Tysiące chętnych do pomocy. Kapitalna akcja w Wawrze
23 listopada 2016
Kilka miesięcy temu mieszkańcy Wawra (i nie tylko) powołali na Facebooku grupę SOS - mieszkańcy Wawra rodzicom z Centrum Zdrowia Dziecka. Niosą pomoc rodzicom dzieci przebywających w szpitalu. Bezinteresownie!
Nie wiem jak Państwu, ale mnie takie akcje przywracają wiarę w niemodną wartość - ludzką solidarność. Aż się wstydzę, że tak późno dowiedziałem się o tej akcji. Cóż, lepiej późno niż wcale.
Kilka miesięcy w szpitalu
Inicjatorką akcji jest mieszkanka Międzylesia Anna Ojer. Sama kilka miesięcy spędziła w CZD z chorą córką. Miała blisko, więc gdy w szpitalu dyżurował mąż, mogła wpaść do domu, wykąpać się, przebrać, przywieźć ubrania na zmiany, zrobić zakupy. Ale większość rodziców małych pacjentów CZD nie miało tej możliwości. Inne mamy dzieci z różnych oddziałów były często nieprzygotowane do długotrwałego pobytu. Były gotowe na tygodniowy pobyt, a potem okazywało się, że muszą zostać znacznie, znacznie dłużej. Nie miały więc podstawowych rzeczy - choćby ubrań dla siebie i dzieci. Pani Anna pomagała już wtedy. Robiła zakupy nie tylko dla siebie, ale i innych mam, przywoziła ubranka, prała, pomagała jak mogła.
3400 chętnych do pomocy
A kiedy wyszła z córką ze szpitala założyła na Facebooku profil "SOS Mieszkańcy Wawra - Rodzicom z CZD". Okazało się, że pomagać chce wiele osób. Dziś strona liczy 3400 członków. Pomagają. Przekazują potrzebującym rodzicom używane ubrania, zabawki, koce, wózki, ale także mogą pomóc w praniu, zapewnić nocleg, podwieźć kogoś samochodem, pożyczyć materac do spania, bo za wypożyczenie go w centrum trzeba płacić. Nie wszystkich stać, wiec śpią na szpitalnej podłodze. - Ot, drobne sprawy, które sprawiają, że lżej jest opiekować się chorymi dziećmi. Rodzice w szpitalu borykają się nie tylko z chorobą dziecka i niepokojem, przerażeniem, ale także z problemami zwykłymi, codziennymi, w których mieszkańcy mogą pomóc - mówi pani Anna.
Odzew jest błyskawiczny
Zasadą naczelną jest ta, że nie przekazują potrzebującym pieniędzy, w ramach grupy informują się co i komu jest potrzebne. Odzew jest najczęściej błyskawiczny. Gdy np. okazało się, że na jednym z oddziałów nie ma pralki i rodzice leżących tu dzieci nie mają gdzie przeprać rzeczy, natychmiast kilka osób zaoferowało własne pralki. Podobnie jest w wielu innych przypadkach.
Serce rośnie, gdy się czyta wpisy wdzięcznych mam, czy czasem tatusiów chorych dzieci. Dziękują za pomoc, informują o potrzebach. Czasem małych, czasem większych, czasem dziwnych. Jeden z ojców wyznał np., że nie ma czasu wyjść do fryzjera i się ostrzyc. W szpitalu natychmiast pojawiła się fryzjerka z zakładu w Międzylesiu i załatwiła sprawę. Mieszkańcy Wawra i nie tylko zbierają rzeczy dla małych pacjentów, umawiają się, kto może je dostarczyć do konkretnych potrzebujących, kto jest w stanie zapewnić nocleg na jedną noc, kto mógłby załatwić jakąś sprawę na mieście albo podwieźć gdzieś szybko... Słowem, dzieją się niby małe, ale tak naprawdę wielkie rzeczy. Mobilizacja, chęć niesienia pomocy, ofiarność i ta zwykła niemodna solidarność. Wielkie uznanie dla pani Anny i mieszkańców Wawra, którzy przystąpili do akcji.
(wk)