Ford nie wierzył, Reagan nie zdążył. Prezydenci USA w Warszawie
29 sierpnia 2019
W niedzielę 1 września do Warszawy miał przybyć Donald Trump. Jak wyglądały wizyty prezydentów USA "za komuny"?
Przyjazd prezydenta Stanów Zjednoczonych to dla warszawiaków nie tylko wydarzenie polityczne, ale też... spora atrakcja dla mieszkańców. Przejazd imponującej pancernej limuzyny nazywanej Bestią zawsze wzbudza duże zainteresowanie, a jeśli w programie wizyty zawarto publiczne wystąpienie, można spodziewać się na nim prawdziwych tłumów. Ale początki były skromne.
Ford nie wierzył
Pierwsza w historii wizyta urzędującego prezydenta USA w Warszawie to dziś prawdziwa prehistoria. Gdy 31 maja 1972 roku na Okęciu wylądował Richard Nixon (1913-1994), była to raczej ciekawostka, niż ważne spotkanie międzynarodowe. Prezydent USA przybył nad Wisłę po drodze ze Związku Sowieckiego, co w najlepszy sposób podsumowuje ówczesne znaczenie naszego kraju. W komunistycznej propagandzie wizyta została rozdmuchana do rangi przełomowego wydarzenia, ale w rzeczywistości zawarte wówczas umowy nie miały większego znaczenia.
W lipcu 1975 roku do Warszawy przybył Gerald Ford (1913-2006). Wizje silnej i niezależnej Polski, roztoczone wówczas przez komunistów okazały się na tyle skuteczne, że rok później doprowadziły do katastrofalnej gafy. Ubiegający się o reelekcję Ford palnął podczas debaty: "Nie wierzę, aby Polacy, Jugosłowianie czy Rumuni czuli się zdominowani przez ZSRR, każdy z tych krajów jest niepodległy". Prawdopodobnie kosztowało go to głosy imigrantów z Europy Wschodniej i mogło przyczynić się do porażki w wyborach.
Reagan nie zdążył
Forda zastąpił Jimmy Carter, który odwiedził Warszawę w grudniu 1977 roku m.in. w towarzystwie polskiego doradcy d/s bezpieczeństwa narodowego Zbigniewa Brzezińskiego. Chichot historii sprawił, że Ronald Reagan (1911-2004), odgrywający kluczową rolę w obaleniu komunizmu i zwycięstwie w zimnej wojnie, nie zdążył odebrać zasłużonego triumfu. Jego druga kadencja dobiegła końca w styczniu 1989 roku, zaledwie pięć miesięcy przed pierwszymi wolnymi wyborami do Senatu, miażdżąco wygranymi przez "Solidarność".