Autem, wozem czy... śmigłowcem? Warszawa 60 lat temu
22 października 2019
Dziś mówi się o płatnym wjeździe do centrum i wyznaczaniu pasów rowerowych. W minionej epoce pomysły na Warszawę były nieco inne.
- Jednym z błędów ubiegłego okresu było niedocenienie komunikacji szynowej, tramwaju i kolei miejskiej. Wydawało się, że tramwaj można już wyrzucić do rupieciarni - wbrew pozorom to nie część facebookowego wpisu tzw. miejskich aktywistów, ale fragment artykułu z epoki głębokiego komunizmu.
2 września 1956 "Stolica" zapowiadała wprowadzenie w Warszawie "nowoczesnego typu wozów tramwajowych", wykorzystanie istniejących torów na potrzeby SKM-ki, budowę nowych stacji kolejowych i ujednolicenie taryfy biletowej. W latach 60. otwarte miało zostać także metro, którego budowa opóźniła się ostatecznie aż o 30 lat.
Auto, czyli postęp
Inaczej niż dzisiejsi aktywiści, autor uważał wzrost liczby aut za przejaw rozwoju. Alternatywą dla samochodu były wtedy nie rowery, ale furmanki i inne pojazdy ciągnięte przez konie, krytykowane z powodów ekologicznych. Z dzisiejszej perspektywy liczba aut poruszających się ulicami Warszawy była śmiesznie niska, ale już wtedy narzekano na brak miejsc parkingowych.
- W latach 1950-1955 liczba samochodów spadła o 10%, z 9300 do 8300 - czytamy. - W tym samym czasie liczba pojazdów konnych wzrosła o 26%. Smutno powiedzieć, że nasz stan motoryzacji odpowiada temu, jaki Francja miała w 1914 roku. Jeżeli mamy pójść naprzód, to i miasto trzeba do tego dostosować. A tymczasem garażów i parkingów nikt nie buduje, a nawet nikt nie projektuje, bo nie wiadomo, kto ma ponosić koszty!
Prawie do nieba
Sporo w miejsca w artykule poświęcono transportowi powietrznemu. Były to czasy, w których Związek Sowiecki wprowadził do użytku swój pierwszy samolot pasażerski z napędem turboodrzutowym - Tu-104 konstrukcji Andrieja Tupolewa. Błyskawiczny rozwój lotnictwa wydawał się wtedy nieunikniony, podobnie jak likwidacja lotniska na Okęciu i budowa nowego, np. w Baranowie.
- Dla samolotów tego typu i szybkości obecne lotniska okażą się nieprzydatne - wyjaśniał autor. - Można je będzie z powodzeniem przeznaczyć na budownictwo mieszkaniowe czy przemysłowe, zaś lotniska założyć znacznie dalej od miasta.
I odlecieliśmy
- Wówczas przewożenie pasażerów z lotniska do Śródmieścia czy odwrotnie przy pomocy autobusów już nie będzie miało sensu, bo czas dojazdu na lotnisko byłby dłuższy, niż sama podróż - kontynuuowała "Stolica", popuszczając wodze fantazji. - A więc helikoptery. Roli helikopterów w komunikacji miejskiej jeszcze w tej chwili nie da się określić, w każdym razie będzie poważna.
Trudno stwierdzić, skąd brała się fascynacja śmigłowcami w roku 1956, gdy nie używało ich nawet wojsko, a w Polsce produkowano tylko prototypy. Mimo to w przygotowywanym wówczas tzw. planie generalnym Warszawy przewidywano rezerwę miejsc pod lądowiska dla śmigłowców, przede wszystkim w rejonie Dworca Centralnego.
(dg)