REKLAMA

Puls Warszawy

różne

 

Twarze, czyli cena zdrady

  18 lutego 2015

alt='Twarze, czyli cena zdrady'
Kto jest kim? Podpisy pod artykułem

Siedział w wygodnym fotelu przed otwartym balkonem, wsłuchując się w szum budzącego się miasta. Wchłaniał gwar, kakofonię dźwięków i zapachy sierpniowych świeżych owoców i warzyw z pobliskiego warzywniaka. Nie spieszył się nigdzie, nie miał żadnych zobowiązań ani obowiązków. Od śmierci Ireny nie utrzymywał żadnych bliższych kontaktów towarzyskich. Byli małżeństwem bezdzietnym, ale nigdy nie miał do niej o to pretensji... Przez chwilę myśleli nawet o adopcji, jednak wszystko skończyło się tylko na rozmowach.

REKLAMA

Z pewnością ją kochał, chociaż było to specyficzne uczucie; najpierw jak to bywa rodzaj namiętności i fascynacji, które z upływem lat przerodziły się w swoiste przywiązanie. Był zamknięty, małomówny i zdecydowanie zdystansowany do wszystkiego, co nie było pracą zawodową. W trakcie prawie 30-letniego związku nigdy nie zdecydował się na powiedzenie jej prawdy - tego, że nie jest panią N. żoną Romana; że jego prawdziwe imię i nazwisko jest zupełnie inne a on sam kiedyś był zupełnie kimś innym. Nawet kiedy spokojnie i powoli przygotowywała się do opuszczenia tego padołu, nie potrafił się przełamać. Nie pomogły konsultacje u najlepszych specjalistów ani nawet realna możliwość przeprowadzenia skomplikowanego zabiegu w Szwecji. Mimo że byli ludźmi - jak na warunki PRL-owskie - zamożnymi, z jego koneksjami we wpływowych kręgach władzy; Irena była zbyt doświadczoną lekarką, aby wyzbyć się wszelkich złudzeń... Z rakiem w takim stopniu zaawansowania, ówczesna medycyna nie mogła wygrać. Był rok 1985. Kilka miesięcy później odszedł na emeryturę. Został więc sam: bez przyjaciół, bez rodziny, która wierzyła, że zginął prawie 30 lat wcześniej, bez jakiejkolwiek pasji, zaangażowania, które sprawia, że życie ma sens. Nie potrafił się zmusić, aby pomyśleć o jakiejś podróży. Sam? Po co? Przecież z Ireną zwiedzili pół świata. Stać ich było... Ale teraz nie miało to dla niego żadnego znaczenia.

Zaczął popadać w stan psychicznego odizolowania od świata żywych, skupiając się na wyprawie w głąb przeszłości postaci, którą był on sam. Tyle lat usiłował zabić i wymazać z pamięci swoją parszywą przeszłość... Wszystko nadaremnie. "Pomogli" mu w tym jego ongiś towarzysze broni; a później jego ofiary, których zamordował lub wydał na śmierć...

To było krótko po śmierci żony. Którejś nocy przyśnił mu się "Las", "Witold", "Sęp" i "Klon". Pamiętał tylko upiorną i abstrakcyjną scenerię ich wyłaniania się, skatowanych i z przestrzelonymi czaszkami i głuche pytanie "Lasa": "Sierżancie "Roman"! Dlaczegoś zdradził?!".

Później, w trakcie innych nocy pojawiali się następni. Borucki - "Dąb" patrzący w przenikliwy sposób; innym razem Mietek - "Rój", który przemaszerował szybko ze swoimi chłopakami, ale na odchodnym pogroził mu pięścią. I wielu innych. W większości od dawna nieżyjących. Zginęli w walkach; często z własnej ręki. Wielu rozwalili w ubeckich piwnicach lub zatłukli w czasie śledztw. Później nazwali ich "bandytami".

Ostatniej nocy prześladował go inny koszmar. Bombardowany samolotami las na Kurpiowszczyźnie; tyraliery żołnierzy KBW a chwilę później wrzaski oficerów: "Przebili się skurwysyny! A my mamy trzech zabitych i siedmiu rannych!". I twarz Kazika Niewiadomskiego - "Wichra" z jego oddziału, który rzuca pod jego adresem: "Sukinsynu!".

Bo też istotnie, pod koniec czerwca 1948 roku "wsypał" bezpiece swój własny patrol. Mimo użycia lotnictwa i ponad 1000-osobowej obławy, trzem partyzantom udało się przebić. Od tego czynu - zdrady własnych podkomendnych - zaczął "spłacanie win wobec ludowej ojczyzny", jak ujął to towarzysz kapitan UB Tadeusz Kwiatkowski.

Sięgnął po butelkę. Nalał do literatki czystą, odchylił się i jednym haustem wypił. Pił coraz częściej. Zaczęło się po śmierci Ireny i nocnych widziadłach sennych, w których pojawiali się "tamci"... Wódka stanowiła dla niego czynnik stabilizujący. Pijąc ją nie bał się zasypiać, chociaż miał świadomość, że znów może pojawić się, któryś z "tamtych"... To było nocami a za dnia stanowiła dla niego swoiste pocieszenie i źródło inspiracji do zastanawiania się jak do tego doszło...

(..."No właśnie: jak? Dlaczego ja, Henryk Skonieczny pseudonim "Roman", z dobrej kurpiowskiej familii, żołnierz Września i podoficer AK zaprzedałem duszę diabłu?")

Po tym gdy w '45 weszli bolszewicy, nie miał żadnych złudzeń. Początkowo się ukrywał, bo inaczej - w najlepszym razie - pojechałby oglądać białe niedźwiedzie. Jesienią 1945 wstąpił do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, gdzie dowodził najpierw oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej (najlepszymi formacjami partyzanckimi NZW) a później sprawował inne ważne funkcje w strukturze organizacji. Podobnie jak wielu innych dowódców i żołnierzy NZW nie ujawnił się podczas amnestii 1947 roku. W zorganizowanym na nowo XVI Okręgu NZW pełnił funkcję Komendanta Powiatowego o kryptonimie "Szczerbina". Kiedy nastąpił ten przełom u niego? Chor./por. Józef Kozłowski - "Las", "Vis". Od maja 1947 roku do 25 czerwca 1948 roku Komendant Okręgu XVI NZW. Aresztowany, po ciężkim śledztwie stracony 12.08.1949 roku w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Kiedy to wszystko się zaczęło? Chyba jesienią w 1947. Przebywał na kwaterze u Tadka, nie pamiętał jego nazwiska. Gospodarstwo było położone na kolonii wiejskiej, chyba gdzieś koło Myszyńca. Tadek był dowódcą kompanii NZW. Podczas długich jesiennych wieczorów, po kolacji przy "zakrapianych" rozmowach, oprócz innych tematów coraz częściej zaczęli podnosić temat sensowności ich walki. Najpierw nieśmiało, z pewnym dystansem i obawą, jakby jeden bał się drugiego, później już otwarcie i szczerze. "Roman" ujawnił gospodarzowi wszystkie swoje przemyślenia, obawy i rozterki. W lesie był od 44 roku, dość miał twardego, wręcz prymitywnego życia, chorób, robactwa i poniewierki. Chciałby wrócić do normalności, ale jak to zrobić? Amnestia już dawno się skończyła, a coś się nie zanosi na wojnę Ameryki ze Stalinem... A tylko pod tym warunkiem mieliby jakieś szanse. W przeciwnym razie UB wybije ich do ostatniego. Przekonanie "Romana" podsycała Hanka - jakaś kuzynka gospodarza, w której zadurzył się do tego stopnia, że całkiem na serio zaczęli rozważać małżeństwo... Ale jak można planować cokolwiek stałego i poważnego, jeżeli nadal jest się w konspiracji?! Podczas któregoś z kolejnych pobytów u Tadka zimą 1948 roku, na koniec spotkania gospodarz półszeptem nachylając się powiedział: "Roman"... Pamiętasz o czym rozmawialiśmy i to nie raz? Jest może i sposób na wyjście z tego i uratowanie głowy... Ale musiałbyś się z kimś spotkać. Namyśl się. Jak będziesz gotowy, daj znać. Nie musisz się niczego obawiać. Pomyśl "Roman" o sobie... I o Hance.

Pamięta, że przez kilka najbliższych tygodni borykał się z własnymi myślami i co tu dużo gadać - rozkleił się zupełnie. Strach przed śmiercią spowodował, że nawiązał kontakt z Tadkiem. W dwa tygodnie później doszło do spotkania. "Roman" nie miał żadnych wątpliwości, że osoba, z którą zostanie poznany, będzie z wszechwładnego "resortu". Aż tak naiwny nie był...

Wysoki blondyn o pociągłej twarzy i - ni to pogardliwym, ni to pobłażliwym uśmiechu - po półgodzinnej rozmowie zaproponował: "Ciężkie są Wasze winy i zbrodnie wobec ludowej Ojczyzny... Ale w określonej sytuacji i postawie można byłoby zastosować wobec Was nieoficjalną, taką... tajną amnestię. Ale wszystko zależy od Was; waszej szczerości i właściwej postawy. Wówczas od władzy ludowej zapewne otrzymacie szansę nowego życia. Chcecie skorzystać czy nie?". W trakcie następnych kilkudziesięciu minut podpisał deklarację współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa przyjmując kryptonim "Mazur". Oficer w skrócie przedstawił zasadę kontaktów. Wyjaśnił, że łącznikiem będzie "Wrzos" czyli ...Tadek! "Romana" zamurowało na chwilę, ale starał się tego nie pokazywać.

Na zakończenie blondyn przedstawił się: "Jestem kapitan Kwiatkowski z Wojewódzkiego Urzędu z Warszawy. Będę bezpośrednio z Tobą pracował. Gwarantuję bezpieczeństwo: będziesz właściwie zakamuflowany. Te barany z Ostrołęki o niczym nie będą wiedzieć. To gromada półgłówków, która potrafi tylko tłuc! Myślenie to nie jest ich specjalność... Masz 2 dni na sporządzenie pierwszego meldunku!"

Dwa dni później zadowolony Kwiatkowski otrzymał pierwszy raport. Skonieczny nigdy się nie dowiedział, jak cenną "zdobyczą" był dla bezpieki. Do 1948 UB nigdy nie pozyskało tak wysoko postawionej persony w strukturze Okręgu XVI NZW. Wówczas było to wydarzenie istotne. "Mazur" szczegółowo opisał strukturę organizacyjną kierowanej przez siebie Komendy Powiatowej "Szczerbina" (część pow.ostrołęckiego i szczytnieńskiego). Podał dwa magazyny broni, ujawnił nazwiska kilkudziesięciu najważniejszych ludzi organizacji na terenie Komendy Powiatu, którą dowodził; system łączności. Kilkanaście dni później do akcji ruszyły grupy operacyjne UB. Aresztowano około 100 osób, spalono kilka gospodarstw. Na kary więzienia skazano kilkudziesięciu aresztowanych; prawie wszyscy przeszli potworne bicie i tortury w piwnicach bezpieki. Dwóch nie przeżyło śledztwa...

28 czerwca 1948 roku w lesie pod wsią Bandysie miało dojść do koncentracji kilku pododdziałów NZW ("patroli"). Informację tą "Mazur" błyskawicznie przekazał. Trzy bataliony KBW - nie licząc milicjantów i UB-owców, otoczyło kompleks leśny. Walkę poprzedziło zbombardowanie lasu przez kilka samolotów JAK-12! W lesie znajdował się 5-osobowy patrol dowodzony przez "Wichra" - Kazimierza Niewiadomskiego. Mimo to zdecydowali się na przebicie, które pomimo utraty 2 partyzantów, zakończyło się sukcesem...

O tym, że na koncentrację dotarł tylko patrol "Wichra", "Mazur" nie wiedział. Nigdy nie dowiedział się, dlaczego się tak stało. I nie jest to ostatecznie jasne do dnia dzisiejszego. Być może dlatego, że trzy dni wcześniej (25 czerwca), potężne siły KBW (ok. 1500 żołnierzy!), otoczyły las pomiędzy wsią Gleba i Kierzek, gdzie stacjonował sztab Okręgu XVI na czele z Komendantem "Lasem". W wyniku godzinnej walki został wzięty do niewoli ciężko ranny por. "Las" - Józef Kozłowski i kilku najbliższych Jego współpracowników. Wpadło archiwum i dokumenty organizacyjne. W bunkrach "Lasa" wraz z dowództwem stacjonowało 16 ludzi...

...Tym bardziej "Roman" - Skonieczny nie miał wątpliwości co do "słuszności" decyzji, którą podjął. I z tym większą bezduszną gorliwością udowadniał "władzy ludowej", że jest godzien jej aktu łaski.

12 sierpnia 1948 roku do wsi Dąbrowa niedaleko Myszyńca, zwabił 3-osobowy patrol, w którym znajdował się Komendant Powiatu "Płomień I" (płd. część pow. przasnyskiego i część ostrołęckiego) Henryk Pyśk - "Dąb II". Plan bezpieki zakładał schwytanie żywcem żołnierzy NZW. "Roman" miał poczęstować ich wódką z domieszką środka nasennego. Ale czy to mikstura była za słaba; czy też grupa operacyjna UB przystąpiła zbyt szybko do "pracy", operacja wzięła w łeb. Otoczona trójka stawiła zacięty opór. "Dąb II" walczył do końca i spłonął żywcem w stodole. Ciężko ranny Henryk Duda- "Jastrząb" zmarł w drodze do szpitala. Do niewoli trafił Czesław Duma-"Nieznany". "Metody" śledczych UB wytrzymał tylko 3 dni. Skatowany zaczął mówić... Znów w teren ruszyły grupy operacyjne UB-KBW a katownie zapełniły się nowymi aresztantami i "przesłuchiwanymi"...

Jesienią 1948 roku Skoniecznemu - "Mazurowi" udało się namówić do zdrady dowódcę Komendy Powiatu "Orłowo" (część powiatu ostrołęckiego) Wacława Mówińskiego - "Szczygła", który przybrał kryptonim "Puszka". Obaj agenci stworzyli - w przenośni i dosłownie - zabójczy duet. Z rozkazu Kwiatkowskiego w nocy z 21 na 22 stycznia 1949 roku skrytobójczo zamordowali członków Komendy Powiatu "Orłowo": Józefa Chareckiego - "Sna" i Aleksandra Niewiadomskiego - "Sarnę". Nie dali im żadnej szansy. Zastrzelili ich równocześnie, podczas snu...

Po tym wydarzeniu decydenci z warszawskiego UB postanowili stopniowo "wycofać" "Mazura". Zwerbowany przez niego "Puszka" okazał się agentem skutecznym i z inicjatywą! Część namówionych przez niego do zdrady żołnierzy NZW, wejdzie później w skład specjalnej grupy zabójców o kryptonimie "V kolumna". Na rozkaz szefa warszawskiego UB ppłk. Bronisława Trochimowicza dokonają szeregu skrytobójczych egzekucji, m.in. w dniu 19 sierpnia 1949 roku ostatniego Komendanta Okręgu XVI NZW chor. Adama Boruckiego - "Dęba" i dwóch innych oficerów. Przez ponad 60 lat utrzymywano fałszywą wersję tego wydarzenia. W odróżnieniu od "Mazura" zabójcom z "V kolumny" "władza ludowa" nie okazała łaski. Zwabieni na spotkanie latem 1950 roku wszyscy zostali rozstrzelani na rozkaz dotychczasowych mocodawców.

Sam Henryk Skonieczny zaopatrzony w nowe dokumenty tożsamości i nową wersję życiorysu wyjechał na Wybrzeże. Tam zaczął nowe życie. Albo przynajmniej próbował...


Czy można przeżyć życie, osiągnąć pozycję zawodową i materialną - jak na warunki życia w PRL - a pod koniec coraz bardziej odczuwać przeraźliwą pustkę swojej dotychczasowej egzystencji? Gdy został sam i zaczął zapijać coraz bardziej ten swój strach, samotność, pustkę, gdzieś w jego wnętrzu zaczęło powstawać pytanie: "dlaczego?"

Nie umiał sobie odpowiedzieć na to pytanie. Zaczął rozmawiać sam ze sobą. Toczyć głośną dysputę. Usiłował przekonywać to wracające "dlaczego" tym, że był zwykłym tchórzem. Innym razem próbował zakrzyczeć bełkotem, że było to wszystko bez sensu, a on usiłował tylko ratować swoje życie. Nigdy jednak nie próbował oszukiwać, że zwalczał w ten sposób "bandytów". Wiedział, że nie byli bandytami...

Mijały kolejne miesiące a on nadal prowadził tą dziwną rozmowę. Mamrotał pod nosem niezrozumiałe wyrazy i oderwane od siebie zdania. Sąsiedzi z kamienicy, ludzie w kolejce z coraz większą obawą ale również i z niezdrową ciekawością patrzyli na dziwnego, zapuszczonego staruszka z coraz większymi objawami schizofrenii.

Nie wiedział, w którym momencie tej walki skapitulował przed samym sobą. A może był to ktoś Inny? Z cała wyrazistością zrozumiał, że umarł ostatecznie na pierwszym spotkaniu z Kwiatkowskim. I nie narodził się w nim nowy człowiek ze spreparowanym życiorysem i nazwiskiem. Ze zdrady i morderstwa nie narodził się N. Był wypaloną istotą, bez rodziny, bez przyjaciół jedynie z własnymi obawami i lękiem. Nie był ateistą ani wierzącym. Nie był wrogiem ustroju ani jego budowniczym. Nie był także nihilistą. Był dziwacznym stworzeniem z gatunku "homo sapiens", które kiedyś popełniło straszliwy błąd poprzedzający zbrodnię.

Coś się w nim wreszcie złamało. To był początek zimy. Podczas spaceru powodowany nagłym impulsem przekroczył próg Kościoła. Ostatniej nocy powrócił koszmar przeszłości. Znów stał w stodole w Wykrotach w styczniu '49. Obok niego "Szczygieł". Bez słowa wyciągnęli pistolety. Strzelił pierwszy. Ułamek sekundy później wypalił Wacek. Nawet nie celowali. Kule dosięgły serca. Ale ta twarz "Sna", którego rozwalił...! We śnie dokładnie wyglądał jak wówczas, prawie 40 lat temu jak go wynosili. Rozwichrzone włosy. Zamknięte oczy. Śmierć przyszła do niego podczas snu.

Wszedł do świątyni. Nikogo nie było. Niepewnie przeżegnał się. Idąc nie chciał robić hałasu, jakby się bał, aby go nie wyrzucono. Rzadko przychodził do Kościoła. Nie pamięta także, kiedy ostatni raz się modlił. To musiało być dawno temu. Niepewnie ukląkł przed ołtarzem. Na dużym krzyżu wisiał przybity Zbawiciel. Próbował przypomnieć sobie początek jakiejś modlitwy, ale słowa się plątały. Wreszcie zaprzestając walki z pamięcią zapytał głośnym szeptem wpatrując się w twarz Ukrzyżowanego: "Czy będę potępiony?!" Wpatrywał się w sylwetkę Zbawiciela długo, nie licząc czasu. Nie wiadomo, o czym myślał. A może przypomniał sobie, że dawno temu, taki jak on wydał Chrystusa na mękę...

Robert Radzik

 

REKLAMA

Komentarze (1)

# sokista

21.02.2015 17:21

Ciekawy tekst (przyczynek do historii Roja - "w ziemi lepiej słuchac"). Troche tekstowi literacko szkodzi jego jednoznaczność. Zdrada (jakakolwiek) jest jednoznaczna etycznie, ale juz nie psychologicznie czy faktycznie.
Traumy, erynie spod Pomiechówka mogły ścigać wszystkich. W Austrii była kiedys ciekawa reklama społeczna _ Gewalt zerstoert das Leben, egal auf welcher Seite du stehst.
więcej na forum

REKLAMA

Najnowsze informacje w Pulsie Warszawy

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane w Pulsie Warszawy

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024