Włodkowica czy Włodkowicza? Magia starych tabliczek adresowych
17 kwietnia 2015
Dawniej było wszystko jasne. Ulica ma biec prosto i prostą ma nosić nazwę. A działki wzdłuż drogi muszą mieć numery uporządkowane i czytelne. Na domu musiała wisieć tabliczka z numerem domu, nazwiskiem właściciela, a nawet numerem hipotecznym i lampa z tymi samymi danymi. Jakże odbiegają po latach treści starych tablic od nowych!
Tymczasem na budynku pod numerem dwa wprawne oko wypatrzy latarenkę adresową sprzed ponad czterdziestu lat. Widnieje na niej nazwa... "Włodkowicza". Tak bowiem (z błędem) pisano kiedyś nazwę tej ulicy, która jeszcze niedawno była polną drożyną.
Tak pisał o nadawaniu nazw ulic na Bródnie i w jego okolicach red. Jerzy Kasprzycki na łamach "Życia Warszawy" w styczniu 1973 roku: "Dawne główne ulice tej części Pragi - Białołęcka i Piotra Wysockiego - straciły na znaczeniu, oddając pierwszeństwo Rembielińskiej, Kondratowicza i innym, które świadczą chlubnie o pomysłowości komisji nazewnictwa Stołecznej Rady Narodowej. Mamy tu w niedalekim sąsiedztwie Faradaya i Pawła Włodkowica, Simona Bolivara i św. Wincentego. Przy okazji warto napomknąć, że na ostatnich planach miasta św. Wincenty jest już tylko zwykłym Wincentym, zaś św. Bonifacy - jakimś nieznanym, cywilnym panem Bonifacym". Tak to bowiem było, że w PRL usuwano z nazw ulic słowo "Świętego".
Ważne, że pozostały tabliczki i latarenki adresowe z dawnymi nazwami. Są jak niemi świadkowie historii. Niech trwają jak najdłużej.
Przemysław Burkiewicz