu warunków określonych w ustawie z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt, tj. wtedy, gdy pies jest oznakowany w sposób umożliwiający identyfikację właściciela lub opiekuna a właściciel lub opiekun sprawuje kontrolę nad psem. Zwalniając psa ze smyczy należy mieć na względzie bezpieczeństwo ludzi, innych zwierząt i uczestników ruchu drogowego.
- W 2019 roku warszawscy strażnicy miejscy przyjęli od mieszkańców 874 zgłoszenia dotyczące niezachowania zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu psa. W wyniku podjętych interwencji strażnicy pouczyli 58 osób, skierowali do sądu 12 wniosków o ukaranie, wydali 9 poleceń, mandatami karnymi ukarali 7 osób - informują przedstawiciele warszawskiej straży miejskiej.
Przypadków było jednak znacznie więcej. Dane te nie dotyczą bowiem interwencji, podczas których po przybyciu na miejsce strażników nie było już ani osoby, której dotyczyło zgłoszenie, ani osoby zgłaszającej.
(mk)